Rozważanie Ewangelii według św. Mateusza

ROZDZIAŁ 16
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28
DOMAGANIE SIĘ ZNAKU OD JEZUSA
Przystąpili do Niego faryzeusze i saduceusze i wystawiając Go na próbę, prosili o ukazanie im znaku z nieba.1 Lecz On im odpowiedział: «Wieczorem mówicie: "Będzie piękna pogoda, bo niebo się czerwieni",2 rano zaś: "Dziś burza, bo niebo się czerwieni i jest zasępione". Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie możecie?3 Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza». Z tym ich zostawił i odszedł.4 (Mt 16,1-4)
Nie przyjmie prawdy ten, kto się na nią zamknął
„Przystąpili do Niego faryzeusze i saduceusze i wystawiając Go na próbę, prosili o ukazanie im znaku z nieba.” (Mt 16,1) Tym, którzy nie mieli dobrej woli, Jezus nie chciał dawać nowych znaków „z nieba”. Mieli ich już wystarczająco dużo, żeby uwierzyć w Niego. Znakami, że Jezus jest zapowiedzianym Mesjaszem, była między innymi Jego wyjątkowa mądrość i niezliczone cudowne uzdrowienia chorych. Znaki te były wystarczająco wymowne, żeby pobudzić do wiary, i przyjęły je serca pokorne i spragnione prawdy. Zostały jednak zignorowane przez pogrążone w mrokach – z powodu pychy i zazdrości – umysły i serca wrogów Jezusa. Zbawiciel wiedział, że do uwierzenia w Niego faryzeusze i saduceusze nie potrzebują nowego znaku, lecz porzucenia tego, co ich od Niego oddalało i zamykało na prawdę – przede wszystkim pychy. Nowe znaki do uwierzenia nie były im już potrzebne, dlatego ich nie otrzymali.
Nie nawróciliby się, nawet gdyby otrzymali nowy znak z nieba
Na żądanie znaku z nieba przez faryzeuszów i saduceuszów Jezus im odpowiedział: „Wieczorem mówicie: "Będzie piękna pogoda, bo niebo się czerwieni", rano zaś: "Dziś burza, bo niebo się czerwieni i jest zasępione". Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie możecie?” (Mt 16,2-3) Jezus wytyka swoim obłudnym przeciwnikom, że potrafią odczytywać znaki na niebie, które zapowiadają ładną pogodę lub burzę, a danych przez Niego znaków – takich jak uzdrawianie chorych i wyjątkowa Jego mądrość, ujawniona w Jego nauczaniu – nie potrafią właściwie odczytać. Nie potrafili ich odczytać, bo z powodu złej woli i zaślepienia przez pychę nie chcieli spojrzeć na nie obiektywnie i bez uprzedzeń. Nie chcieli się nawrócić i uwierzyć w Niego. Z powodu tej postawy Jezus nie dał im nowego znaku z nieba, którego się domagali.
Liczne znaki na niebie i na ziemi
„Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie możecie? Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku” (Mt 16,3-4) Znaki „z nieba” są dawane po to, byśmy się ciągle nawracali. Bóg daje nam ich bardzo dużo – tak dużo, że nawet się łatwo do nich przyzwyczajamy i nie odczytujemy ich jako przypomnienie, że czeka nas sąd Boży i dlatego powinniśmy być stale na niego przygotowani przez skruchę, ciągłe nawracanie się, pragnienie poprawiania się, pokutę. O wielu znakach na niebie i na ziemi wspomina Księga Apokalipsy, mówiąca o coraz bliższym dniu rozliczenia się każdego z nas przed Bogiem ze swojego postępowania. Czytamy tam: „I ujrzałem: gdy otworzył pieczęć szóstą, stało się wielkie trzęsienie ziemi i słońce stało się czarne jak włosienny wór, a cały księżyc stał się jak krew. I gwiazdy spadły z nieba na ziemię, podobnie jak drzewo figowe wstrząsane silnym wiatrem zrzuca na ziemię swe niedojrzałe owoce. Niebo zostało usunięte jak księga, którą się zwija, a każda góra i wyspa z miejsc swych poruszone. A królowie ziemscy, wielmoże i wodzowie, bogacze i możni, i każdy niewolnik, i wolny ukryli się do jaskiń i górskich skał. I mówią do gór i do skał: Padnijcie na nas i zakryjcie nas przed obliczem Zasiadającego na tronie i przed gniewem Baranka, bo nadszedł Wielki Dzień Jego gniewu, a któż zdoła się ostać?” (Ap 6,12-17) Na sądzie przed Bogiem stanie każdy: „królowie ziemscy, wielmoże i wodzowie, bogacze i możni, i każdy niewolnik”. Nikt nie znajdzie możliwości ukrycia się przed Bożą sprawiedliwością w Dniu Pańskim. Nie uchronią nikogo ani żadne „góry” lub „skały”, które w ciągu życia wydawały się skuteczną obroną przed Bożą sprawiedliwością i sprzyjały lekceważeniu jej. Przed „obliczem Zasiadającego na tronie” stanie każdy: albo po śmierci, na sądzie szczegółowym, albo jeszcze za swojego życia, w Dniu Pańskim. O tym nieuchronnym wydarzeniu powinno nam przypominać każde trzęsienie ziemi, zaćmienie słońca, księżyc czerwony jak krew, w czasie zaćmienia lub w czasie niektórych jego wschodów; deszcze meteorytów, które przypominają gwiazdy spadające z nieba na ziemię; każdy tajfun i trąba powietrzna, która wywołuje wrażenie, że niebo zwija się jak zwój księgi; każdy wulkan, który czasem wywołuje wyłonienie się z wód nowej wyspy lub, przeciwnie, powoduje jej zmniejszenie się, zniszczenie lub całkowite zatopienie. Te znaki i kataklizmy zawsze powinny być odczytywane nie tylko jako „skutek ocieplenia się klimatu i nadmiaru dwutlenku węgla albo jakiejś dziury ozonowej”, lecz przede wszystkim jako powtarzające się Boże wezwania do nawrócenia, bo wcześniej czy później staniemy oko w oko z Bożą sprawiedliwością. I naprawdę nikt tego nie uniknie.
(Więcej o Bożej sprawiedliwości i o sądzie Bożym tutaj)Codzienne znaki na niebie, dawane nam przez Boga
„Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie możecie? Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku” (Mt 16,3-4) Trudno policzyć znaki Boże, dawane nam każdego dnia. Każdy codzienny wschód i zachód słońca to znaki, które powinny nas pobudzać do myślenia. Wschodzące słońce mówi nam, że Bóg daje nam nowy dzień w drodze do wieczności, abyśmy go dobrze przeżyli i zbliżyli się do nieba. Zachód słońca powinien nam przypominać, że któryś z ziemskich dni będzie naszym ostatnim na ziemi, a potem – wieczność. Jeśli mamy serca czyste, to przez wszystkie wspaniałe stworzenia zobaczymy Boga, który ciągle daje nam znaki swojej miłości, poucza nas i pomaga dojść do swojego domu – nieba.
Także nocne niebo przypomina nam o ważnych sprawach objawionych
„Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie możecie? Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku” (Mt 16,3-4) 
Maryja jest nazywana „Gwiazdą zaranną” „śliczną Jutrzenką”, np. w pieśni religijnej, w której znajduje się prośba do Niej skierowana: 
„Gwiazdo zaranna, śliczna Jutrzenko, 
Niepokalana Maryjo Panienko! 
Bez pierworodnej zmazy poczęta,
Módl się za nami, Królowo święta!”
Na sklepieniu niebieskim tą „Gwiazdą zaranną”,„Jutrzenką” jest bardzo jasna planeta Wenus, która albo wschodzi przed słońcem, albo podąża za nim, gdy ono zachodzi. Jedno i drugie położenie tej pięknej planety ma symboliczną wymowę. Kiedy Jutrzenka poprzedza wschód słońca, to je zapowiada, chociaż jest jeszcze ciemno. Tak było z Maryją, Matką Zbawiciela, „Wschodzącego Słońca” (Łk 1,78). Jej narodziny zwiastowały zbliżający się czas Jego przyjścia na świat. Zapowiadały nadejście naszego Pana, Jezusa Chrystusa, „dzięki litości serdecznej Boga naszego” (Łk 1,78)
 To „Wschodzące Słońce” – zapowiedziane przez narodziny Jutrzenki Zarannej, Maryi – jaśnieje „tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju.”(Łk 1,79) Tak więc o naszym Zbawicielu i Jego Matce przypomina nam każde pojawienie się planety Wenus o wczesnym świcie.
Kiedy natomiast planeta Wenus pojawia się wieczorem na zachodniej części nieba, to podąża za zachodzącym słońcem. To podążanie za nim przypomina nam godną naśladowania postawę Maryi, która zawsze wypełniała wolę Bożą i przez to podążała za Bogiem, Słońcem. Nie chodziła w życiu własnymi drogami, lecz tymi, które Jej wyznaczył Bóg. Te piękne cechy Maryi zostały zapisane w Piśmie Świętym, a także na sklepieniu niebieskim, aby przez cały rok przypominały ludziom mającym czyste serca Jej doskonały przykład życia.
Inny znak Maryjny na niebie
„Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie możecie? Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku” (Mt 16,3-4) Jeszcze innego znaku Maryjnego na nocnym niebie można się doszukać w sąsiadujących ze sobą gwiazdozbiorach: Panny, Węża Morskiego (czyli Hydry) i Lwa. Blisko najjaśniejszej gwiazdy (Spiki) w konstelacji Panny, znajduje się ogon Węża Morskiego, który zawsze jest tak ustawiony, jakby uciekał od gwiazdozbioru Panny. Ten układ przypomina symbolicznie prawdę objawioną w Piśmie Świętym, że Niewiasta, Maryja Panna, zmiażdży głowę węża-szatana. On wie o tym, dlatego ma Ją w nienawiści i jakby ciągle uciekał od mocy, danej Jej od Boga. Tę ucieczkę symbolicznie pokazuje na niebie – kiedy jest widoczny – gwiazdozbiór Panny i Węża Morskiego. Te dwa gwiazdozbiory przypominają nam, że obronę przed szatanem i złymi duchami można znaleźć w pokornej Służebnicy Pańskiej, którą Bóg obdarzył potężną mocą. O tej mocy przypomina nam symbolicznie gwiazdozbiór Lwa, który znajduje się po stronie „głowy” konstelacji Panny. Zwycięskim bowiem „Lwem z pokolenia Judy” został nazwany w Księdze Apokalipsy (Ap 5,5) Syn Maryi, Jezus Chrystus. To od tego Boskiego „Lwa” Maryja otrzymała moc nad wężem-szatanem. Z tego powodu możemy u Niej szukać pomocy w czasie jego szczególnych ataków. Ona obroni nas przed nim mocą otrzymaną od swojego Boskiego Syna, Jezusa Chrystusa.
