Rozważanie Ewangelii według św. Marka

ROZDZIAŁ 4
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16
PRZYPOWIEŚĆ O SIEWCY
Znowu zaczął nauczać nad jeziorem i bardzo wielki tłum ludzi zebrał się przy Nim. Dlatego wszedł do łodzi i usiadł w niej [pozostając] na jeziorze, a cały lud stał na brzegu jeziora.1 Uczył ich wiele w przypowieściach i mówił im w swojej nauce:2 «Słuchajcie: Oto siewca wyszedł siać.3 A gdy siał, jedno padło na drogę; i przyleciały ptaki, i wydziobały je.4 Inne padło na miejsce skaliste, gdzie nie miało wiele ziemi, i wnet wzeszło, bo nie było głęboko w glebie.5 Lecz po wschodzie słońca przypaliło się i nie mając korzenia, uschło.6 Inne znów padło między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je, tak że nie wydało owocu.7 Inne w końcu padły na ziemię żyzną, wzeszły, wyrosły i wydały plon: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny».8 I dodał: «Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!».9
A gdy był sam, pytali Go ci, którzy przy Nim byli, razem z Dwunastoma, o przypowieść.10 On im odrzekł: «Wam dana jest tajemnica królestwa Bożego, dla tych zaś, którzy są poza wami, wszystko dzieje się w przypowieściach,11 aby patrzyli oczami, a nie widzieli, słuchali uszami, a nie rozumieli, żeby się nie nawrócili i nie była im wydana12 [tajemnica]». I mówił im: «Nie rozumiecie tej przypowieści? Jakże zrozumiecie inne przypowieści?13
Siewca sieje słowo.14 A oto są ci [posiani] na drodze: u nich się sieje słowo, a skoro je usłyszą, zaraz przychodzi szatan i porywa słowo zasiane w nich.15 Podobnie na miejscach skalistych posiani są ci, którzy, gdy usłyszą słowo, natychmiast przyjmują je z radością,16 lecz nie mają w sobie korzenia i są niestali. Gdy potem przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamują.17 Są inni, którzy są zasiani między ciernie: to są ci, którzy słuchają wprawdzie słowa,18 lecz troski tego świata, ułuda bogactwa i inne żądze wciskają się i zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne.19 W końcu na ziemię żyzną zostali posiani ci, którzy słuchają słowa, przyjmują je i wydają owoc: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny».20 (Mk 3,1-20)
Ludzie niewiele zainteresowani słyszanym słowem Bożym
„Słuchajcie: Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, jedno padło na drogę; i przyleciały ptaki, i wydziobały je.” (Mk 3,3-4) „A oto są ci [posiani] na drodze: u nich się sieje słowo, a skoro je usłyszą, zaraz przychodzi szatan i porywa słowo zasiane w nich.” (Mk 3,15)
Są ludzie, którzy jakby byli „posiani na drodze” i równocześnie ziarno słowa Bożego też w nich leży, jakby zostało posiane na drodze, na której jest dobrze widoczne i zagrożone. Dostrzega je szatan i zaraz przychodzi, i „porywa słowo zasiane w nich”. „Posiani na drodze” to ludzie, którzy nie chronią zasianego w nich słowa Bożego przez rozważanie go, modlitwę; to ludzie, którzy nie robią nic, aby się zakorzeniło i uformowało ich życie. W tych płytkich ludziach słowo Boże jak ziarno zasiane przy drodze szybko przestaje istnieć, nie pogłębia wiary, i nie przemienia życia.
Ludzie ci są lub stają się niewierzącymi, albo nawet zamieniają się w ateistów, którzy nie wierzą w istnienie Boga i niszczą wiarę w Niego w sercach innych ludzi. Stają się ludźmi, którzy prawdę Bożą i Ewangelię odrzucili, wierzą jednak we „wszechmogący” i niezwykle mądry  „przypadek”, który stworzył i uporządkował świat; wierzą w zabobony, w „pozytywne energie” i inne dziwne rzeczy. Dochodzą nieraz do niesłychanej głupoty, bo nic nie zrobili, żeby prawda Boża się w nich zakorzeniła. „Zamienili swą Chwałę na wizerunek cielca jedzącego siano”. (Ps 106,20) Pozwolili, by nie Bóg-Mądrość, lecz ten "jedzący siano cielec" kierował ich życiem.
Różne sposoby odnoszenia się do słowa Bożego przez ludzi
„«Słuchajcie: Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, jedno padło na drogę; i przyleciały ptaki, i wydziobały je. Inne padło na miejsce skaliste, gdzie nie miało wiele ziemi, i wnet wzeszło, bo nie było głęboko w glebie. Lecz po wschodzie słońca przypaliło się i nie mając korzenia, uschło. Inne znów padło między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je, tak że nie wydało owocu. Inne w końcu padły na ziemię żyzną, wzeszły, wyrosły i wydały plon: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny».” (Mk 4,3-8)
Ludzie stykający się ze słowem Bożym różnią się między sobą, tak jak różnią się od siebie rożne rodzaje gleby. Odróżnia ich od siebie sposób traktowania tego słowa. Przez najbardziej gorliwych jest ono słuchane, przyjmowane, zapada w głęboko w serce i wydaje owoce w postaci wiary i przemienionego przez nią życia. Największym przeciwieństwem do ludzi dobrze traktujących słowo Boże są ci, których w przypowieści Jezusa o siewcy i ziarnie obrazuje droga. Na niej ziarno nie tylko nie zapuściło nawet małego korzenia, lecz zostało wydziobane i zjedzone przez ptaki, gdy jeszcze siewca siał (por. Mk 4,4). 
Pozostałe rodzaje gleby – skalista i taka, na której rośnie wiele ciernistych chwastów – przedstawiają ludzi, w których słowo Boże trwa przez jakiś czas i nawet wzrasta. Na glebie skalistej ziarno szybko kiełkuje i szybko usycha z powodu żaru słońca. Ziarno między cierniami staje się rośliną, która przez pewien czas wzrasta, ale potem ginie stłumiona przez nie, zanim przyniesie owoc. 
Z ludźmi jest podobnie jak z różnymi rodzajami gleby, na którą padło ziarno, symbolizujące słowo Boże. 
Jedni przemieniają całe swoje życie, bo przyjęli Ewangelię, uwierzyli w nią i według niej ukształtowali swoją wiarę i całe życie. Ludzie podobni do drogi nie dochodzą do wiary, nawet jeśli zetknęli się ze słowem Bożym, np. dzięki środkom społecznego przekazu. Słyszane słowo nie budzi w nich zainteresowania i z tego powodu nie prowadzi ich do wiary. 
Ludzie zobrazowani przez glebę skalistą lub zarośniętą ciernistymi chwastami to tacy, którzy przez jakiś czas wierzą i żyją według słowa Bożego, np. w dzieciństwie, lecz później albo je całkowicie odrzucają, albo przyjmują tylko pozornie, nie dopuszczając do tego, żeby pod jego wpływem zmieniało się ich życie. Podobni do gleby skalistej mają za mało ziemi, aby mogło na niej ziarno zapuścić korzenie i stać się wspaniałą, przynoszącą dobre owoce rośliną. 