KWAS FARYZEUSZÓW I SADUCEUSZÓW
Przeprawiając się na drugi brzeg, uczniowie zapomnieli wziąć z sobą chleba.5 Jezus rzekł do nich: «Uważajcie i strzeżcie się kwasu faryzeuszów i saduceuszów!»6 Oni zaś rozprawiali między sobą i mówili: «Nie wzięliśmy chleba».7 Jezus, poznawszy to, rzekł: «Ludzie małej wiary czemu zastanawiacie się nad tym, że nie wzięliście chleba?8 Czy jeszcze nie rozumiecie i nie pamiętacie owych pięciu chlebów na pięć tysięcy, i ile zebraliście koszów?9 Ani owych siedmiu chlebów na cztery tysiące, i ileście koszów zebrali?10 Jak to, nie rozumiecie, że nie o chlebie mówiłem wam, lecz: strzeżcie się kwasu faryzeuszów i saduceuszów?»11 Wówczas zrozumieli, że mówił o wystrzeganiu się nie kwasu chlebowego, lecz nauki faryzeuszów i saduceuszów.12 (Mt 16,5-12)
Potrzeba uważnego słuchania słowa Bożego
„Jezus rzekł do nich: «Uważajcie i strzeżcie się kwasu faryzeuszów i saduceuszów!» Oni zaś rozprawiali między sobą i mówili: «Nie wzięliśmy chleba».” (Mt 16,6-7) Uczniowie Jezusa, przeprawiający się na drugi brzeg łodzią, nie zrozumieli Jego słów, ponieważ ich myśli i uwaga były skoncentrowane na braku chleba. Ich zachowanie to jakby ilustracja do słów Jezusa o ziarnie Bożym, które spadło między ciernie trosk doczesnych i nie mogło wzrosnąć, jak to wyjaśnił Jezus: „Posiane między ciernie (ziarno) oznacza tego, kto słucha słowa, lecz troski doczesne i ułuda bogactwa zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne.” (Mt 13,22) Apostołowie jednak szybko wyplątali się z tych cierni dzięki pouczeniom Jezusa, które przyjęli po wysłuchaniu ich. Swoim przykładem pokazali nam, że trzeba stale słuchać słowa Bożego i ciągle się na nim koncentrować – nawet wtedy, gdy myślimy o zdobyciu codziennego chleba. Jeśli tego nie uczynimy, nie zrozumiemy wielu Bożych pouczeń, które zwiędną w nas jak słaba roślinka, która wyrosła z ziarna kiełkującego między cierniami. A tych cierni wiele jest w świecie. One oplatają nas i niszczą w nas Bożą prawdę, zastępując różnymi kłamliwymi ideologiami i złudzeniami.
Troska o coś ważniejszego niż brak chleba
„Jezus rzekł do nich: «Uważajcie i strzeżcie się kwasu faryzeuszów i saduceuszów!» Oni zaś rozprawiali między sobą i mówili: «Nie wzięliśmy chleba».” (Mt 16, 6-7) Ponieważ uczniowie myśleli, że Jezus – mówiąc o „kwasie faryzeuszów i saduceuszów” – mówił o chlebie zrobionym na bazie kwasu, dlatego wyjaśnił im, że nie miał na myśli chleba. Powiedział: „Jak to, nie rozumiecie, że nie o chlebie mówiłem wam, lecz: strzeżcie się kwasu faryzeuszów i saduceuszów?»” (Mt 16,11) Kiedy uczniowie spostrzegli, że nie zabrali ze sobą chleba, to sprawa ta była dla nich w tym momencie czymś najważniejszym. Dlatego przypuszczali, że Jezus też nawiązywał do tego ich problemu, kiedy mówił o „kwasie faryzeuszów i saduceuszów”. Zbawiciel jednak nie mówił o kwasie znajdującym się w chlebie, lecz o zepsuciu wrogo nastawionych do Niego przeciwników, które może się przenosić na innych ludzi. Miał na myśli sprawy o wiele ważniejsze niż codzienne jedzenie – sprawy moralne. Przestrzegał swoich uczniów, aby nie przyjmowali zepsucia atakujących Go faryzeuszów i saduceuszów, które nazwał „kwasem”.
Troska o chleb zamiast ufania Jezusowi
„Oni zaś rozprawiali między sobą i mówili: «Nie wzięliśmy chleba».” (Mt 16,7) Uczniowie Jezusa martwili się z powodu braku chleba, którego nie wzięli przez zapomnienie. Ogarniał ich niepokój, chociaż niedawno byli świadkami cudów rozmnożenia przez Jezusa chleba i ryb (Mt 14,13-21 i Mt 15,32-39). Nie tylko własnymi rękami rozdawali ten pokarm ludziom, ale z pewnością i sami jedli. Mogli się więc przekonać, że chleby i ryby nie były urojone, lecz – prawdziwe. Pomimo tego cudu zamartwiali się, kiedy spostrzegli w czasie przeprawiania się na drugi brzeg jeziora, że nie zabrali ze sobą chleba. Z niepokojem rozmawiali o tym między sobą, martwiąc się tym, że oni i Jezus będą bez posiłku. Jakby zapomnieli o Jego mocy, o Jego litowaniu się nad głodem cielesnym i duchowym człowieka.
Szerzący się kwas niechęci wobec Jezusa
Jezus rzekł do nich [do swoich uczniów]: «Uważajcie i strzeżcie się kwasu faryzeuszów i saduceuszów!» (Mt 16,6) Tym „kwasem faryzeuszów i saduceuszów była ich pełna niechęci postawa wobec Chrystusa. Ewangelie opisują powtarzające się ich ataki na Niego. Niechęć do Jezusa powstawała wskutek ich zazdrości i pychy. Zdawali sobie sprawę, że nie posiadają Jego mocy ani mądrości, dlatego ludzie mogą się odwrócić od nich i podążać za Nim. Ten „kwas” wciąż wzrastającej niechęci do Jezusa mógłby się przenieść na innych, nawet na Jego uczniów, gdyby byli nieostrożni. Dlatego Jezus zwrócił się do nich – uczniów, pośród których był także Judasz, Jego przyszły zdrajca – mówiąc: „Uważajcie i strzeżcie się kwasu faryzeuszów i saduceuszów!” (Mt 16,6). Oni jednak nie zrozumieli słów Jezusa myśląc, że zakazuje im spożywania lub kupowania chleba, wytwarzanego na bazie kwasu chlebowego. I dzisiaj w wielu sercach powstaje „kwas” niechęci do Jezusa Chrystusa i Kościoła, który jest Jego mistycznym ciałem. I nie tylko powstaje, ale również się przelewa na innych ludzi, wywołując w nich podobne niechętne uczucia. Wielu zaczyna gardzić i Kościołem, i Jezusem, naszym Zbawicielem, i Jego zbawczym Krzyżem. Ta niechęć, pogarda i nienawiść przelewa się na otoczenie, zarażając stopniowo nowych ludzi.
Zamaskowany kwas zła
„Jezus rzekł do nich: «Uważajcie i strzeżcie się kwasu faryzeuszów i saduceuszów!»” (Mt 16,6) Aby ustrzec się kwasu faryzeuszów i saduceuszów, czyli różnych form niechęci, pogardy i nawet otwartej nienawiści wobec Chrystusa i ludzi, trzeba „uważać”. Trzeba być uważnym i czujnym, bo „kwas zła” może w nas wniknąć niepostrzeżenie, podawany jest nam bowiem nieraz nie jako kwas, lecz jako słodkie i smaczne cukierki z witaminami. Dla zmylenia kwas zła przyobleka się w różne formy dobra, aby nie drażnił, nie budził odrazy i został przyjęty. Częstym opakowaniem kwasu zła, mającym pozory dobra, jest „wolność”, „demokracja”, „równouprawnienie”, „prawa kobiet”, „rozliczanie się”, „duma”, „posiadanie odwagi, by mówić”, „troska o przyrodę, zwierzęta, klimat”, „odnowa Kościoła i dostosowanie go do świata współczesnego”. Wszystkiego, co dobre, używa się jako piękną osłonę zatrutego kwasu zła i podaje codziennie przez środki społecznego przekazu. Dlatego Jezus mówi każdemu z nas: „Uważajcie!” Trzeba uważać, aby odróżnić dobro od zła.
Trzeba usunąć z serc „kwas faryzeuszów i saduceuszów”
„Jezus, poznawszy to, rzekł: «Ludzie małej wiary czemu zastanawiacie się nad tym, że nie wzięliście chleba? Czy jeszcze nie rozumiecie i nie pamiętacie owych pięciu chlebów na pięć tysięcy, i ile zebraliście koszów? Ani owych siedmiu chlebów na cztery tysiące, i ileście koszów zebrali? Jak to, nie rozumiecie, że nie o chlebie mówiłem wam, lecz: strzeżcie się kwasu faryzeuszów i saduceuszów?» Wówczas zrozumieli, że mówił o wystrzeganiu się nie kwasu chlebowego, lecz nauki faryzeuszów i saduceuszów. (Mt 16,8-12) Jezus, widząc zatroskanie uczniów z powodu tego, że nie zabrali ze sobą chleba, zwrócił im uwagę na coś znacznie ważniejszego od tego. Pouczył ich, że troska o chleb nie może być jedyną troską człowieka. Inną – równie ważną albo ważniejszą – ma być troska o stałe usuwanie ze swego wnętrza „kwasu faryzeuszów i saduceuszów”, czyli zła, zdeprawowania. Najgorszym „kwasem”, jaki powstał w ich sercach, była stale rosnąca w nich niechęć do Jezusa, a potem – pragnienie zabicia Go. Słowa Jezusa są bardzo ważne w naszych czasach, kiedy wszystko kręci się wokół „chleba”, czyli dobrobytu materialnego, jedzenia i przyjemności, a równocześnie wzrasta w ludzkich sercach coraz bardziej „kwas faryzeuszów i saduceuszów”, którym jest szerząca się niechęć do Kościoła, Mistycznego Ciała Chrystusa. Ten „kwas” zakwasza coraz więcej ludzkich serc i pobudza do atakowania Kościoła i wypisywania się z niego. Trzeba jednak pamiętać, że atak na Kościół jest atakiem na samego Chrystusa, który Szawłowi pod Damaszkiem nie powiedział: „Dlaczego prześladujesz mój Kościół, moich uczniów”, lecz: „Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz? Kto jesteś, Panie? – powiedział. A On: Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz.” (Dz 9,4-5) Nie da się więc atakować Kościoła, bez atakowania Jezusa.
Kwas faryzeuszów i saduceuszów albo kwas królestwa Bożego
„Jak to, nie rozumiecie, że nie o chlebie mówiłem wam, lecz: strzeżcie się kwasu faryzeuszów i saduceuszów?» Wówczas zrozumieli, że mówił o wystrzeganiu się nie kwasu chlebowego, lecz nauki faryzeuszów i saduceuszów.” (Mt 16,11-12) Trawiący serca przeciwników Jezusa kwas pogardy, obłudy, udawanej pobożności i nienawiści do Zbawiciela świata może pojawić się w każdym człowieku, który się nie broni przed nim i nie zastępuje go kwasem królestwa Bożego. Strzec się przed „kwasem faryzeuszów i saduceuszów” znaczy ciągle usuwać go ze swojego wnętrza i zastępować go innym kwasem, o który mówi Jezus – zaczynem królestwa Bożego, czyli kwasem prawdy i miłości. O tym dobrym kwasie mówił Jezus, kiedy pouczał o królestwie Bożym. Powiedział: „Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło.” (Mt 13,33) Ten dobry kwas królestwa Bożego pojawia się w sercach ludzi wierzących, otwartych na prawdę Bożą i pragnących kochać Boga i bliźnich, w sercach, które nie przyjmują faryzejskiego kwasu obłudy i niechęci do Chrystusa, Jego Kościoła i do bliźnich. Zaczyn królestwa Bożego stopniowo uszlachetnia całe życie tych ludzi, tworząc w nich królestwo dobra i prawdy.
Kwas zła może zepsuć nie tylko innych, ale także i nas samych
„Jezus rzekł do nich: «Uważajcie i strzeżcie się kwasu faryzeuszów i saduceuszów!»” (Mt 16,6) Jezus upominał swoich wiernych uczniów, aby uważali na siebie i mieli świadomość, że zepsucie „kwasem faryzeuszów i saduceuszów” może również ich dotknąć. I może się to dokonać w sposób powolny i niezauważony przez nas. Łatwiej bowiem widzimy zło poza sobą, niż – w sobie. Bez trudu rzucają się nam w oczy ludzie, którzy – według nas – są zepsuci i obłudni jak faryzeusze z czasów Chrystusa. Chętnie też usunęlibyśmy z ich wnętrza faryzejski „kwas”, zwłaszcza wtedy, gdy musimy się z takimi ludźmi często spotykać lub nawet żyć pod jednym dachem. Chcielibyśmy ich zmienić, bo ich wady są dla nas przykre, raniące, uciążliwe. Jezus – mówiąc o zepsuciu, które nazwał „kwasem faryzeuszów i saduceuszów” – podkreśla, że nie powinniśmy dopuszczać tego zepsucia do siebie. Mówi nam: „Uważajcie i strzeżcie się”. „Strzeżcie się” i wy, bo kwas zepsucia łatwo niszczy i wyżera każde serce. Może zdeprawować również nas, a nawet tego nie zauważymy. Jeśli tak się stanie, to nikomu nie będzie dobrze z nami. Będziemy dla otoczenia uciążliwi, niemili i trudni do zniesienia jak faryzeusze z czasów Chrystusa, chociaż nie zauważymy tego. Nie zawsze ludziom jest tak dobrze z nami, jak sobie to wyobrażamy. Nieraz ciągle innych ranimy, a wydaje się nam, że nic takiego się nie dzieje. Nieraz ludzie unikają kontaktu z nami, bo – z naszego powodu – trudno im nas znieść, chociaż nam się wydaje, że jesteśmy chodzącą dobrocią, wyrozumiałością, sprawiedliwością, cierpliwością, szczerością; że chcemy się tylko opiekować i pomagać, zwłaszcza tym, którzy nie wiedzą, co jest dla nich dobre; że chcemy tylko ubogacać innych prawdą, której oni nie znają tak jak my...
Troska o chleb dla ciała nieraz większa niż o pokarm dla duszy
„Oni zaś rozprawiali między sobą i mówili: «Nie wzięliśmy chleba».” (Mt 16,7) To oczywiste, że człowiek musi jeść, bo inaczej umrze. Jednak jedzenie nie może się stać czymś w rodzaju bałwochwalczego kultu pokarmu, celebracją, marnowaniem czasu lub niszczeniem zdrowia. Dzisiaj panuje moda na różne diety, jakby w nich było ocalenie od każdego zła, grożącego człowiekowi. Jednak żadna dieta, nawet najzdrowsza, nie uświęca naszego ducha. Uświęca ją natomiast post, podejmowany z dobrą intencją, np. dla nawrócenia świata. Przesadne koncentrowanie się na dietach może odciągać od spraw duchowych, od troski o właściwe „odżywianie” naszej duszy. A ona – podobnie jak ciało – potrzebuje zdrowego pokarmu do prawidłowego funkcjonowania. Tym pokarmem nie jest jednak żadna dieta pokarmowa. Żadna nie oczyszcza duszy, splamionej egoizmem, grzechami. Nieraz może nawet przynieść szkody duchowe, gdy np. łączy się z obojętnością na los bliźnich, którzy nie mają środków, by zakupić dla siebie i swojej rodziny podstawowej żywności. Pokarmem dla duszy jest słowo Boże i Ciało Chrystusa, Komunia św.. Umacnia ducha także każdy dobry bezinteresowny czyn – wykonany dla chwały Bożej i dobra bliźnich – tak jak ćwiczenia gimnastyczne wzmacniają nasze ciało.
Potrzeba umacniania nie tylko ciała, ale i ducha ludzkiego
„Oni zaś rozprawiali między sobą i mówili: «Nie wzięliśmy chleba».” (Mt 16,7) Zaniepokojenie uczniów o brak chleba wyrażało ich troskę o pokarm dla ciała. Ale nie tylko ono wymaga pokarmu, również dusza go potrzebuje. Ciało do poprawnego działania i prawidłowego rozwoju potrzebuje także aktywności, ruchu, a często jeszcze dodatkowych ćwiczeń gimnastycznych. Podstawową aktywnością, która rozwija i uświęcająca naszego ducha jest miłość, przejawiająca się w bezinteresownych działaniach dla chwały Bożej i dla dobra człowieka. Każdy przejaw bezinteresownej miłości rozwija nas, nawet jeśli jest czysto duchowy, taki jak np. szczera modlitwa o tryumf Bożej prawdy i dobra na świecie, modlitwa za potrzebujących ludzi itp. Aby ludzka miłość i wypływająca z niej aktywność była rzeczywiście miłością, potrzeba karmienia swojej duszy Bożą prawdą. Ona jak światło pokazuje, jak powinna wyglądać rozumna, czyli prawdziwa miłość, jakie mają być jej dobre i sensowne przejawy. Bez światła prawdy, Bożej prawdy, można jako miłość traktować różne formy swojego egoizmu i zaspokajania swoich egoistycznych pożądań.
Ćwiczenia duchowne rozwijające ducha
„Oni zaś rozprawiali między sobą i mówili: «Nie wzięliśmy chleba».” (Mt 16,7) Ciało i dusza ludzka potrzebują pokarmu: ciało – fizycznego, dusza – duchowego. Również aktywność potrzebna jest i dla ciała, i dla ducha: aktywność miłowania Boga i ludzi oraz aktywność zdobywania prawdy. Często ciało – oprócz normalnego codziennego ruchu – potrzebuje dodatkowo różnych ćwiczeń gimnastycznych. Podobnie jest z naszą duszą. Pożyteczne dla niej i rozwijające ją są różne „ćwiczenia duchowne”. W Kościele były one znane, praktykowane i polecane od wieków. Do tych „ćwiczeń” zaliczają się takie praktyki jak rozmyślanie nad prawdami Bożymi, medytowanie ich; różne modlitwy, które ogarniają przede wszystkim ludzkie serce; lektura duchowa, czyli czytanie tego, co pobudza nas do życia zgodnego z Ewangelią; rekolekcje, odprawianie Drogi Krzyżowej, codzienne rachunki sumienia i bardzo wiele innych. 
W dobie internetu można znaleźć jeszcze jedną pożyteczną praktykę, którą jest połączenie się z jakimś kościołem lub kaplicą z wystawionym Najświętszym Sakramentem i adorowanie Jezusa, obecnego we wszystkich tabernakulach świata. Może to być pożyteczne zwłaszcza dla tych, którzy nie mają w każdej chwili dostępu do otwartego kościoła.
Te „ćwiczenia” umacniają ducha ludzkiego, rozwijają go, tak jak gimnastyka wzmacnia ciało. Sprawiają że Chrystus może coraz bardziej stawać się naszym Królem, który naprawdę króluje w nas i pomaga nam podążać drogą zbawienia.
Pożyteczny lub zatruty pokarm dla ludzkiej duszy
„Oni zaś rozprawiali między sobą i mówili: «Nie wzięliśmy chleba».” (Mt 16,7) Wielu z nas myśli tylko o pokarmie dla ciała, zapominając o pokarmie dla duszy. Zdarza się też, że chcąc dać ludzkiemu duchowi pokarm, karmi się go duchową trucizną – fałszem, kłamstwami. Jedną z bardzo pożytecznych form duchowego pokarmu jest modlitwa myślna, kontemplacyjna, nazywana też, rozmyślaniem, rozważaniem, medytacją. Ten rodzaj modlitwy jest bardzo pożyteczny dla doskonalenia ludzkiego ducha. Ta medytacyjna modlitwa polega na koncentrowaniu się na Bogu, Jego obecności, miłości, wspaniałości, wszechmocy, mądrości, nieskończoności, miłosierdziu, niezmienności i innych Jego doskonałościach. Tę myślną modlitwę nazywa się też rozważaniem, gdyż rzeczywiście rozważa się podczas niej różne prawdy objawione przez Boga – prawdy związane z Nim i naszym zbawieniem. Rozważa się dane nam przez Boga pouczenia, które ukazują nam drogę do Niego, do coraz doskonalszego miłowania bliźnich. Rozważamy drogę wiodącą do zbawienia. Modlitewne medytacje nie są jednak rozważaniem jakiejś „martwej doktryny chrześcijańskiej”, lecz wsłuchiwaniem się w Boga żywego i obecnego przy nas i w nas. Na tej modlitwie „patrzymy” oczami duchowymi na żywego i obecnego Boga i słuchamy Go. Ta modlitwa jest odczytywaniem Jego woli, połączonym z pragnieniem jej wypełnienia. Dobra medytacja jest modlitewnym kontaktem z Bogiem, karmieniem duszy Jego prawdą i Nim Samym – Życiem i Źródłem wszelkiego życia. Cennej dla naszego ducha modlitewnej medytacji nad Bożą prawdą nie należy mylić z rozpowszechnionymi medytacjami wschodnimi. Z medytacją chrześcijańską łączy je tylko myląca nazwa. Nie są one modlitwą, ponieważ nie ma w nich rozważania żywego i osobowego Boga ani Jego prawdy objawionej. Ponieważ medytacje wschodnie nie są kontaktem z Bogiem żywym i prawdziwym, to – wbrew temu, co o nich mówią reklamujący je propagatorzy – nie odżywiają ducha ludzkiego i nie rozwijają go. Nie koncentrują one nikogo na Bogu, lecz na samym sobie, na czynnościach i pozycjach swojego ciała. Trudno przypuszczać, by ćwiczenie się w takim swoistym egocentryzmie mogło mieć pozytywny wpływ na rozwój miłości do Boga i do ludzi, na życie rodzinne. Nie rozwija miłości koncentrowanie się na sobie, tak jak nie rozwija jej koncentrowanie się bez przerwy na komórce, grach komputerowych i innych bezużytecznych dla siebie i bliźnich swoich pasjach.
Łatwość zapominania o wielkich dziełach Bożych
Chrystus przypomniał swoim uczniom dokonane niedawno cuda rozmnożenia chleba i ryb (Mt 14,13-21 i Mt 15,32-39).Powiedział: „Czy jeszcze nie rozumiecie i nie pamiętacie owych pięciu chlebów na pięć tysięcy, i ile zebraliście koszów? Ani owych siedmiu chlebów na cztery tysiące, i ileście koszów zebrali?” (Mt 16,9-10) Chrystus wypowiedział te słowa, bo Jego uczniowie zachowywali się rzeczywiście tak, jakby już zapomnieli o Jego wielkich cudach. Nie denerwował się jednak, lecz spokojnie przypomniał im to, w czym niedawno uczestniczyli i czego byli świadkami. Nieraz wierzący krytykują księży za to, że się powtarzają na kazaniach, że mówią ciągle jedno i to samo. Jednak tych krytykujących można by zapytać, czy się już tak zmienili, żeby nie trzeba było im przypominać na nowo tego samego. Ponieważ łatwo zapominamy o Bogu, o Jego wielkich łaskach, dlatego potrzebujemy ciągłych takich samych przypomnień, tak jak dziecko potrzebuje ustawicznego takiego samego przypominania o potrzebie dobrego postępowania. W Piśmie św. słowa się nie zmieniają. Są codziennie takie same, bo prawda jest zawsze taka sama i również nasze niedoskonałości i grzechy też są najczęściej, niestety, codziennie takie same.
Brak zaufania Bogu powiększa niepokoje
„Oni zaś rozprawiali między sobą i mówili: «Nie wzięliśmy chleba». Jezus, poznawszy to, rzekł: «Ludzie małej wiary czemu zastanawiacie się nad tym, że nie wzięliście chleba?»” (Mt 16,7-8) Jezus uznał za przejaw małej wiary zamartwianie się uczniów z powodu tego, że zapomnieli zabezpieczyć sobie posiłek na najbliższe godziny. Sami nie pomyśleli o zabraniu chleba, a o potędze Jezusa, który mógł im zapewnić pożywienie w każdej chwili, zapomnieli. Dlatego się martwili i niepokoili. I tak jest zawsze: brak zaufania Bogu pogłębia różne lęki i niepokoje rodzone przez świat: niepokój o pożywienie, o zdrowie i życie, o utrzymanie dzieci i rodziny, o przyszłość. I przeciwnie, ufność pokładana w Ojcu, którego prosimy: „Ojcze nasz... chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”, te obawy zmniejsza lub całkowicie usuwa. Znając swoją słabość i łatwość zapominania o Bożej potędze, powinniśmy jak najczęściej w ciągu dnia myśleć i mówić: „Jezu, ufam Tobie” i „Ojcze nasz...”.