Posadzeni między cierniami to ludzie, którzy ulegają wpływom wrogów Chrystusa lub takim bożkom jak swoje wady, bogactwo, wygoda, przyjemności. Oddawanie czci i kłanianie się tym fałszywym bogom osłabia w nich wiarę w Boga prawdziwego lub całkowicie ją niszczy. Stopniowo przestają wypełniać Jego wolę i czynią to, co podsuwa im bożek egoizmu. Może przez jakiś czas byli podobni do Jezusa Chrystusa i Jego Matki, bo wypełniali wolę Bożą, jednak potem zastąpili tę uświęcającą praktykę czynieniem tego, do czego pobudzają ich źli ludzie, szatan i tkwiące w nich egoistyczne namiętności, podobne do kolców i ciernistych chwastów. Przez jakiś czas byli podobni do wzrastającej pożytecznej rośliny, która mogła przynieść wiele dobrych owoców. Jednak przestali się wpatrywać w Jezusa, zlekceważyli Jego słowo, nie chcieli naśladować świętości Jego Matki. Dlatego umarli duchowo, jak słabe roślinki posadzone między cierniami.
Upodobnienie się do Chrystusa dzięki przyjęciu słowa Bożego
„Inne w końcu padły na ziemię żyzną, wzeszły, wyrosły i wydały plon: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny”. (Mk 4.8) „W końcu na ziemię żyzną zostali posiani ci, którzy słuchają słowa, przyjmują je i wydają owoc: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny”. (Mk 4,20) Ludzie, którzy słuchają słowa Bożego i przyjmują je, stają się podobni do Jezusa Chrystusa. Upodabniają się do Niego w myśleniu, mówieniu, działaniu, odczuwaniu. Przemiana ludzi żyjących słowem Bożym to przynoszenie plonu – trzydziestokrotnego, sześćdziesięciokrotnego lub stokrotnego. Wielkość podobieństwa do Chrystusa zależy od stopnia współdziałania z otrzymaną od Boga łaską. Maryja najbardziej się do Niego upodobniła, ponieważ przez całe życie karmiła się słowem Bożym i nie zmarnowała żadnej łaski, otrzymanej od Boga. Słowo Boże wydało w Niej plon stokrotny.
PRZYPOWIEŚĆ O LAMPIE
Mówił im dalej: «Czy po to wnosi się światło, by je postawić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku?21 Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw.22 Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!».23 (Mk 3,21-23)
Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha Światłości i niech stanie się dla niej świecznikiem
„Mówił im dalej: «Czy po to wnosi się światło, by je postawić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku? Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!».” (Mk 4,21-23)
Wydaje się rzeczą oczywistą, że uszy są do słuchania. A jednak w kontaktach z Bogiem i bliźnimi wielu ludzi zachowuje się tak, jakby uszów nie mieli do słuchania, lecz do czegoś innego – do utrzymywania okularów lub przyczepiania do nich kolczyków. Zachowują się tak, jakby mieli tylko „usta do mówienia”. Mówią dużo do ludzi, a nawet do Boga, nie interesując się tym, co mogliby usłyszeć. Swoim mówieniem często zanudzają i męczą bliźnich, a siebie samych – zubożają. Nie wzbogacają się duchowo zwłaszcza wtedy, gdy nie słuchają słowa Bożego, a nawet samego Boga. Na modlitwie bowiem tylko mówią, recytują formuły modlitewne, nie wkładając w nie swojego serca. Nie słuchają Boga, bo nigdy nie zadają Mu pytania, co ma do powiedzenia na temat ich życia. Często bywa tak, że ktoś ludzi słucha i mówi do nich, ale od słowa Bożego się izoluje, bo unika tych, którzy o Bogu mówią lub piszą.
Tym, którzy mają uszy do słuchania Jezus mówi: «Czy po to wnosi się światło, by je postawić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku?” (Mk 4,21) Światłem, które ma pozostawać zawsze na świeczniku, jest Jezus Chrystus. Nie wolno tego Światła ukrywać wstydliwie przed światem. Nie należy też stawiać „pod korcem lub pod łóżkiem” swojej wiary w w Niego! Chrystus-Światłość rozprasza bowiem mroki grzechu i zakłamania! Ta Światłość zbawia, dlatego nikogo nie wolno jej pozbawiać. Kto ma uszy do słuchania, niech słucha Jezusa-Światłości i niech nie przyćmiewa Jego blasku na tym świecie np. rozszerzając jakieś błędne ideologie. Niech się stanie odważnie „świecznikiem” dla Chrystusa-Światłości! Niech głosi światu całą Ewangelię bez uszczuplania jej, bo nie ma niej nic wstydliwego ani „nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw.” (Mk 4,22) Cała nauka objawiona jest światłością i cała powinna rozpraszać mroki świata!
Chrześcijanie podobni do korca, łóżka lub świecznika
„Mówił im dalej: «Czy po to wnosi się światło, by je postawić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku?»” (Mk 4,21)
Źródło światła jest po to, żeby oświetlać, dlatego nie powinno być zakrywane przez umieszczanie go w jakimś naczyniu, pod korcem lub łóżkiem. Nie pod korcem i nie pod łóżkiem ma być stawiane, lecz na świeczniku, bo tylko wtedy dobrze spełnia swoje zadanie oświetlania otoczenia. Powinno być widoczne jak najlepiej ze wszystkich stron. 
Swoje uwagi na temat światła Jezus odnosi do Siebie. On bowiem jest Światłością świata. Każdy wierzący człowiek powinien się stać dla Niego jak świecznik – żyjący, poruszający się, niosący Go w różne miejsca i do różnych ludzi. Powinien się zachowywać tak, aby ludzie skupiali swoją uwagę nie na nim, lecz na Chrystusie, którego wszystkim zanosi. Nie sam świecznik, lecz umieszczone na im światło ma przyciągać całą uwagę. Jako ludzie posiadamy jednak zdolność koncentrowania uwagi otoczenia na sobie i często to robimy. Nawet osoby oddane ewangelizacji tak nieraz błyszczą przed ludźmi, że trudno dostrzec Światłość prawdziwą, Jezusa Chrystusa. Ludzki blask, ludzki splendor, ludzka błyskotliwość, ludzkie filozofowanie nieraz przyćmiewa żyjącego pośród nas Jezusa Chrystusa i Jego Ewangelię. Jej słowa nieraz gubią się w potokach ludzkich słów. Każdy chrześcijanin i głosiciel Ewangelii powinien mieć na uwadze słowa Jezusa: „Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.” (Mt 5,16)
Chrześcijanin nie wypełnia swojego zadania, jeśli – zamiast być świecznikiem dla Światła, którym jest nasz Zbawiciel – staje się dla Niego czymś w rodzaju naczynia i korca z Jego przypowieści lub łóżkiem, pod którym zostaje ukryty. To smutne, że życie niektórych chrześcijan zupełnie się nie różni od życia ludzi niewierzących w Chrystusa. Ich wiara zupełnie się nie ujawnia. Nic w ich postępowaniu nie ukazuje Jezusa, Światłości świata, ani żadne ich słowo o Nim nie wspomina. Nikt nie uwielbia Ojca, patrząc na ich uczynki i słowa, bo nic nie ukazuje Jego wspaniałości i miłości. Nie słychać mądrości Bożej w ich słowach ani miłości Bożej nie widać w ich uczynkach. Dla Bożej Światłości nie są świecznikami, lecz szczelnie zamkniętymi naczyniami, które nie pozwalają, żeby się wydostał z nich chociaż jeden jej maleńki promyczek.