Uczniowie Jezusa nie rozmawiali wyłącznie o chlebie
„Oni zaś rozprawiali między sobą i mówili: «Nie wzięliśmy chleba».” (Mt 16,7) Apostołowie, na szczęście, nie rozmawiali tylko o ziemskim chlebie. Tylko czasem się martwili o jego brak. Nie to jednak było ich najważniejszą troską. Chodzili z Jezusem, pozwalali Mu się formować, chcieli zbawienia i dla siebie, i dla innych ludzi. Są jednak tacy, którzy naśladują tylko ich chwilową słabość i martwienie się o jedzenie. To ludzie zajęci wyłącznie chlebem i sprawami tego świata. Nie mają innych celów, jak tylko ziemskie. O nich myślą, do nich dążą. O wieczności nie myślą. Droga zbawienia ich nie interesuje. Pomaganie innym w zbawieniu jest im zupełnie obce. Nieraz dużo osiągają na ziemi, a niewiele lub nic dla swojego zbawienia. Skupianie się na sprawach tego świata wcześniej czy później prowadzi do niepokoju, udręczenia i smutku. Stopniowo zabija nadzieję życia wiecznego i w niczym nie pociesza. Inaczej jest z tymi, którzy często myślą o życiu wiecznym i starają się dojść do nieba. Pielęgnowana w ich sercach nadzieja budzi pokój i radość nawet wtedy, gdy ziemskie sprawy wywołują wyłącznie niepokój i poczucie beznadziejności. Nadzieja jest dla nich światłem w różnych mrocznych tunelach życia.
Nikt by na świecie nie głodował, gdyby ludzkość podążała za Chrystusem
Uczniowie rozmawiali między sobą o tym, że nie zabrali chleba. „Jezus, poznawszy to, rzekł: «Ludzie małej wiary czemu zastanawiacie się nad tym, że nie wzięliście chleba? Czy jeszcze nie rozumiecie i nie pamiętacie owych pięciu chlebów na pięć tysięcy, i ile zebraliście koszów? Ani owych siedmiu chlebów na cztery tysiące, i ileście koszów zebrali?” (Mt 16,8-10) Martwiącym się o brak jedzenia uczniom Jezus przypomniał swoje cuda rozmnożenia chleba i ryb (Mt 14,13-21 i Mt 15,32-39) i to, że zebrali o wiele więcej odpadków jedzenia niż mieli go na początku. Przypomniał im swoją hojność w dawaniu, aby Mu nadal ufali i pamiętali, że dla Niego nie stanowi żadnej trudności nakarmienie tłumów, a nawet – całej ludzkości. I tak by rzeczywiście było, gdyby świat Go nie odrzucał. Nie byłoby głodu na świecie nie tylko z powodu jakiegoś Jego nadzwyczajnego cudu. Nie. Gdyby bowiem ludzkość poważnie traktowała Jego i Jego naukę, ludzie troszczyliby się z miłością o każdego potrzebującego człowieka. Nie byłoby szkodliwej super-konsumpcji, nie marnowano by też żywności i dlatego nikomu by jej nie zabrakło.
Umocnienie ufności i wiary uczniów przez Jezusa
„Oni zaś rozprawiali między sobą i mówili: «Nie wzięliśmy chleba». Jezus, poznawszy to, rzekł: «Ludzie małej wiary czemu zastanawiacie się nad tym, że nie wzięliście chleba?»” (Mt 16,7-8) Kiedy Jezus zauważył rozmowy uczniów, które ujawniały ich brak pełnego zaufania Mu i zapomnienie o Jego mocy, zwrócił się do nich, aby wzmocnić ich wiarę. Przypomniał im dokonane przez Siebie cuda rozmnożenia chleba i ryb (Mt 14,13-21 i Mt 15,32-39) – cuda, który ujawniły Jego potęgę i wrażliwość na wszystkie potrzeby człowieka, także na te najbardziej elementarne jak konieczność jedzenia. Chociaż uczniowie o nic Go nie pytali, to jednak odezwał się do nich. Ponieważ troszczył się o rozwój ich wiary, dlatego zaczął mówić. Jego słowa były pokarmem dla ich ducha. Tego pokarmu im nie żałował, tak jak nie żałował tłumom pokarmu z cudownie rozmnożonego chleba i ryb. Przykład Jezusa przypomina nam, że gdy dostrzegamy brak wiary w jakimś człowieku, powinniśmy zawsze zareagować. Jeśli można mu przekazać słowo Boże, to powinniśmy to uczynić. Często jednak nie jest to możliwe. Wtedy także powinniśmy zareagować, modląc się za konkretnego człowieka, ludzi i cały świat, który pogrążył się w niewierze. Modlitwę można umocnić jakąś formą postu i umartwienia.
Inny Chleb, za który trzeba dziękować
„Czy jeszcze nie rozumiecie i nie pamiętacie owych pięciu chlebów na pięć tysięcy, i ile zebraliście koszów? Ani owych siedmiu chlebów na cztery tysiące, i ileście koszów zebrali?” (Mt 16,9-10) Jezus przypomniał swoim uczniom dwa cudowne rozmnożenia chleba, które dokonały się przy nich (Mt 14,13-21 i Mt 15,32-39), bo jakby zapomnieli o tych niezwykłych wydarzeniach. Dzisiaj Jezus wielu na świecie musiałby przypomnieć, że jest Bogiem, który zapewniłby żywność wszystkim mieszkańcom ziemi, gdyby wszyscy zachowywali Jego przykazanie miłości do bliźniego i troszczyli się o ludzi tak, jak to przykazanie nakazuje. Ale przede wszystkim musiałby przypomnieć bardzo wielu o innym cudownym chlebie – o Komunii św.. W niej On sam karmi nas swoim Ciałem i swoją Krwią. O tym prawdziwym Chlebie Życia wielu zapomina albo – ściślej mówiąc – ignoruje go przez lekceważące podejście do Mszę św. Wielu wybiera rozrywki i przyjemności zamiast pójść na Ucztę Eucharystyczną i posilić się Ciałem i Krwią Chrystusa. Ponadto każda Msza św. jest uobecnieniem Ofiary krzyżowej Jezusa, w którą możemy się włączyć i za którą wypadałoby nam jak najczęściej dziękować. Tej ofierze bowiem zawdzięczamy możliwość osiągnięcia wiecznego zbawienia.
Jezus przypomniał to, co uznał za ważne w danej chwili
„Czy jeszcze nie rozumiecie i nie pamiętacie owych pięciu chlebów na pięć tysięcy, i ile zebraliście koszów? Ani owych siedmiu chlebów na cztery tysiące, i ileście koszów zebrali?” (Mt 16,9-10) Jezus przypomniał dwa cudowne rozmnożenia chlebów (Mt 14,13-21 i Mt 15,32-39). W Jego przytoczonych przez Ewangelistę słowach nie ma mowy o pomnożeniu ryb, lecz tylko o rozmnożeniu chleba i o zebranych licznych koszach pełnych ułomków, które jedzący pozostawili. Napełnione ułomkami jedzenia kosze musiały bardzo mocno utkwić w pamięci uczniom, którzy rozdawali tłumom chleby i ryby. Zebrali bowiem więcej ułomków, które pozostawili jedzący ludzie, niż dali Jezusowi do pobłogosławienia i pomnożenia. Jezus przypomniał im ten fakt, abyśmy my i oni pamiętali o hojności Boga, dbającego o pokarm dla swoich stworzeń. Przypomniał to wydarzenie również dlatego, żebyśmy nie marnowali pokarmu, którego – dzięki dobroci Boga – mamy pod dostatkiem, gdyż nawet tym, co nam pozostaje, można nakarmić wielu.
Przypomnienie o konieczności dzielenia się chlebem
„Czy jeszcze nie rozumiecie i nie pamiętacie owych pięciu chlebów na pięć tysięcy, i ile zebraliście koszów? Ani owych siedmiu chlebów na cztery tysiące, i ileście koszów zebrali?” (Mt 16,9-10) Jezus wspomniał swoje cudowne rozmnożenia chleba, aby Jego uczniowie nie tylko troszczyli się o chleb dla siebie, lecz by dzielili się nim z innymi. Czy to będzie pięć chlebów, czy siedem, trzeba się dzielić nimi w imię Jezusa, a nie zabraknie pożywienia ani dającym, ani otrzymującym je. Ważne, by wszystkie dobre czyny wykonywać nie dla zaspokojenia swojej pychy, lecz pokornie – z Jezusem i w Jego imię.
Puste torby i kosze pełne chleba
„Oni zaś rozprawiali między sobą i mówili: «Nie wzięliśmy chleba». Jezus, poznawszy to, rzekł: «Ludzie małej wiary czemu zastanawiacie się nad tym, że nie wzięliście chleba? Czy jeszcze nie rozumiecie i nie pamiętacie owych pięciu chlebów na pięć tysięcy, i ile zebraliście koszów?” Ani owych siedmiu chlebów na cztery tysiące, i ileście koszów zebrali?” (Mt 16,7-10) Swoim uczniom, zaniepokojonym pustymi torbami – bo nie zabrali chleba – Jezus zadał pytanie: „i ile zebraliście koszów” z resztkami chlebów, po cudach ich rozmnożenia i nakarmienia wielkich rzesz? Uczniowie, którzy mieli przed udaniem się na drugi brzeg jeziora zabrać jedzenie, zapomnieli to zrobić. Zawiodła ich pamięć. Puste torby, bez chleba – z powodu ich roztargnienia – kontrastują z koszami pełnymi resztek chleba, po dokonanych przez Jezusa cudach. Ten przykład pokazuje różnicę między ułomną zapobiegliwością ludzką i doskonałą – Boską.
Na polecenie Jezusa uczniowie podzielili się niewielką ilością pożywienia
„Czy jeszcze nie rozumiecie i nie pamiętacie owych pięciu chlebów na pięć tysięcy, i ile zebraliście koszów? Ani owych siedmiu chlebów na cztery tysiące, i ileście koszów zebrali?” (Mt 16,9-10) Jezus przypomniał swoim uczniom sytuację, w której się znaleźli oni sami i tłumy, które poszły za Nim. Nie posiadali pożywienia. Tylko ktoś miał zaledwie pięć chlebów, podczas gdy zgromadziło się wokół Jezusa „około pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci.” (Mt 14,21) Innym razem uczniowie dysponowali tylko siedmioma chlebami, a mimo to – dzięki Jezusowi – nakarmili „cztery tysiące mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci.” (Mt 15,38) Sytuacje braku pożywienia zdarzają się na ziemi w czasie wojen, klęsk głodu albo tam, gdzie nie ma miłości i elementarnej sprawiedliwości. Wtedy niewielka ilość żywności nie wystarcza dla wyżywienia wszystkich ludzi. W takich okresach potrzebna jest humanitarna mobilizacja. Trzeba się dzielić nawet niewielką ilością posiadanego jedzenia, tak jak to zrobili uczniowie Jezusa na Jego polecenie. Jednak przy takich dobroczynnych akcjach nie wolno liczyć wyłącznie na siebie i na pomoc ludzką. Trzeba zawierzyć naszemu prawdziwemu Zbawicielowi. Jeśli zaczniemy się dzielić, to On sprawi, że pożywienia nie braknie dla nikogo. Nie będą głodować ani dzielący się chlebem, ani ci, którzy chleb otrzymują. Każdy jednak musi zaufać Bogu, Jego Opatrzności, i zacząć się dzielić z innymi. Gdyby uczniowie Jezusa nie zrobili tak, jak On im polecił i nie rozdali tłumom posiadanej żywności, to jedynie kilkanaście lub kilkadziesiąt osób by się pożywiło, a tysiące pozostałyby głodne.
Ludzie „małej wiary”
„Jezus, poznawszy to, rzekł: «Ludzie małej wiary czemu zastanawiacie się nad tym, że nie wzięliście chleba?” (Mt 16,8) Chrystus nazwał „ludźmi małej wiary” swoich najwierniejszych uczniów, bo ich uwaga była skoncentrowana na braku chleba. Może zaskakiwać to stwierdzenie, gdyż Apostołowie wierzyli w Niego, przyjmowali Jego naukę. A jednak usłyszeli: „Ludzie małej wiary...”. Jezus tak określił ich wiarę, ponieważ uczniowie zapomnieli, że przy Nim nie będą głodni, nawet jeśli nie wzięli ze sobą chleba. Te same słowa są skierowane do całego świata i do wielu, a może nawet do większości z nas, wierzących w Niego. Wiara jest słaba, gdy nie ufamy w pełni Bożej Opatrzności, nawet gdybyśmy umieli dobrze wyjaśniać wszystkie prawdy wiary. Słabość wiary ujawnia się szczególnie w okresach różnych kryzysów ekonomicznych.
Przypomnienie o rozdanym tłumom chlebie
„Czy jeszcze nie rozumiecie i nie pamiętacie owych pięciu chlebów na pięć tysięcy, i ile zebraliście koszów? Ani owych siedmiu chlebów na cztery tysiące, i ileście koszów zebrali?” (Mt 16,9-10) Chrystus przypomniał tylko cudowne rozmnożenie chlebów. O rybach, które również pomnożył i którymi nakarmił ludzi, nic nie wspomniał. Może dlatego tego nie uczynił, aby pouczyć, że mamy ścisły obowiązek dzielić się z innymi tym, co najbardziej podstawowe i najbardziej potrzebne do życia. Tym, co dodatkowe i dobre, też można się oczywiście dzielić. Symbolem elementarnego pożywienia jest chleb. Dlatego o nim Jezus wspomniał. To nim się mamy dzielić, chociaż On, Zbawiciel, dał ludziom oprócz niego także ryby, które nie zaliczają się do codziennego podstawowego pokarmu. Jezus pokazał, że chce i daje więcej, niż człowiek potrzebuje do zachowania życia i sił. Do takiego postępowania także nas zachęcił.
„Nie wzięliśmy chleba” – „Nie mają już wina”
„Oni zaś rozprawiali między sobą i mówili: «Nie wzięliśmy chleba»”. (Mt 16,7) Uczniowie Jezusa stwierdzili, że nie mają chleba, bo go nie zabrali. Kiedyś natomiast Maryja, na weselu w Kanie Galilejskiej, powiedziała do Jezusa: „Nie mają już wina”. (J 2,3) Jakże różnią się od siebie te dwie wypowiedzi istot bliskich Jezusowi! Nie tylko odróżnia je to, że jedna dotyczy chleba a druga – wina. Odróżniają się od siebie przede wszystkim tym, że wyrażają różne nastawienie duchowe tych, którzy je wypowiedzieli. Uczniowie myślą o sobie i mówią: „Nie wzięliśmy chleba”, Maryja natomiast – uważna, wrażliwa i pełna współczucia wobec bliźnich – mówi Jezusowi, że to nie Ona ani nie On może mieć problemy, lecz ci, którzy ich zaprosili na wesele. Wkrótce bowiem nie będą mieli czym poczęstować przybyłych gości i atmosfera radości z powodu powstania nowej wspólnoty małżeńskiej, zamieni się w coś nerwowego, niepokojącego, przykrego, zawstydzającego. Dlatego Maryja – jak prawdziwa Matka, rozumiejąca dobrze inne istoty – nie sobie, lecz innym śpieszy z pomocą. Ona bowiem potrafiła współczuć i troszczyć się nie tylko swoją najbliższą rodzinę, lecz o każdego człowieka. To ją odróżniało nawet od dobrych uczniów Jezusa, którzy nie byli jeszcze tak doskonali duchowo jak Ona. Ich miłość do bliźnich nie była tak głęboka jak Jej miłość. Przed Apostołami Jezusa rozpościerała się jeszcze długa droga, wiodąca do tak wielkiej miłości, do jakiej Maryja już doszła. Również Jej zaufanie Jezusowi było większe niż Apostołów i wielu innych Jego wiernych uczniów. Ona bowiem od razu podzieliła się swoim spostrzeżeniem o braku wina z Jezusem, uczniowie Jezusa natomiast nie powiedzieli Mu, że nie mają chleba. Może chcieli sami jakoś rozwiązać ten problem. Każdy człowiek na ziemi – nawet gorliwy jak Apostołowie uczeń Jezusa – musi dojrzewać duchowo i przechodzić od myślenia typu: „Co ja z tego mam”, do: „Co inni z tego mają”; od: „Brakuje mi chleba lub czegoś innego”, do: „Bliźnim brak chleba i wielu innych potrzebnych rzeczy”. Wspaniałym wzorem myślenia nie o sobie lecz o Bogu, Jego woli i o potrzebach ludzi jest Maryja.
Rozmawiali między sobą
„Oni zaś rozprawiali między sobą i mówili: «Nie wzięliśmy chleba».” (Mt 17,7) Chociaż Jezus znajdował się bardzo blisko swoich uczniów, to jednak oni nie z Nim, lecz między sobą rozmawiali o tym, że nie zabrali chleba. Ukazali przez to częste zachowanie człowieka, który zamiast rozmawiać z Bogiem rozmawia z ludźmi lub nawet ze sobą samym. Modlitewny dialog ze Swoim Ojcem, Bogiem i z Jezusem, naszym Bratem i z Duchem Świętym pozostaje na marginesie życia. W centrum rozmów z ludźmi jest nawet to, co uczynić dla nas może tylko Bóg. Bywa również i tak, że nawet u mądrych i roztropnych ludzi nie szuka się dobrej rady, lecz samotnie, w sobie, rozważa się w nieskończoność jakieś problemy, nie znajdując żadnego ich rozwiązania. Trzeba zatem sobie przypomnieć, że Jezus, Mądrość i Miłość nieskończona, jest naprawdę blisko każdego z nas, tak jak było On blisko swoich uczniów, gdy płynęli łodzią. Wystarczy się tylko do Niego zwrócić z każdą naszą sprawą, a On odpowie i zacznie działać dla naszego dobra. Kiedy Maryja w Kanie Galilejskiej spostrzegła, że zabrakło wina, nie rozważała tego problemu w sobie ani nie poszła do sług, ani do uczniów Jezusa, lecz do swojego Syna się zwróciła. Potem dopiero skierowała swoje słowa do sług mówiąc: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie.” (J 2,5)
Gdy uważnie posłuchali Jezusa, zrozumieli prawdę
„Jak to, nie rozumiecie, że nie o chlebie mówiłem wam, lecz: strzeżcie się kwasu faryzeuszów i saduceuszów?» Wówczas zrozumieli, że mówił o wystrzeganiu się nie kwasu chlebowego, lecz nauki faryzeuszów i saduceuszów.” (Mt 16,11) Kiedy Jezus ostrzegł uczniów, żeby się wystrzegali „kwasu faryzeuszów i saduceuszów”, nie zrozumieli Jego słów i rozmawiali o chlebie. Także słowa Jezusa odnosili do tego, o czym rozmawiali. Gdy jednak posłuchali uważnie Jego wyjaśnień, zrozumieli, że nie mówił o jedzeniu, o chlebie, lecz o sprawach duchowych. Nie chleba kwaszonego mieli się wystrzegać uczniowie, lecz duchowego kwasu zepsucia. To wydarzenie poucza nas o potrzebie bardzo uważnego słuchania Boga i wszystkich dobrych wyjaśnień dotyczących Jego objawionej nauki. Jeśli tego nie zrobimy, jeśli oprzemy się wyłącznie na swoich myślach lub fałszywych naukach, pobłądzimy. Jezus bowiem jest Prawdą i do niej prowadzi. Ważne jest zwłaszcza to, byśmy nie słuchali fałszywych wyjaśnień Ewangelii. Trzeba prosić Ducha Świętego o Jego dar rozeznania, abyśmy umieli odróżnić prawdę od fałszu, zwłaszcza gdy jedno jest z drugim pomieszane. A tak właśnie często jest dzisiaj.
Nie z Jezusem lecz między sobą rozmawiali
„Oni zaś rozprawiali między sobą i mówili: «Nie wzięliśmy chleba».” Mt 17,7) Jakże uczniowie rozmawiający między sobą o braku chleba przypominają ludzi naszych czasów, nawet wierzących w Jezusa, którzy – tak jak oni – nie rozmawiają z Nim, lecz między sobą np. o żywności, o pokoju na świecie. Oczywiście, uczniowie Jezusa problemu nie rozwiązali przez samo mówienie. Jak nie mieli chleba przed rozmowami, tak brakowało go im po rozmowach. Dzisiaj spotykamy się często z podobnymi sytuacjami: ludzie rozmawiają między sobą z pominięciem dialogu z Bogiem. Organizuje się różne grupy dyskusyjne, aby przez rozmowy rozwiązać jakieś problemy. Najczęściej jednak w czasie tych rozmów nie ma żadnego odniesienia do Boga i do Jego planu względem Swoich stworzeń. Nie szuka się u Niego światła, by dobrze rozwiązać omawiane kwestie, tak jakby ludzka mądrość wystarczała do rozwiązania wszystkiego. Wierzący ludzie często uważają, że Bóg Stwórca w taki sposób oddał człowiekowi stworzenia, że Sam nie ma już nic do powiedzenia, że człowiek o wszystkim ma sam decydować i wszystko rozwiązywać bez Ojca niebieskiego, który przecież troszczy się nawet o najmniejszego ptaszka i trawkę (por. Mt 6,25-34). Rezultatem takiego podejścia są częste pomyłki i fałszywe działania. Tak może się stać np. wtedy, gdy ktoś nie zastanawia się, kto według Boga ma komu służyć: ludzie zwierzętom, czy zwierzęta ludziom? Kto ma na kogo pracować: zwierzęta na ludzi, czy – jak się zdarza coraz częściej – ludzie na zwierzęta? Kto jest ważniejszy w rodzinie: kolejne dziecko czy kolejne zwierzę? Kto jest bardziej potrzebny dzieciom: braciszek lub siostrzyczka lub kotek albo piesek, którym zwykle zajmują się nie dzieci, lecz dorośli, określając samych siebie – w stosunku do zwierzęcia – mamą lub tatą?
Wydarzenia, które nie tylko Apostołowie mieli sobie dobrze zapamiętać
„Czy jeszcze nie rozumiecie i nie pamiętacie owych pięciu chlebów na pięć tysięcy, i ile zebraliście koszów? Ani owych siedmiu chlebów na cztery tysiące, i ileście koszów zebrali?” (Mt 16,9-10) Te wydarzenia z niedalekiej przeszłości przypomniał Jezus swoim Apostołom. Kazał im sobie przypomnieć, ile koszów z żywnością zebrali po cudownym nakarmieniu rzesz. Raz zebrali dwanaście pełnych koszów resztek a innym razem – siedem. (Mt 14,20 12; Mt 15,37) Nie wiadomo, co uczyniono z tym jedzeniem, ale z pewnością go nie wyrzucono na śmietnik. Może niektórzy z tłumu, znajdujący się bardzo daleko od domu, wzięli sobie część na drogę albo może rozdano ubogim w okolicy. W każdym razie nie zmarnowano daru Bożego z szacunku do niego i z miłości do bliźnich, którzy na ziemi potrzebują jedzenia do życia. O tych koszach pełnych żywności przypomniał Jezus swoim uczniom i ludziom naszej epoki, którzy wyrzucają na śmietnik to, co mogłoby wykarmić miliony i uratować życie i zdrowie wielu biednych naszych braci i sióstr na całej ziemi.