PRZYPOWIEŚĆ O MIERZE
I mówił im: «Uważajcie na to, czego słuchacie. Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą.24 Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma».25 (Mk 3,24-25)
Konieczność odróżniania prawdy od zwodniczych kłamstw
 „I mówił im: «Uważajcie na to, czego słuchacie»” (Mk 4,24) Ta rada Jezusa jest bardzo ważna, bo w świecie, w którym żyjemy, słyszymy prawdę i wiele kłamstw. Jedno miesza się z drugim. Musimy zatem uważać, gdy coś słyszymy, i zadawać sobie pytanie, czy to, co do nas dociera, jest prawdą czy kłamstwem. Ostrożnym trzeba być, ponieważ kłamstwa są często przedstawiane w sposób atrakcyjny, aby zwiększyła się ich niszczycielska siła oddziaływania. Do mamiących nauk często dokleja się różne określenia w rodzaju: „współczesny”, „postępowy”, „na czasie”, „otwarty na człowieka” i inne. Te określenia mają wzbudzić przychylne nastawienie do najbardziej obrzydliwych oszustw. Działają one zgubnie na ludzi nieświadomych, że są poddawani manipulacji. 
 
Dlatego Jezus mówi: „Uważajcie na to, czego słuchacie”. Absolutnie bezbłędnie odróżnia prawdę od fałszu tylko Bóg, dlatego powinniśmy prosić Ducha Świętego o Jego dary. One pomogą nam odkryć, czy to, czego słuchamy, jest prawdą czy oszustwem.
Obdzielanie złem lub dobrem
„Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą.” (Mk 4,24) Bardzo często stosowaną przez człowieka „miarą” jest działanie przy pomocy miecza, czyli agresji, siły, krzyku, zastraszania innych. Jezus ocenił przydatność tej metody, mówiąc w chwili pojmania Go w Ogrójcu do Piotra, który przy pomocy miecza chciał walczyć w Jego sprawie: „Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną.” (Mt 26,52) I tak się rzeczywiście dzieje. Gdy ktoś chwyta za miecz, aby walczyć, to prowokuje innych, aby też sięgnęli po miecz. Za cios zadany tą bronią otrzyma uderzanie tym samym orężem – i to często jeszcze silniejsze niż to, które komuś zadał. Tak się stanie, bo zraniony i rozzłoszczony przeciwnik „odmierzy taką samą miarą, z jaką się zetknął, i nawet „jeszcze więcej dołoży”. Tak to bowiem bywa wśród ludzi, że za zło odpłacają zwykle większym złem, chyba że są prawdziwymi uczniami Jezusa, którzy potrafią nie tylko je przetrzymać, lecz nawet odpłacić za nie dobrem. „Miarą”, o której mówi Jezus, może być nie tylko złe i agresywne działanie wobec ludzi. Może i powinno nią być dobro. Kto za „miarę” swojego postępowania przyjął czynienie dobra bliźnim – nawet takim, którzy stali się nieprzyjaciółmi – ten dobro otrzyma i to nawet znacznie większe niż to, którym obdarował innych. Doświadczenie uczy jednak, że to otrzymane przez nas dobro nie zawsze (a może nawet zwykle) nie pochodzi od tych, którzy je od nas otrzymali. A jednak słowa Jezusa są prawdziwe, dlatego zawsze za „miarę dobra”, którą mierzymy, otrzymujemy dobro i „jeszcze nam go dołożą”. Może nie ludzie, lecz na pewno Bóg go nam „dołoży”. A „dołoży” nam samego Siebie i to na całą wieczność. O tym warto pamiętać i nigdy nie oczekiwać od ludzi zapłaty za wyświadczone im dobro. Jezus powiedział: „Uważajcie na to, czego słuchacie”. (Mk 4,24) Trzeba bardzo uważać na to i na tych, którzy doradzają posługiwanie się w życiu mieczem agresji, złośliwości, krzyku, znieważania lub innym złem, a słuchać tych, którzy za Jezusem powtarzają: „Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie!” (Łk 6,31)
Powiększać dobro i nie narażać się na tracenie go
„Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma”. (Mk 4,25)
Jezus poucza nas: „Uważajcie na to, czego słuchacie” (Mk 4,24). Roztropny i mądry człowiek słucha tylko tego, co jest pożyteczne i co wzbogaca go duchowo, a nieroztropny człowiek bezkrytycznie wsłuchuje się we wszystko, co do niego dociera, a nawet czyta lub ogląda to, co bezwartościowe. Nie odróżnia prawdy od propagandy i kłamstw, a dobra – od zła. 
Na jednych i drugich spełnia się to, co powiedział Jezus: „Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma”. (Mk 4,25) I tak mądry człowiek słucha słów mądrości i ubogaca się duchowo. Ma już mądrość, nią się kieruje, dlatego jest mu dawany jej wzrost. I przeciwnie, człowiek nieroztropny, pozbawiony mądrości, słucha bez rozwagi i rozeznania. Wsłuchuje się we wszystko i wszystko bezkrytycznie przyjmuje. Z powodu braku mądrej roztropności wchłania nawet największe głupstwa, które ktoś głosi. Przez to zaraża się głupotą, a ta jest nie do pogodzenia z mądrością. Nawet jeśli jeszcze posiadał jakieś jej resztki, to je straci. Szerzyciele zwodniczych nauk „pozbawią go i tego, co ma”, czyli resztek prawości i mądrości. Stanie się tak, ponieważ nie miał roztropności i z tego powodu lgnął do zła i kłamstw. Każdemu zatem Jezus przypomina: „Uważajcie na to, czego słuchacie” (Mk 4,24). „Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma” (Mk 4,25) – albo mu się tylko wydaje, że ma.
PRZYPOWIEŚĆ O ZASIEWIE
Mówił dalej: «Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię.26 Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak.27 Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie.28 A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza się sierp, bo pora już na żniwo».29 (Mk 3,26-29)
Królestwo Boże zostało „zasiane” na ziemi
„Mówił dalej: «Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza się sierp, bo pora już na żniwo».” (Mk 4,26-29)
Królestwo Boże nie pojawiło się na ziemi znikąd. Zostało nam podarowane przez Boga. „Spadło” z nieba na nasz świat jak zasiew wrzucony w ziemię przez jakiegoś człowieka. Bóg Ojciec „wrzucił” w ziemię naszego świata niezwykłe „Ziarno”, którym jest Jego Syn. Posłał także Ducha Świętego, aby dzieło dokonane przez Jezusa Chrystusa i ciągle przez Niego kontynuowane nie było odrzucane przez ludzi. 