Bardziej potrzebowali większego zaufania Jezusowi niż chleba
„Oni zaś rozprawiali między sobą i mówili: «Nie wzięliśmy chleba». Jezus, poznawszy to, rzekł: «Ludzie małej wiary czemu zastanawiacie się nad tym, że nie wzięliście chleba?” (Mt 17,7-8) Chrystus ostrzegał swoich uczniów przed kwasem faryzejskiego zepsucia, którego powinni się strzec. Ci jednak rozmawiali między sobą o tym, że nie zabrali chleba. Jezus poznał, że nie rozumieją Jego słów i że myślą tylko o brakującym im chlebie. Poznał też, że nie ufają Mu tak, jak powinni. Dlatego przypomniał im cudowne rozmnożenia chleba i ryb, aby umocnić ich ufność i wiarę w Niego. To wydarzenie pokazuje nam, że Jezus dobrze zna nasze myśli, serca i pragnienia. Wie dobrze, jacy jesteśmy naprawdę i czego naprawdę potrzebujemy. Wiedział, że Jego uczniom bardziej było potrzebne większe zaufanie Mu niż chleb. Dlatego to zaufanie w nich rozbudzał. Z nami jest podobnie. Chociaż najbardziej brakuje nam pełnego zaufania Bogu, to bardziej niż o to martwimy się brakami różnych dóbr materialnych, rzeczy luksusowych, a czasem – także chleba.
KIM JEST JEZUS? WYZNANIE PIOTRA
Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: «Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?»13 A oni odpowiedzieli: «Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków».14 Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?»15 Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego».16 Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie.17 Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą.18 I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie».19 Wtedy surowo zabronił uczniom, aby nikomu nie mówili, że On jest Mesjaszem.20 (Mt 16,13-20)
Ważne pytanie i ważna prawidłowa odpowiedź na nie
„Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: «Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?»” (Mt 16,13) Jezus pytał uczniów, za kogo ludzie Go uważali. Zapytał o to nie dlatego, że jako Bóg nie znał wszystkich ludzkich opinii na Jego temat, lecz w tym celu, żeby przede wszystkim Jego Apostołowie poznali prawidłową odpowiedź na to pytanie. Mieli bowiem już w niedalekiej przyszłości bezbłędnie nauczać świat o Nim, że jest Mesjaszem, Bogiem-Człowiekiem i naszym jedynym Zbawicielem.
Jezus, Syn Boga żywego
„Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego».” (Mt 16,15-16) Piotr określił Jezusa jako Syna Boga żywego. I faktycznie, prawdziwy Bóg jest jedynym Bogiem, który żyje. W bożkach i bogach wymyślonych przez ludzi nie ma życia, gdyż są oni tylko wyobrażeniami, jakimiś fikcyjnymi postaciami, istniejącymi tylko w ich umysłach. Nic nie potrafią zrobić dla człowieka, gdyż po prostu ich nie ma. Jezus – przeciwnie. Jako Syn Boga żywego żyje, jest Życiem i Dawcą Życia wiecznego. Jako prawdziwy i żyjący Syn Boga żywego potrafi nas zbawić.Wierzący w Jezusa Chrystusa Piotr skałą dla Kościoła
„Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą.” (Mt 16,18) Piotr, który uwierzył i wyznał przed innymi, że Jezus jest „Mesjaszem, Synem Boga żywego», (Mt 16,16) został przez Niego ustanowiony fundamentem dla swojego tworzącego się Kościoła. On i jego następcy mieli przez wieki wyznawać prawdę o Jezusie i strzec jej przed sfałszowaniem. Mieli stać się fundamentem Kościoła, który będzie głosił Jezusa, Mesjasza, Syna Boga żywego, i prowadzić do Niego, gdyż tylko w Nim, żyjącym, można znaleźć wieczne zbawienie.
Wiara w Jezusa i Jego Mistyczne Ciało błogosławieństwem i znakiem Bożej hojności
„Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie.” (Mt 16,17) Te słowa, skierowane do Piotra, odnoszą się do każdego wierzącego w Jezusa Chrystusa, Syna Boga żywego: „Błogosławiony jesteś... i błogosławiona jesteś... Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie.” Znaczy to, że wiara w Jezusa nie jest czymś wstydliwym, poniżającym, lecz znakiem potężnego działania Bożego w sercu człowieka. Wynikiem tego działania, jeśli ktoś się mu nie sprzeciwi, jest wiara otwierająca na Chrystusa, który zbawia. Wiara w Jezusa Chrystusa, którego Mistycznym Ciałem jest Kościół, jest błogosławieństwem. Powinni się nad tym dobrze zastanowić ci, którzy – ulegając modzie – postanawiają się wypisać z Kościoła. Jeśli to zrobią, to gdzie znajdą Eucharystię i inne sakramenty, które pogłębiają utworzoną przez wiarę jedność z Jezusem? Lepiej dla nich, żeby zrozumieli, że łaska wiary jest dla nich błogosławieństwem, znakiem wybrania Bożego, którego nie trzeba się wstydzić, lecz cieszyć się z niego i za nie dziękować. Czyż nie jest czymś wielkim być Bożym wybrańcem?
Oświecanie pochodzące od Boga
„Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie.” (Mt 16,15-17) Znajomość takich prawd jak ta, że Jezus jest Synem Boga żywego, nie wynika z naturalnego poznania. Jeśli zatem ktoś poznał tę tajemnicę Jezusa to znak, że został oświecony blaskiem pochodzącym od Boga, który zna wszystko, także – swoje życie Trójosobowego Boga. Błogosławieni są ci, którym Bóg zechciał objawić znaną tylko Jemu tajemnice. Ci ludzie znajdują się w kręgu Bożej światłości. Błogosławieni, którzy przekazane przez Boga prawdy przejęli, nie odrzucili ich w imię różnych ludzkich nauk np. fałszywych religijnych wierzeń.
Nie ma prawdziwej mądrości bez światła Bożego
„Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: «Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?» A oni odpowiedzieli: «Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków». (Mt 16,13-14) Żadna z przytoczonych przez uczniów opinii o Jezusie nie była prawdziwa, bo nie została uformowana przez światło Boże. Albo ktoś ją sam wymyślił, albo powtarzał to, co usłyszał od innych. W każdym razie w błędzie byli i ci, którzy wyrażali powyższe opinie o Jezusie, i ci, którzy ich słuchali. Odnosi się wrażenie, że dzisiaj nauczanie wielu ludzi w Kościele – duchownych i świeckich – zostało przesycony ludzkim naukami, które mają tylko pozory prawdy, „dostosowania się do współczesnego świata”, „otwarcia się Kościoła” – jak się to nieraz nazywa, aby łatwiej przekazywać ludzką mądrość tego świata zamiast Bożej mądrości. Bez światła Bożego rozum ludzki potrafi poznawać tylko sprawy tego świata, a nauka prawdziwa, pochodząca „z Góry”, może się wydawać zupełnie bezużyteczna. Taką „niepotrzebną” do życia nauką wydaje się wielu ludziom ogarniętym duchem i mądrością tego świata nauka o Trójcy Świętej, o Kościele, o zbawczym Krzyżu itp.
Zbudowanego na „Skale” Kościoła bramy piekielne nie pokonają
„Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą.” (Mt 16,18) Chrystus ustanowił tylko jeden prawdziwy Kościół – ten, którego fundamentem miał być Szymon Piotr i jego następcy. Tylko ten Kościół otrzymał obietnicę przetrwania ataków piekła i bram piekielnych. A wiele różnych „bram piekielnych” otwierało się jak paszcza smoka na ziemi w ciągu wieków i nadal się otwiera. Są nimi zamaskowane światowe organizacje, ugrupowania, stowarzyszenia, fundacje i różni ludzie, którzy robią wszystko, żeby doprowadzić Boże stworzenia do potępienia się na zawsze. Te bramy piekielne chętnie „malują się” i otwierają się zachęcająco, jakby przez nie przechodziło się nie do strasznego piekła, lecz do uszczęśliwiającego raju. Przez to zwodzą tych, którzy nie mają upodobania w Bogu, w Jego prawdzie i przykazaniach. Zwodzą młodzież i tych, którzy przez swój sposób życia tracą zdolność odróżniania zła od dobra i grzech nazywają dobrem. Spotyka się też ludzi – nawet nazywających siebie katolikami – którzy budują „nowy kościół”, swój „prawdziwy kościół”, opierający się nie na „Skale”, następcy Piotra, lecz na krytykowaniu go, podważaniu jego autorytetu. W swoich atakach na niego bazują zwykle na powtarzaniu niesprawdzonych oszczerstw, na przypisywaniu mu tego, za co nie on odpowiada, lecz jego otoczenie. Te „kościoły” – wraz z ich „założycielami” – zostaną pokonane przez „bramy piekielne”, gdyż nie otrzymały od Chrystusa obietnicy ostania się przed ich zwodniczą mocą.
Wiązanie i rozwiązywanie w niebie – królestwie dobra i prawdy
„Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie».” (Mt 16,18-19) Piotr otrzymał realną moc kierowania tworzonym przez Jezusa Kościołem: cokolwiek zwiąże na ziemi, będzie związane w niebie, a rozwiązane przez niego na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. Z otrzymaną władzą wiąże się ogromna odpowiedzialność rozstrzygania, co naprawdę jest dobre dla Kościoła, a co dla niego – złe. W niebie bowiem nie ma poparcia nawet dla najmniejszego zła. Wspiera ono tylko dobro, które często może przyjmować różne formy. I właśnie o tych różnych formach wprowadzania dobra w Kościele miał decydować Piotr i jego następcy. Jako przykład można dać Mszę św., której istoty nikt w Kościele nie może zmienić. Nie ma takiej władzy, która mogłaby orzec, że nie jest ona uobecnieniem Ofiary Krzyżowej naszego Zbawiciela. Jednak ta Boska ofiara ma na ziemi swoją formę liturgiczną. Tych form było w historii wiele i każda z nich była na swój sposób dobra. Papież ma władzę zatwierdzania, która z tych form powinna być w jakimś okresie Kościoła stosowana. Ani Piotr, ani żaden jego następca, papież, nie otrzymał władzy czynienia zła i szkodzenia Kościołowi z powodu swojej lekkomyślności, zaniedbań w odczytywaniu woli Bożej i jakichś swoich błędnych przekonań. Otrzymana władza zobowiązała Piotra i jego następców do bardzo poważnego rozważania tego, co jest naprawdę dobre dla Kościoła, a co naprawdę – złe, bo jeśli mogłoby mu zaszkodzić, to nie otrzyma wsparcia nieba, które nie jest królestwem zła i błędów, lecz – dobra i prawdy.
Błogosławiony jesteś...
„Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie.” (Mt 16,17) Piotr został nazwany przez Jezusa „błogosławionym”, bo otrzymał wyjątkową łaskę od Ojca: zrozumienie Bożej prawdy. Błogosławiony jest każdy człowiek, w którym bez przeszkód działa łaska Boża i prowadzi do prawdy, świętości i wiecznego szczęścia.
Twórcze słowo Jezusa
„Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie».” (Mt 16,18-19) Piotr, oświecony łaską, wyznał, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Boga żywego (Mt 16,16). Mówiąc to, stwierdził tylko obiektywny fakt. Jezus odpowiedział na jego słowa. Słowa Chrystusa miały inny charakter niż słowa Piotra. On bowiem tylko stwierdził coś, nie stwarzając tego. Wyznał Synostwo Boże i mesjańską godność Jezusa. Nie stworzył jednak ani jednego, ani drugiego. Ze słowami Jezusa było inaczej: On utworzył to, o czym mówił. Uczynił Piotra prawdziwym fundamentem Swojego Kościoła, mówiąc: „Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie».” (Mt 16,18-19) I tak się stało, jak Jezus powiedział. Piotr stał się fundamentem i widzialną podporą formującego się Kościoła Chrystusowego.