Dzięki Boskiej mocy nasienie królestwa Bożego wrzucone w ziemię, którą jest ludzkość, ciągle wzrasta, chociaż dla człowieka nie jest to takie oczywiste. Ono rozwija się jak ziarno w ziemi – i w dzień i w nocy. Ziarno w ziemi żyje i przygotowuje się do zamienienia w roślinę z kłosami pełnymi ziaren. Następuje to w dzień i w nocy. Ani dzień, ani noc nie przeszkadza temu procesowi. My, ludzie, niewiele lub nic nie wiemy o tym, jak wielkie rzeczy dokonują się dzięki mocy Bożej w ukryciu przed naszym wzrokiem. Prawie nic nie wiemy o tym, co Bóg czyni w ludzkich sercach, w które nie mamy wglądu. 
Podobni jesteśmy do ludzi, którzy godzinami patrzą na obsiane pole i mają wrażenie, że nic się na nim nie dzieje. A jednak tak nie jest, o czym można się przekonać dopiero po jakimś czasie. Kiedy w ziarnie zakończą się podziemne procesy, na powierzchni ziemi pojawi się wzrastająca roślina: „najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza się sierp, bo pora już na żniwo”. Podobnie jest i będzie z królestwem Bożym na ziemi. Będzie się rozwijać i dojrzewać, aż zostanie zebrane z ziemskiego pola i przeniesione do wieczności. 
Porównanie przez Jezusa królestwa Bożego do zasiewu odnosi się do pojedynczego człowieka i do całej ludzkości. Człowiek, żyjąc na ziemi, tworzy w swoim sercu – dzięki współpracy z otrzymaną łaską – Boże królestwo dobra. Jeśli z łaską nie współpracuje, to zamiast królestwa dobra buduje w sobie królestwo zła. Tworzenie ziemskiego dobra lub zła kończy się z chwilą śmierci. Dusza człowieka podlega „sądowi szczegółowemu” i istnieje na zawsze w niebie lub piekle. Po zmartwychwstaniu dołączy się do niej także ciało. Jeśli dusza człowieka jest zdolna do oczyszczenia się ze swoich grzechów, to dostaje się do czyśćca, aby tam się przygotować w pełni do wejścia do domu Ojca.
Proces podobny do wzrastania zboża dokonuje się z całą ludzkością. Poddała się ona mocy zła, ale Bóg zasiał w niej „ziarno” Swojego królestwa. Będzie ono wzrastało na niej aż do skończenia świata. Obok tego królestwa dobra, podobnego do pożytecznego zboża, będzie jednak aż do końca świata rósł chwast zła. Końcowy sąd Boży oddzieli na zawsze jedno od drugiego. Odtąd dobro będzie należało do nieba, a zło – do piekła. Żadnego pomieszana jednego z drugim – jakie ma miejsce obecnie – już nie będzie. (Por. Mt 13,24-30; Mt 13,36-43). 
Wbrew pozorom królestwo Boże stale wzrasta
„Mówił dalej: «Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza się sierp, bo pora już na żniwo».” (Mk 4,26-29)Wyjątkowym nasieniem, z którego wyrasta królestwo Boże, jest Syn Boży wcielony, Jezus Chrystus. Jego przyjście na ziemię było wyjątkowym dla niej wydarzeniem. Zostało w nią wsiane Boskie Ziarno królestwa Bożego, Syn Boży, nasz Zbawiciel. Dzięki Jego Wcieleniu, które dokonało się w niepokalanym łonie Maryi Dziewicy, na zepsutej przez zło ziemi pojawił się Boski zasiew dobra i świętości.
Ludzkość jednak jakby spała i nie wiedziała przez dziesięciolecia, że Syn Boży zamieszkał na jej zdeprawowanej ziemi. Boskie Ziarno – Droga, Prawda i Życie – było jakby zakopane w glebie i niewidoczne dla świata. Ono żyło i wzrastało we dnie i w nocy. Świat jednak o tym nie wiedział. Tylko wybrani ludzie – tacy jak Maryja, św. Józef, pasterze i mała grupa innych osób – znali tajemnicę dokonanego Boskiego zasiewu, kiełkowania i wzrostu królestwa Bożego. Na ziemi już wzrastał w ukryciu Jezus, Syn Boży, i stopniowo ujawniała się Jego Boska mądrość i moc. Niebiański zasiew został pozornie zniszczony przez śmierć Jezusa na krzyżu. To jednak nie nastąpiło. Ten który wydawał się bezpowrotnie pogrzebany w krainie śmierci, „wykiełkował z ziemi” do życia zmartwychwstałego. Przeszedł do nowej formy istnienia jako Bóg-człowiek – do takiej, w której Jego potęga i wieczność ujawnia się w całej pełni. Jest nadal Panem żyjącym na wieki, posiadającym Boską moc.
Od zmartwychwstania Jezusa i zesłania na Jego uczniów Ducha Świętego królestwo Boże nabrało nowej mocy wzrastania. To ziarno – pozornie małe i słabe – zostało podlane rosą niebieską. I rozszerzyło się stopniowo na wszystkie narody ziemi. Dzięki stałej obecności Chrystusa zmartwychwstałego i Ducha Świętego z „królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak.” (Mk 4,26-27)
Nawet wtedy, gdy ciemne noce zła wydają się nie dopuszczać światła dnia, dobre ziarno królestwa Bożego wzrasta. Człowiek nieraz w to nie wierzy i ulega zwątpieniu. Nie potrafi bowiem zrozumieć, jak Boże królestwo dobra potrafi wzrastać, gdy jest tłumione potęgą zła i zalewem kłamstw. Nie wie, jak może wzrastać królestwo Boże, gdy przeciwko niemu występuje apokaliptyczny Smok zła, potężna Bestia i stojący na jej usługach sprytny, silny i podstępny Fałszywy Prorok, zwany też Drugą Bestią (por. Księga Apokalipsy, rozdział 13). Człowiek nie potrafi sobie nieraz nawet wyobrazić, że ziarno królestwa Bożego wzrasta, chociaż jest deptane przez złego Smoka i Bestię, która otrzymała od niego jego moc, jego „tron i wielką władzę”. (Ap 13,2) A potęga tej Bestii naprawdę jest wielka. Czuje się pewnie i wypowiada „wielkie rzeczy i bluźnierstwa przeciwko Bogu”, bluźni Jego imieniu, Jego przybytkowi i mieszkańcom nieba. Zła Bestia walczy ze świętymi i zwycięża ich (por. Ap 13,7). Otrzymała też władzę nad każdym szczepem, ludem, językiem i narodem (por. Ap 13,7)
Człowiek nie rozumie, jak może wzrastać królestwo Boże, gdy – jak mówi Księga Apokalipsy – cała ziemia wodzi wzrokiem za Bestią i pokłon oddaje Smokowi, który udzielił jej władzy (por. Ap 13,2). Człowiek nie potrafi sobie wyobrazić, jak królestwo Boże może wzrastać, gdy cała ziemia z zachwytem wpatruje się w Bestię i Smoka i z dumą, podziwem lub ze strachem mówi: „Któż jest podobny do Bestii i któż potrafi rozpocząć z nią walkę?” (Ap 13,4). Wydaje się, że nie ma takiej potęgi, która potrafiłaby walczyć z Bestią, szerzącą zło i tępiącą dobro całą swoją mocą, przebiegłością i okrucieństwem. A jednak Ktoś taki istnieje. To Założyciel Królestwa Bożego, Zmartwychwstały Pan i zsyłany przez Niego od Ojca Duch Święty. Ten Boski Duch jednym tchnieniem potrafi odnowić oblicze ziemi, splugawionej przez Bestię zła i jej współpracowników.
Księga Apokalipsy jednoznacznie przedstawia nieodwołalną klęskę wszystkich twórców zła, zobrazowanych przez Smoka, Bestię i Fałszywego Proroka. Ich działania zostaną na zawsze udaremnione, a ich samych dosięgnie wieczne potępienie, przedstawione w Księdze Apokalipsy jako wieczne cierpienie w „jeziorze ognia i siarki”. Czytamy tam: „A diabła, który ich zwodzi, wrzucono do jeziora ognia i siarki, tam gdzie są Bestia i Fałszywy Prorok. I będą cierpieć katusze we dnie i w nocy na wieki wieków.” (Ap 20,10) Taki będzie ostateczny los wszystkich zatwardziałych twórców zła.
Królestwo Boże natomiast nie ulegnie zniszczeniu. Przeciwnie, ujawni się jak posiane w ziemi nasienie: „najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie” (Mk 4,28). Każdy człowiek, którego serce stało się Bożym królestwem dobra i prawdy, któregoś dnia zostanie „zżęty jak dojrzałe zboże” (por Mk 4,29) i przeniesiony do wiecznego królestwa niebieskiego.
Królestwo Boże, wzrastające aż do końca świata
„Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza się sierp, bo pora już na żniwo.” (Mk 4,27-29)
Rozwój każdej rośliny dokonuje się w ustalonym porządku: „Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie.” (Mk 4,28) Nie da się tego zmienić ani też nie ma takiej potrzeby. Trzeba się po prostu dostosować do praw rządzących rozwijaniem się roślin i zbierać plon w odpowiednim czasie, jak mówi Jezus: „A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza się sierp, bo pora już na żniwo”. (Mk 4,29) 
Ze wzrostem królestwa Bożego jest podobnie jak z formowaniem się rośliny: najpierw jest ukryte w ludzkich sercach i zaczyna formować myślenie, miłość, i pobudzać do dobrego działania. Dzięki swojemu przemienionemu myśleniu i aktywnej miłości zmieniony człowiek zaczyna oddziaływać na bliższe i dalsze otoczenie, które zaczyna się przemieniać w królestwo Boga, ukształtowane przez Boży porządek. Kiedy to królestwo będzie podobne do kłosów napełnionych ziarnami – które już bardziej nie mogą się rozwijać – dokona się Boży sąd. Ziarno dobra zostanie przeniesione do wiecznego królestwa w niebie, a bezużyteczne chwasty – które, niestety, też nie zaprzestały swojego wzrostu – znajdą się w piekielnym ogniu. „Jak więc zbiera się chwast i spala ogniem, tak będzie przy końcu świata. Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego. Kto ma uszy, niechaj słucha!” (Mt 13,40-43) 
Mądrość Boża wszystkiemu wyznaczyła odpowiedni czas na wzrost i osiągnięcie dojrzałości. Dotyczy to roślin i królestwa Bożego na ziemi. Dobro przewidziane przez Boga ma osiągnąć swoją pełnię i istnieć na zawsze w wieczności, w królestwie Ojca. Ale istnieje także zło, wybrane dobrowolnie przez człowieka. Pojawia się ono z różnym natężeniem na świecie i przybiera różne formy, aż Bóg powie swoje: „Dosyć!” 
Zanim to nastąpi, zły i dobry ma swój określony czas ziemskiego życia, kiedy może powiększać dobro lub wybrane przez siebie zło. Zanim Bóg powie: „Dosyć!” daje czas na dojrzewanie, jak mówi Księga Apokalipsy: „Kto krzywdzi, niech jeszcze krzywdę wyrządzi, i plugawy niech się jeszcze splugawi, a sprawiedliwy niech jeszcze wypełni sprawiedliwość, a święty niechaj się jeszcze uświęci. Oto przyjdę niebawem, a moja zapłata jest ze Mną, by tak każdemu odpłacić, jaka jest jego praca. Jam Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec.” (Ap 22,11-13)
Wzrastanie do pory żniwa
„A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza się sierp, bo pora już na żniwo”. (Mk 4,29)
Żadna roślina na ziemi nie rośnie wiecznie, podobnie i ludzkość też nie będzie wiecznie zamieszkiwać ziemi. Co zatem stanie się z królestwem Bożym po końcu świata? Na świecie królestwo Boże zostało posiane jak ziarno zboża przez Boga Ojca, który posłał na świat Swojego Syna. Założone przez Niego królestwo Boże ciągle wzrasta – nawet wtedy, gdy jest atakowane z zamiarem całkowitego zniszczenia go. Pomimo prób unicestwienia go przez zło osiągnie ono swoją ziemską pełnię przewidzianą przez Boga. Wtedy ludzkość zostanie „zżęta” jak dojrzałe zboże przez „zapuszczony sierp”. Założone przez Jezusa Chrystusa królestwo Boże jest dobre i wieczne. Jako dzieło Boże nie zniknie ono na końcu świata, lecz będzie istniało wiecznie w niebie. Rozpoczęte na ziemi dobro będzie trwało w wieczności w jakiejś nowej formie, a zła w żadnej formie nie będzie w wiecznym królestwie Ojca.
Zboże rośnie, aby przynieść plon. „A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza się sierp, bo pora już na żniwo”. (Mk 4,29) 
Dla ludzkości nadejdzie czas, kiedy otoczone złem dobro osiągnie swoją pełnię, jak ziarna w kłosie pszenicy. Stan tego duchowego dobra pozwoli, by zapuścić Boży sierp. Nadejdzie dla ludzkości dzień zebrania wszystkiego, co na niej wyrosło jako owoc działalności człowieka.
Ten dzień Księga Apokalipsy przedstawia obrazowo jako ścięcie ostrym sierpem zboża i winogron: „Potem ujrzałem: oto biały obłok – a Siedzący na obłoku, podobny do Syna Człowieczego, miał złoty wieniec na głowie, a w ręku ostry sierp. I wyszedł inny anioł ze świątyni, wołając głosem donośnym do Siedzącego na obłoku: Zapuść Twój sierp i żniwa dokonaj, bo przyszła już pora dokonać żniwa, bo dojrzało żniwo na ziemi! A Siedzący na obłoku rzucił swój sierp na ziemię i ziemia została zżęta. I wyszedł inny anioł ze świątyni, która jest w niebie, i on miał ostry sierp. I wyszedł inny anioł od ołtarza, mający władzę nad ogniem, i donośnie zawołał do mającego ostry sierp: Zapuść twój ostry sierp i poobcinaj grona winorośli ziemi, bo jagody jej dojrzały! I rzucił anioł swój sierp na ziemię, i obrał z gron winorośl ziemi, i wrzucił je do tłoczni Bożego gniewu – ogromnej. I wydeptano tłocznię poza miastem, a z tłoczni krew wytrysnęła aż po wędzidła koni, na tysiąc i sześćset stadiów.” (Ap 14,14) 
Zanim dokona się sąd, żyjący na ziemi ludzie dysponują otrzymanym od Boga czasem. Posługując się swoją wolną wolą, czynią dobro i zło, a przez to zamieniają się w istoty dobre lub złe. Mają na to określony czas, jak czytamy w  Księdze Apokalipsy: „Kto krzywdzi, niech jeszcze krzywdę wyrządzi, i plugawy niech się jeszcze splugawi, a sprawiedliwy niech jeszcze wypełni sprawiedliwość, a święty niechaj się jeszcze uświęci. Oto przyjdę niebawem, a moja zapłata jest ze Mną, by tak każdemu odpłacić, jaka jest jego praca. Jam Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec.” (Ap 22,11-13)
 
Królestwo Boże w nas lub obok nas
„Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak.” (Mk 4,27)
Bóg nie chce zbudować Swojego królestwa „wokół nas”, lecz „w nas”. Posłał swojego Syna na świat, aby zamieszkał nie tylko „pośród nas”, ale przede wszystkim „w nas”. Nie zostaliśmy powołani do życia „obok” Chrystusa,  lecz do życia „w jedności” z Nim, Synem Bożym. Wyraził to św. Paweł słowami: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie.” (Ga 2,20) W człowieku, który przyjął łaskę ofiarowaną mu przez Boga, Chrystus żyje i wzrasta jak ziarno wrzucone w ziemię. Wraz z Chrystusem wzrasta i umacnia się królestwo Boże, które jest w nim. Człowiek może o tym nic nie wiedzieć, ale to królestwo w nim wzrasta.