Zakaz mówienia o mesjańskiej godności Jezusa
„Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego».” (Mt 16,16) „Wtedy surowo zabronił uczniom, aby nikomu nie mówili, że On jest Mesjaszem.” (Mt 16,20) Chociaż Jezus naprawdę był Mesjaszem, czyli Chrystusem, to jednak zakazał rozpowszechniać tę prawdę pośród ludzi. Uczynił tak, ponieważ pojęcie Mesjasza było w umysłach Jego rodaków bardzo wykrzywione przez różne ziemskie i polityczne wyobrażenia. Jezus nie chciał, by ludzie – przekonani o Jego mesjańskiej godności i ulegający swoim błędnym wyobrażeniom – zaczęli walczyć o zbudowanie ziemskiego mesjańskiego królestwa, zamiast się nawracać i znaleźć się dzięki temu w „królestwie Bożym”.
Za kogo dzisiaj Mnie uważacie?
„Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego».” (Mt 16,16) W każde święta Bożego Narodzenia, które są urodzinami Jezusa, mógłby On zapytać każdego z nas, tak jak zapytał kiedyś swoich uczniów: „A wy za kogo Mnie uważacie?”, Mnie, „Dzieciątko” ledwo widoczne pośród Mikołajów z Laponii, piesków z czapkami św. Mikołaja na głowie, Gwiazdorów, światełek, choinek, jedzenia, prezentów i różnych „tradycji”? „A wy za kogo Mnie uważacie?” Ilu dzisiaj odpowiedziałoby z przekonaniem tak jak Piotr: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego.” (Mt 16,16) Tak, On, Dzieciątko pośród miliardów dzieciątek na naszej ziemi odróżnia się od innych tym, że jest Mesjaszem, Synem Boga żywego, naszym Zbawicielem.
„Ty jesteś...”
„Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego».” (Mt 16,16) Piotr, oświecony światłem Bożym, wyraził nieprzemijającą prawdę o Jezusie. To nie jest ktoś, kto był Mesjaszem, był Synem Boga żywego, był Jezusem z Nazaretu. On nadal jest tym, kim był za życia ziemskiego: jest Mesjaszem, jest Synem Bożym, jest zmartwychwstałym Jezusem, który narodził się w Betlejem i żyje nadal w swoim zmartwychwstałym ciele. I tak będzie na zawsze.
Klucze królestwa niebieskiego
„I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie».” (Mt 16,19) Jezus mówił do Piotra o danych mu kluczach królestwa, o możliwości wiązania i rozwiązywania na ziemi, a pośrednio – w niebie. Nie otrzymał jednak tych wielkich możliwości po to, by nimi imponować bliźnim i stawiać się ponad nimi. Otrzymał je od Chrystusa, aby skutecznie pomagał ludziom dojść do zbawienia.
PIERWSZA ZAPOWIEDŹ MĘKI I ZMARTWYCHWSTANIA
Odtąd zaczął Jezus wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie.21 A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie».22 Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki».23 (Mt 16,21-23)
Nieświadome przeszkadzanie Jezusowi
„Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki».” (Mt 16,23) Nie mając złej woli Piotr stał się – jak to określił Jezus – „zawadą” dla Niego, kimś, kto odciągał Go od wypełnienia zbawczego posłannictwa, dla którego przyszedł z nieba na ziemię. Ojciec bowiem posłał swojego Syna, aby przez śmierć i zmartwychwstanie dokonał dzieła Odkupienia – dzieła uratowania nas od wiecznego piekła.
Usiłuje przeszkodzić Jezusowi ten, kto nie myśli na sposób Boży, lecz na ludzki
„A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie». Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki». (Mt 16,22-23) Piotr swoimi słowami – choć tego nie zamierzał – odciągał Jezusa od dokonania dzieła Odkupienia przez swoją śmierć i zmartwychwstanie. Zniechęcał Go, bo rozumował nie na sposób Boży, lecz czysto ludzki, naturalistyczny. A racjonalistyczny i ludzki sposób myślenia to taki, że do triumfu ostatecznego dochodzi się przechodząc od jednego ziemskiego sukcesu, zwycięstwa i sławy, do drugiego, potężniejszego, i do jeszcze większej popularności; od jednej przyjemności – do drugiej. Jednak Mądrość Boża nie tak samo jak my patrzy na ziemskie klęski i ziemskie sukcesy. Zechciała Ona ze zbrodni popełnionej przez ludzi, którą było ukrzyżowanie niewinnego Jezusa – uczynić narzędzie naszego zbawienia. Historia ludzkości, od zabójstwa Abla przez jego brata, Kaina, stała się pasmem morderstw, zabójstw, wojen. Sprawiedliwi tacy jak Abel, ginęli i nadal giną z rąk niesprawiedliwych. A jeśli nie giną, to są prześladowani, wyśmiewani, gardzi się nimi. I w taką właśnie zdeprawowaną przez zbrodnie ludzkość wszedł Syn Boży. Od razu stał się przedmiotem nienawiści i Herod usiłował Go zabić. Jednak w tej gnijącej od zła ludzkości Syn Boży zasiał swoje słowo Prawdy, a gdy wykonał to zadanie, dobrowolnie poddał się morderczej nienawiści. Został niesłusznie skazany na śmierć – przy pozorach prawa – i zamordowany jak wielu sprawiedliwych. I to morderstwo – przyjęte przez Jezusa z miłości do Ojca i ludzi – według Bożej mądrości miało stać się narzędziem naszego wiecznego ocalenia. Jezus miał przyjąć niesprawiedliwość, którą mu ofiarowała zepsuta ludzkość, i przez przyjęcie jej z miłości do Ojca i ludzi, nas odkupić. Tego właśnie nie rozumiał jeszcze Piotr, kiedy powiedział do Jezusa: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie». (Mt 16,22) Ostra odpowiedź Jezusa: „Zejdź Mi z oczu, szatanie!”, miała na celu to, by Piotr, Skała Jego Kościoła, nie wprowadzał w przyszłości nikogo w błąd swoim czysto ludzkim rozumowaniem, a nawet – nieprzemyślaną życzliwością. Podobną „życzliwością rodem z piekła” odznaczają się dzisiaj ci, którzy w „trosce o dobro kobiet”, walczą o prawo do aborcji i ją doradzają „dla dobra kobiet”, a nawet – klimatu, czyli „dla dobra całej ludzkości”!
Nie tylko cierpienie i śmierć, ale również zmartwychwstanie zapowiedział Jezus
„Odtąd zaczął Jezus wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie.” (Mt 16,21) Jezus zapowiadał nie tylko swoje cierpienie i śmierć, ale także swoje zmartwychwstanie. Uczniowie jednak nie rozumieli w pełni Jego zapowiedzi. Czym jest cierpienie i śmierć – to wiedzieli, ale nie rozumieli w pełni, na czym będzie polegać zmartwychwstanie trzeciego dnia. Dlatego Piotr, rozumiejący dobrze tylko pierwszą część zapowiedzi Jezusa, „wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie».” (Mt 16,22) Piotr nie rozumiał nowego porządku, który miał wprowadzić Jezus – tego, że krzyż nie będzie klęską, lecz bolesnym etapem w dochodzeniu do zmartwychwstania, do chwały. Dzisiaj wielu wierzących w Chrystusa nadal tego nie rozumie lub w to nie wierzy: nie wierzy w ustanowioną przez Zbawiciela „logikę” krzyża. Wielu wierzy tylko w to, że do szczęścia prowadzi jedynie sukces, dobrobyt, pieniądze, sława, władza i egoistyczne dążenie do doznawania przyjemności.
Raz Piotr mówił w imieniu uczniów, a innym razem – nie
„A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie». Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki». (Mt 16,22-23) Jeszcze wcześniej Jezus zapytał swoich uczniów: „«A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego».” (Mt 16,15-16) Odpowiedział w imieniu wszystkich obecnych tam uczniów Jezusa, bo znał ich poglądy. Z pewnością wiele razy rozmawiali między sobą o tym, kim naprawdę jest ich Nauczyciel. Kiedy ten sam Piotr robił wyrzuty Jezusowi, mówiącemu o swoich bliskich prześladowaniach i śmierci, uczynił to nie w imieniu pozostałych uczniów i nie przed nimi. Ewangelista zaznacza, że wtedy „Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: „«Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie».” Widocznie czuł, że nie wyraża poglądu wszystkich uczniów i że nie ma prawa mówić w ich imieniu. I nie mylił się. Nie mówił bowiem w ich imieniu ani w imieniu Boga, lecz szatana, który robił wszystko, aby zniszczyć dzieło zbawienia ludzkości przez Jezusa. Dlatego Piotr usłyszał od Niego ostre słowa: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki». Kiedy Piotr mówił w imieniu uczniów i wyrażał ich przekonanie o Jezusie, był pod wpływem światła Bożego i wyrażał prawdę. Kiedy natomiast mówił niby tylko od siebie, to w rzeczywistości wypowiadał słowa szatańskiej pokusy.
Złe rady dawane z dobrą intencją
„A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie». Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki». (Mt 16,22-23) Piotr nie miał świadomości, że czyni coś złego, zniechęcając Jezusa do dobrowolnego przyjęcia zbawczego cierpienia i śmierci. Zbawiciel jednak odebrał jego słowa jako zniechęcanie Go. To wydarzenie pokazuje, jak ważne są nasze słowa, bo one wpływają na innych: dodają odwagi do czynienia dobra lub odbierają ją: zachęcają do czynienia zła lub pobudzają do odwracania się od niego. To oddziaływanie na dzieci, młodzież i dorosłych może być inne, niż nam się wydaje. Dlatego potrzebna jest roztropność i kontrolowanie swoich słów. Jezus odrzucił „dobrą radę” Piotra, bo nie usłyszał w niej głosu Ojca, który Go posłał na ziemię dla zbawienia świata, lecz głos przeciwnika naszego zbawienia – szatana.
Jezus wiele wycierpiał od tych, którzy powinni byli stać się dla Niego oparciem
„Odtąd zaczął Jezus wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie.” (Mt 16,21) Zbawiciel zapowiedział swoje zbliżające się cierpienie, które spadnie na Niego z rąk tych, którzy ze względu na swoje powołanie i pozycję w społeczeństwie mieli Go wspierać i za Nim podążać. Tak się jednak nie stało, gdyż Ci, którzy mieli troszczyć się o duchowy rozwój narodu, stali się Jego otwartymi wrogami. Jezus zapowiedział to swoim uczniom, aby nie ulegali złudzeniu i nie szukali wsparcia tam, gdzie go nie znajdą. Dzisiaj swoją smutną skargę Jezus mógłby skierować do tych, którzy porzucają Go w Jego Kościele lub z Jego Kościoła odchodzą. A przecież zostali przez Niego wyróżnieni możliwością życia w Kościele, chociaż ogromna część ludzkości nie dostąpiła tej łaski. Mogli być Jego wsparciem, współpracownikami, gorliwymi apostołami. Nie skorzystali jednak z tego, tak jak to uczynili duchowi przywódcy żydowscy. Zamiast wraz z Jezusem przyczyniać się do zbawienia świata wybrali inną drogę – drogę porzucenia Jego Mistycznego Ciała, gorszenia swoim postępowaniem innych ludzi i zachęcania ich do zrobienia czegoś podobnego.NAŚLADOWCA JEZUSA MA TAK JAK ON NIEŚĆ KRZYŻ
Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje.24 Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.25 Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?26 Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania.27 Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim».28 (Mt 16,24-28)
Niesienie z Jezusem krzyża drogą do uczestnictwa w Jego chwale
„Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania.” (Mt 16,27) Piotrowi – który zniechęcał Jezusa do niesienia krzyża – oraz innym uczniom, a także każdemu z nas Zbawiciel przedstawił nadany przez Niego sens ludzkim cierpieniom. Ten, kto z Nim niesie swój codzienny krzyż, nie ponosi klęski, lecz podąża do ostatecznego zwycięstwa wraz z Nim, do uczestniczenia w Jego wiecznej chwale. I nie tylko sam dąży do swojego wiecznego szczęścia, lecz ponadto swoim braciom i siostrom pomaga osiągnąć zbawienie.