W pewnym sensie królestwo Boże może być „na zewnątrz”, „poza” ludźmi i tylko „pośród” nich. Tak jest wtedy, gdy ktoś nie żyje w jedności z Chrystusem. Jeśli ktoś usunął Go ze swojego życia, to równocześnie wykluczył się z Jego królestwa, nie pozwolił bowiem, aby ono istniało w jego sercu.
Boska moc Jezusa i Ducha Świętego powoduje wzrost królestwa Bożego
„Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie.” (Mk 4,28)
Jeśli człowiek dokonuje zasiewu zboża, to spełnia bardzo ważną rolę w procesie wytwarzania dużej ilości pożytecznych ziaren. Jego wysiłek byłby jednak bezużyteczny, gdyby ziarno nie posiadało zdolności rozwijania się w glebie. Gdyby ziarno takiej mocy nie miało, jego zasiew przypominałby rozrzucanie na ziemi kamieni i żwiru, z którego z całą pewnością nic nie może wyrosnąć, nie mówiąc już o jakichś nawet bardzo skromnych plonach. Podobnie ma się rzecz z królestwem Bożym. Rozszerza się ono na świecie dzięki głoszeniu przez ludzi słowa Bożego. Jednak to królestwo nie powstałoby, gdy to słowo nie miało danej jej przez samego Boga mocy wzrastania w sercach ludzkich i przemieniania ich według wzoru Najświętszego Serca Jezusa i Jego „Wiernej Kopii”, którą jest Niepokalane Serce Maryi. 
Człowiek, który przyjął z wiarą słowo Boże, podobny jest do pola obsianego dobrym zbożem. Zasiane w jego sercu ziarna Bożej prawdy wzrastają w nim, wpływają na jego myślenie, odczuwanie, podejmowanie decyzji i postępowanie, chociaż on nie rozumie w pełni, jak się to dzieje. Jednak ziarno słowa Bożego nie jest jakąś siłą magiczną. 
To ziarno prawdy Bożej wywołuje swój skutek, ponieważ sprowadza do ludzkiego serca samego Jezusa Chrystusa, który to ziarno zasiewa, i Ducha Świętego, który stale towarzyszy ze swoją Boską mocą działaniu Syna Bożego. To Chrystus i Duch Święty działa w człowieku, który przyjął słowo Boże. To Ich Boska moc buduje w nim królestwo Boże. Ich tajemnicze działanie dokonuje się bez przerwy.  Człowiek go w pełni nie zauważa. „Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza się sierp, bo pora już na żniwo.” (Mk 4,27-29) Ziarno słowa Bożego posiada moc wzrastania, ponieważ jest połączone z wszechmocnym i odwiecznym Synem Bożym, Słowem, które było na początku, od zawsze w Bogu i u Boga (por. J 1,1-5). Ziarna Ewangelii wzrastają i budują w człowieku królestwo Boże, ponieważ są połączone z Boskim Siewcą, Jezusem Chrystusem, „Drogą, Prawdą, i Życiem” (por. J 14,6).
PRZYPOWIEŚĆ O ZIARNKU GORCZYCY
Mówił jeszcze: «Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy?30 Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi.31 Lecz wsiane wyrasta i staje się większe od jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu».32 (Mk 3,30-32)
Nie królestwa tego świata, lecz ziarnko gorczycy ukazuje naturę wspaniałego królestwa Bożego
„Mówił jeszcze: «Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy”. (Mk 4,30-31)
Jezus jakby szukał w myślach czegoś odpowiedniego do przedstawienia królestwa Bożego, które przyszedł zbudować na ziemi, a które będzie istnieć na zawsze w wieczności. W ułamku sekundy może dokonał błyskawicznego przeglądu wszystkich potęg, imperiów, królestw świata, utworzonych przez ludzi, oraz tego, co stworzył Bóg. Jego myśl zatrzymała się na maleńkim ziarenku gorczycy. Ciekawe, że Jezus nie znalazł żadnego królestwa zbudowanego przez ludzi, które mógłby podać jako coś, co wyjaśnia tajemnicę Jego królestwa. Znalazł za to coś małego, co stworzył Bóg – ziarenko gorczycy. 
Królestwa, których wiele było za czasów Jezusa na ziemi, nie nadawały się do przedstawienia Bożego królestwa, były bowiem wręcz jego zaprzeczeniem. Zaprzeczały mu swoją nietrwałością i zepsuciem. Dlatego Jezus nie widział w nich obrazu królestwa Bożego i nawet ostrzegał swoich uczniów, żeby nie naśladowali królów i władców tego świata. Powiedział do nich: „Królowie narodów panują nad nimi, a ich władcy przyjmują nazwę dobroczyńców. Wy zaś nie tak [macie postępować]. Lecz największy między wami niech będzie jak najmłodszy, a przełożony jak sługa!” (Łk 22,25-26) 
Żadne ziemskie królestwo nie nadawało się jako przykład dobra, trwałości i stałego wzrostu, charakterystycznego dla królestwa Bożego, ponieważ każde ludzkie królestwo rozwijało się tylko do pewnego czasu, a potem upadało. Dlatego nie królów tego świata dał Jezus za przykład postępowania, ani ich królestw, lecz – ziarnko gorczycy, istniejące dlatego, że Bóg tak chciał. To ono pokazuje wzrost królestwa Bożego, bo najpierw jest małe, a potem stanie się wielkie, na zawsze. Z ludzkimi królestwami i potęgami tego świata dzieje się odwrotnie. W pewnym okresie stają się wielkie, pozornie niezniszczalne, jednak potem stopniowo maleją, rozpadają się i znikają. Opierają się na przemocy i sile oręża. Dlatego Jezus skierował  nasze oczy nie na wytworzone przez ludzi potężne i pełne przepychu imperia, lecz na to, co Bóg stworzył: na małe ziarenko gorczycy.
Kiedy diabeł kusił Jezusa na pustyni, to kazał Mu w pewnym momencie popatrzeć na potęgi tego świata, ich przepych, bogactwa, splendor. Wyjaśnił Mu także, że posiada nad nimi swoją władzę. I „rzekł diabeł do Niego: Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje.” (Łk 4,6-7) 
Jezus jednak odwrócił swój wzrok od tego, co powstawało najczęściej dzięki współpracy z diabłem, bo opierało się na przemocy, ucisku, cierpieniu, wyzysku, niesprawiedliwości, podbojach, krzywdach, śmierci... Nie oddał pokłonu szatanowi, a kiedy miał przedstawić tajemnicę królestwa Bożego, to nie kazał patrzeć na te bogate królestwa pychy, próżności, okrucieństwa i niesprawiedliwości, lecz na prawie niezauważalne z powodu swojej małości ziarno gorczycy. Podał je za przykład wielkich dzieł Bożych. Chociaż małe, to jednak przekształci się w wielki i pożyteczny krzew. Nie królestwa tego świata, pełne ludzkiego splendoru, lecz ono pokazuje wspaniałość wielkiego działa Bożego, do którego zalicza się Jego królestwo. To królestwo nie jest podobne do zbudowanych na ludzkim cierpieniu potęg tego świata, lecz do  ziarnka gorczycy, które, „gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane wyrasta i staje się większe od jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu”. (Mk 4,31-32)
Wielkość królestwa Bożego ujawni się w przyszłości
„Mówił jeszcze: «Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane wyrasta i staje się większe od jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu».” (Mk 4,30-32)
Ewangelista Marek mówi, że Jezus przez moment jakby się zastanawiał, żeby wybrać odpowiedni obraz z otaczającego świata – coś, co dobrze ujawni jakiś aspekt królestwa Bożego. Powiedział: „Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy?” I jeszcze raz porównał je do rośliny wyrastającej z ziarna. Tym razem porównał je do małego ziarna gorczycy „najmniejszego ze wszystkich nasion na ziemi”, z którego wyrasta wielka roślina. Posłużył się tym porównaniem, bo wielu Żydów spodziewało się potężnego królestwa, które utworzy oczekiwany Mesjasz. Wielu czekało na potężne królestwo mesjańskie, które od razu będzie silne i wielkie, przyćmiewające inne narody. Jezus chciał oczyścić umysły swoich uczniów z takiego błędnego wyobrażenia. Kazał im popatrzeć na ziarno gorczycy, które bez trudu mógłby połknąć nawet maleńki ptaszek. Z tego niewielkiego ziarenka wyrasta jednak roślina na tyle duża, że w jej cieniu mogą się gnieździć ptaki. 
Jezus pouczył, że wielkość Jego królestwa nie będzie widoczna na początku jego powstawania, lecz czasach późniejszych i w wieczności. I tak rzeczywiście się stało. Początki Jego królestwa na ziemi były skromne, niemal niewidoczne jak niewielkie ziarnko gorczycy. Zaczęło jednak wzrastać dzięki nauczaniu Jego uczniów i łasce Ducha Świętego. W wieczności stanie się jeszcze potężniejsze, podobne do krzewu gorczycy, bez porównania większego niż ziarno, z którego wyrósł. 
Posługując się tym porównaniem Jezus pragnął zwrócić uwagę swoich uczniów na fakt, że będą uczestniczyli w budowaniu czegoś naprawdę wielkiego i wspaniałego, jednak wielkość tego, co mają z Nim tworzyć, ujawni się dopiero w późniejszym czasie.
Wzrastające lub niszczone królestwo Boże w człowieku
„Mówił jeszcze: «Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane wyrasta i staje się większe od jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu».” (Mk 4,30-32)
Przypowieść o małym kiełkującym i wzrastającym ziarnku gorczycy, obrazującym wzrastające królestwo Boże, można odnieść do pojedynczego człowieka, np. do małego ochrzczonego dziecka lub dorosłego, który przyjął usłyszane słowo Boże i uwierzył w Jezusa Chrystusa. Otoczenie nie widzi żadnej zmiany w dziecku, które przyjęło chrzest. Bóg jednak ją dostrzega, bo zostało ono włączone w Jego Boskie życie. Dostąpiło nadprzyrodzonego zjednoczenia przez łaskę z Nim i z Kościołem, który jest zaczątkiem królestwa Bożego na ziemi. 
Od momentu chrztu królestwo Boże wzrasta w człowieku jak ziarnko gorczycy wsiane w ziemię. Z czasem zacznie się powiększać i ujawniać swoją obecność. Zacznie wpływać na myślenie człowieka, wypowiadane przez niego słowa, uczucia, działanie. Pobudzi do postępowania i życia, które coraz bardziej będzie upodabniać do Jezusa Chrystusa i Jego Nieskalanej Najświętszej Matki. Im to podobieństwo będzie większe, tym bardziej będzie umocnione królestwo Boże w ludzkim sercu. 
Jeśli człowiek nie rozpocznie świadomego niszczenia w sobie Bożego królestwa dobra i prawdy, to będzie się ono w nim stale rozwijać. Niszczy królowanie Boga w człowieku stałe grzeszne sprzeciwianie się Mu, Jego woli i przykazaniom – bez wysiłku usunięcia grzechu ze swojego życia, bez szukania Jego przebaczenia, bez żałowania za swoje grzechy i pragnienia poprawienia się, bez sakramentu pojednania. 
Jeśli człowiek nie zniszczy w sobie Bożego królestwa, czyli królowania Boga w swoim życiu, to zamieni się ono w nim po śmierci w potężne królestwo Ojca. Już nie będzie przypominać małego ziarenka gorczycy, jak to było za życia na ziemi. Będzie je można porównać do krzewu, który wypuścił „wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu».” (Mk 4,32) 
Tak się stanie, jeśli człowiek na ziemi pozwoli zasiać w swoim sercu ziarnko gorczycy, którym jest sam Jezus Chrystus, odwieczne Słowo Boże. Ten niemal niewidzialny zasiew doprowadzi człowieka do rozkwitu, do pełni życia wiecznego. Nie będzie już podobny do małego ziarenka gorczycy, lecz do krzewu lub drzewa, które wypuściło „wielkie gałęzie”. Będzie pożyteczny dla innych jak krzew, którego gałęzie pozwalają ptakom zagnieździć się w ich cieniu i znaleźć wytchnienie i radość. 
Uczestnicząc w królestwie Ojca, zbawiony człowiek znajdzie szczęście wieczne i rozleje je na innych zbawionych jak krzew, który daje radość ptakom przez to, że je ocienia. Jego szczęście będzie się rozlewać na innych, ponieważ w niebie wszyscy się kochają. Z tego powodu szczęście jednego uszczęśliwia innych.