Krzyż rozumiany jako moc Boża lub jako głupstwo
„Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje.” (Łk 16,24) Nie wszyscy chrześcijanie rozumieją właściwie naukę Jezusa o zbawczym krzyżu. Nawet Apostołowie i sam Piotr jej w pewnym okresie życia nie rozumiał, chociaż był przy Jezusie i został przez Niego ustanowiony fundamentem Jego Kościoła. Dlatego robił Jezusowi wyrzuty, gdy mówił o Swoim cierpieniu i śmierci (por. Mt 16,22-23). Nadszedł jednak czas, kiedy – dzięki światłości Ducha Świętego – zrozumieli, że nasze zbawienie przyszło przez Krzyż Jezusa i że połączenie naszych cierpień z Nim też się przyczynia do zbawienia – naszego i całego świata. Dobrze rozumiał naukę Jezusa o krzyżu św. Paweł, który napisał: „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół.” (Kol 1,24) Nauka o krzyżu, o zbawieniu przez krzyż odróżnia chrześcijaństwo od wszystkich religii świata i od mentalności tego świata. Z tego powodu nikt nie znajdzie w żadnej religii wsparcia w zrozumieniu sensu krzyża. Nie znajdzie go też w świecie, który drogę do szczęścia dostrzega tylko w ziemskich sukcesach, sławie, bogactwie, przyjemnościach. Jedynie Duch Święty daje zrozumienie nauki o krzyżu. Kto się Mu podda, zrozumie tę naukę, kto natomiast nie przyjmie Jego światła, temu nauka o zbawczym cierpieniu i krzyżu będzie się wydawała bredzeniem i „głupstwem”, jak to napisał św. Paweł: „Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia.” (1 Kor 1,18) Jeśli chcę sprawdzić autentyczność swojej wiary w Chrystusa, to warto się zastanowić nad tym, jak ja rozumiem nauczanie o krzyżu. Czy widzę w nim „moc Bożą” albo też „głupstwo”, jakieś „pobożne bredzenie”, religijne „ponuractwo”?
Nauka o krzyżu – przyciągająca i odpychająca
„Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje.” (Łk 16,24) Wezwanie Jezusa do naśladowania Go przez niesienie swojego krzyża różnie jest odbierane. Jednych pociąga a innych odpycha. Odpycha tych, którzy tej nauki nie rozumieją lub nie ma w nich na tyle wielkiej miłości do Chrystusa i bliźnich, by im chcieć pomagać nie tylko swoim uśmiechem, ale także cierpieniem. Nie pociąga tych, którzy nie rozumieją św. Pawła, który pouczył ich, że przez swoje udręki mogliby dopełniać „braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24). Nauka o zbawczym krzyżu przyciąga natomiast tych, którzy cierpią, bo nie dysponują żadnymi środkami, by swoje cierpienie usunąć w moralnie dobry sposób. Ci udręczeni ludzi widzą w nauce Jezusa o krzyżu umocnienie. Światło Boże pomaga im zrozumieć, że nie cierpią bezsensownie, bo – jeśli złączą swoje udręki z Jezusem – to nie tylko sami osiągną wieczną chwałę, ale ponadto doprowadzą do nieba i chwalebnego zmartwychwstania wielu swoich braci i wiele sióstr. Ta myśl staje się dla nich pociechą i ukojeniem w trwającym nieraz latami bólu.
Pozorne korzyści
„Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mt 16,25-26) Rozpowszechnione jest przekonanie, że nie ma nic ważniejszego i większego, niż długie życie w dobrym zdrowiu, dostatku i przyjemnościach. Jeśli wszystko to zostało osiągnięte w sposób uczciwy – bez obciążenia ludzkimi krzywdami, łzami i łamaniem Bożych przykazań – to nie ma w tym nic złego. Jeśli jednak człowiek doszedł do tego kosztem swojej duszy, którą obciążył grzechami nieuczciwości, niesprawiedliwości, brakiem miłosierdzia a może też i zbrodniami, nic wielkiego nie zyskał, bo utracił życie wieczne. Żadnej prawdziwej korzyści nie ma człowiek, który do swoich upragnionych celów dochodzi w sposób niemoralny, krzywdząc bliźnich, poniżając ich i pozbawiając tego, czego bardzo pragnie dla siebie np. dobrego imienia, dobrobytu itp.
Szkodzenie ciału i szkodzenie duszy
„Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mt 16,25-26) Zwykle zdajemy sobie sprawę z tego, co może zaszkodzić naszemu ciału, zranić je, przemęczyć, zatruć złym pokarmem lub nawet uśmiercić. Nie zawsze jednak wiemy, że można zaszkodzić także naszej duszy. Powodujemy, że ponosi ona szkodę, gdy karmimy ją fałszem i okłamujemy naszego ducha usprawiedliwianiem swoich złych czynów. Szkodzimy duszy, gdy swoją wolną wolą pobudzamy ją nie do miłości, lecz do nienawiści i innych form zła. Nasza dusza ponosi szkodę, gdy zamykamy się na łaskę Bożą i przez swoje grzechy, brak miłości i niewiarę wyrzucamy z niej Boga. To staje się dla niej największą szkodą, która może trwać nawet przez całą wieczność.
Dusza ma pozostać wiernym obrazem i podobieństwem Boga w człowieku
„Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mt 16,25-26) Szkodę na duszy ponosi ten, kto świadomie i dobrowolnie postępuje tak, jak Jezus Chrystus nigdy by nie postąpił. Działanie, myślenie, planowanie wbrew Bożym przykazaniom zaciera w człowieku jego pełne podobieństwo do Boga i Jego obraz, wyryty w nim w chwili stworzenia jego nieśmiertelnej duszy przez Stwórcę. Jest to dla niej wielką szkodą. Jeśli bowiem zatraci w sobie obraz i Boże podobieństwo, to pojawi się w niej podobieństwo demoniczne – podobieństwo do upadłych złych duchów. I będzie je w sobie nosić przez wieczność, jeśli jeszcze za ziemskiego życia nie odwróci się szczerze od swojego grzesznego i niszczycielskiego postępowania.
Ponoszenie szkody na swojej duszy
„Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mt 16,25-26) Łatwo można ponieść szkodę na swej duszy z powodu pochlebstw, przekupstwa, obiecanych zaszczytów, władzy, sławy. Te niebezpieczeństwa są szczególnie groźne dla ludzi, w których nie ma szczerego umiłowania ani prawdy, ani dobra.
Nic nie straci, lecz tylko zyska wierny uczeń Jezusa, który Go naśladuje
„Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. (Mt 16,24-25) Uczniowie Jezusa powinni się w Niego wpatrywać i Jego naśladować. On niósł krzyż zbawienia i na tym krzyżu oddał życie, abyśmy uniknęli piekła i żyli na zawsze w domu Ojca. Nie chciał zachować swojego życia ziemskiego przez sprzeciwienie się swojej misji i uniknięcie za wszelką cenę śmierci z rąk swoich przeciwników. A mógłby to zrobić używając swojej Boskiej mocy albo też schlebiając kapłanom, uczonym w Piśmie i faryzeuszom. Nie uczynił tego, dlatego został zabity. Oddał życie dla zbawienia świata i „znalazł je”, bo po trzech dniach zmartwychwstał w taki sposób, że nigdy już więcej nie zazna śmierci. To samo obiecuje swoim naśladowcom. Jeśli nawet stracą w prześladowaniach życie z Jego powodu, to je odnajdą – wspanialsze i wieczne w Jego królestwie dobra i szczęścia.
Zyskanie nawet całego świata nie ma wielkiej wartości
„Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mt 16,26) Żadne bogactwa tego świata ani to, co świat może człowiekowi ofiarować – władza, popularność, rozgłos, przyjemności – nie są w stanie zrównoważyć szkody poniesionej na duszy. Jeśli bowiem tą szkodą jest śmierć duchowa z powodu grzechu śmiertelnego i oddalenie się od Boga, to będzie ona szkodą wieczną, natomiast zyskanie „choćby całego świata” nie może trwać wiecznie. Wszystko, co ten świat ofiarowuje człowiekowi, traci swoją wartość w chwili śmierci.
Można Bogu oddać swoją duszę
„Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mt 16,26) Bogu można ofiarować swoją duszę, aby ją uświęcił i udoskonalił swoją łaską. Jeśli jednak mamy upodobanie w niszczeniu jej przez grzechy, to nie będziemy mieli chęci oddać siebie Panu, aby pobudzał nas do czynienia dobra. Nie damy Mu naszej duszy w obawie, że nas skłoni do czynienia dobra, które nie pociąga nas tak mocno jak to, co zaspokaja nasz grzeszny egoizm.
Syn Człowieczy przychodzący w Kościele, swoim królestwie
„Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim».” (Mt 16,28) I faktycznie tak się stało. Uczniowie Jezusa nieśli Jego Ewangelię całemu światu i patrzyli, jak Jego Kościół się stale powiększa. Widzieli „Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim”, którym na ziemi jest Kościół, Jego Mistyczne Ciało i Świątynia Ducha Świętego. Ci, którzy dzisiaj świadomie odchodzą od Kościoła, „wypisując się z niego” – jak mówią – pośrednio odrzucają Jezusa Chrystusa, „Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim”. Są jednak także inni, którzy nie wstydzą się ani ukrzyżowanego Chrystusa, ani Jego poranionego przez grzechy Kościoła. Wiedzą bowiem, że nie tylko „inni ludzie”, lecz także oni sami zadali mu wiele ran swoimi grzechami. Nie tylko w nim trwają w pokorze, lecz jeszcze mają odwagę się do tego przyznać publicznie. Ci otrzymają w niebie wielką nagrodę, bo przyznali się do Jezusa i do Jego Mistycznego Ciała, Kościoła.
Każdy odpowie przed Bogiem za swoje uczynki
„Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania.” (Mt 16,26-27) Nie określając dokładnie żadnych dat, Jezus zapowiedział swoje przyjście „w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi”. Na sądzie Bożym każdy otrzyma „według swojego postępowania”. Ludzie, których dusze będą wtedy ożywione łaską życia Bożego, będą uniesieni radością Ducha Świętego, ci natomiast, którzy uśmiercili w duszy łaskę, prawdę i miłość, odpowiedzą przed Boskim Sędzią i Jego aniołami za swoją duchową ruinę. Nic nie będą mogli dać Sędziemu w zamian za swoją zniszczoną przez grzechy duszę, w której zatarli obraz i podobieństwo Boga, Prawdy i Miłości. Niczym nie usprawiedliwią swojego nikczemnego postępowania. Bóg jasno powiedział – przez swoje przykazania i przez Ewangelię głoszoną przez Jezusa Chrystusa – jakiego postępowania oczekuje od nas. Szanuje naszą wolność, która albo wybiera postępowanie zgodne z Jego wolą, albo z nią sprzeczne. Jednak ten szacunek nie zmienia faktu, że ci, którzy zachowują Bożą naukę w swoim życiu, stają się ludźmi dobrymi i świętymi, a ci, którzy ją lekceważą, stają się istotami podobnymi do upadłych duchów, żyjących w piekle. Przez czynione świadomie i dobrowolnie zło przygotowują się, aby znaleźć się tam na wieki, bo jako istoty złe i zdeprawowane nie mogą swoją pychą, nienawiścią i egoizmem zanieczyszczać nieba, królestwa prawdy i dobra. Tak mogło być tylko za ich życia na ziemi, na której zło jest jeszcze pomieszane z dobrem.
(Omówienie prawd wiary dla małych dzieci można znaleźć tutaj)
Autor komentarza: ks. Michał Kaszowski
SIEDEMNASTY ROZDZIAŁ EWANGELII WEDŁUG ŚW. MATEUSZA