ZAKOŃCZENIE NAUCZANIA W PRZYPOWIEŚCIACH
W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli [ją] rozumieć.33 A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom.34 (Mk 3,33-34)
Jezus nauczał w sposób dostosowany do możliwości słuchaczy
Większość ludzi najlepiej rozumie nauczanie oparte na przykładach. Do tej powszechnej zdolności dostosował się Jezus. „W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli [ją] rozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich.” (Mk 4,33-34) Nawet jeśli ludzie nie rozumieli głębszego sensu przypowieści, to mogli je zapamiętać i w przyszłości je lepiej zrozumieć. Swoim uczniom wyjaśniał sens wygłoszonych przypowieści. Osobno „objaśniał wszystko swoim uczniom”. (Mk 4,34) Każdy człowiek otrzymywał od Jezusa takie pouczenie, jakiego wymagały powierzone mu zadania. Wszyscy otrzymywali naukę, która ukazywała im drogę zbawienia i sposób postępowania, żeby je osiągnąć. Ponieważ Apostołowie Jezusa mieli nauczać innych, dlatego wyjaśniał im głębszy sens przekazanej im nauki.
Odwieczne Słowo Boże mówiące ludzkim językiem
„W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli [ją] rozumieć.” (Mk 4,33)
Jezus, Syn Boży, posiadał nieskończoną Boską wiedzę. Stał się człowiekiem, aby część tej wiedzy nam przekazać. 
Zrozumienie Boskich tajemnic przez człowieka przekracza jego naturalne zdolności. Mimo to Bóg chciał się podzielić z nami swoją Mądrością. Syn Boży stał się człowiekiem, aby ludzkimi słowami przekazać Boskie tajemnice. Mówił do nas słowami, które jako ludzie rozumiemy. Posługiwał się przypowieściami, bo w nich głęboka prawda ukrywa się w obrazach, przedstawiających coś, co znamy z życia codziennego: relacje rodzinne, wzrastanie roślin, zajmowanie się zwierzętami itp. Zbawiciel nie przyszedł na świat, żeby się popisywać przed nami swoją wiedzą, lecz aby pomóc nam zrozumieć, jak bardzo kocha nas Ojciec niebieski i jak wielkie jest to, co dla nas uczynił. 
Do tych wielkich rzeczy zalicza się między innymi ofiarowane nam Jego królestwo – królestwo Boże. Jest ono trudne do zrozumienia, ponieważ nie jest podobne do królestw tego świata. Trudno nam jest sobie wyobrazić, bo chociaż znajduje się w naszym dostrzegalnym świecie, to jednak nie jest tak widzialne jak wszystko inne, co nas otacza. Jezus chciał jednak, abyśmy sobie uświadomili istnienie Jego królestwa i włączyli się w nie. Pragnął, żebyśmy pozwolili mu znaleźć się w naszych sercach. Nauczał więc o nim, posługując się przypowieściami. Równocześnie posyła nam Ducha Świętego, aby pomógł nam lepiej zrozumieć zawarte w przypowieściach prawdy o Bogu, Jego miłości, sprawiedliwości, o ofiarowanym nam Jego królestwie i naszym zbawieniu. 
Język ludzki ma swoje ograniczenia, między innymi takie, że jednym lub kilkoma słowami lub zdaniami nie potrafimy wyrazić całej Boskiej, nieskończonej prawdy. Przypomina on małą łyżeczkę, którą ktoś przelewa wodę z oceanu do jakiegoś pojemnika. Tą „łyżeczką” w odniesieniu do nauczania Jezusa są Jego przypowieści. Każda z nich dostarcza nam nie całą Boską prawdę, leczy tylko jakąś jej część, jakiś jej aspekt. Tych „łyżeczek”, przypowieści, musiał Jezus użyć dużo. „W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli [ją] rozumieć.” (Mk 4,33) Używał wielu przypowieści, aby przynajmniej trochę prawdy o sprawach Bożych nam przekazać. Przypowieściami, jak łyżeczkami, przelewał swoją nieskończoną Mądrość do naczyń, którymi my jesteśmy. Używał słów, które mogli zrozumieć Jego słuchacze. Dobierał przypowieści, które przedstawiały znane im sprawy i rzeczy, a które równocześnie wskazywały na sprawy duchowe i niewidzialne, trudne do wyobrażenia sobie. 
Ulubioną formą przedstawiania tłumom prawdy Bożej były przypowieści, te bowiem zawierają w sobie coś, co łatwo można sobie wyobrazić i zapamiętać. Zawierają pojęcia znane, które jednak pomagają – przynajmniej częściowo – zrozumieć tajemnice trudne do wyobrażenia sobie. Jezus uznał przypowieści za najbardziej przydatne „łyżeczki”, którymi może wlewać w nas swoją nieskończoną Mądrość. Przydatność przypowieści ujawnia się także w tym, że człowiek, które je usłyszał, potrafi je opowiedzieć innym ludziom.
Prawda Boża przyobleczona w szatę ludzkich słów i przypowieści
„W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli [ją] rozumieć.” (Mk 4,33)
Syn Boży jest odwiecznym Słowem Bożym, niewidzialnym dla naszych oczu i niesłyszalnym dla naszych uszu. Dzięki wcieleniu ten Syn Boży, współistotny Ojcu, to odwieczne Słowo Boże stało się prawdziwym człowiekiem, który zamieszkał wśród nas. Niewidzialny dla naszych oczu Bóg jakby się przyoblekł w dostrzegalną dla nas „szatę” ludzkiej natury, „przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi” (Flp 2,7). On „uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej”. (Flp 2,8) Słowo Boże przyoblekło się w ludzką naturę i żyło na ziemi jak człowiek skromny i ubogi, często pogardzany przez bogatych. Przez to Syn Boży przemawia do wszystkich pokoleń, jakie upodobania ma niewidzialny Bóg.
Abyśmy mogli „zobaczyć i „usłyszeć” niewidzialnego dla naszych oczu Boga, Syn Boży stał się widzialnym człowiekiem, który mówił naszym językiem. Przez to umożliwił nam poznanie już na ziemi Boga osobowego, chociaż jeszcze „jakby w zwierciadle, niejasno” (1 Kor 13,12). A pragnienie poznania Go tkwi w każdym człowieku, który Go kocha, tak jak z radością poznają siebie wzajemnie zakochani w sobie narzeczeni.
Syn Boży przez wcielenie jakby „się dostosował” do nas ludzi. To dostosowanie się było widoczne, gdy Jezus nauczał. Wtedy bowiem posługiwał się bowiem takimi formami językowymi, które słuchacze mogli najlepiej zrozumieć. Gdy używał przypowieści, wtedy Jego Boska wiedza przyoblekała się w ludzką formę barwnych opowiadań, obrazów, porównań, a przez to stawała się łatwiejsza do zrozumienia i do zapamiętania. Mówienie Jezusa jakby „wcielało” w ludzkie słowa Bożą mądrość. Nie tylko słowa, lecz wszystko, co Jezus czynił, było i jest dla nas jakby jedną wielką „przypowieścią”, która stale przybliża nam niewidzialnego Boga.
Dostosowanie się przez wcielone Słowo Boże do naszych zdolności i możliwości poznawczych wyraża Jego miłość, mądrość i szacunek wobec nas. Jeśli człowiek nie nastawi się wrogo do prawdy i dobra, to Syn Boży dostosuje swoje nauczanie do niego, doprowadzi go do Siebie, Prawdy, i ofiaruje mu swoje wieczne zbawienie.
Jezus objaśniał wszystko swoim uczniom
„A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom”. (Mk 4,34) Jezus nie przemawiał bez przypowieści do ludzi, ponieważ nie byli jeszcze na tyle uformowani, aby zrozumieć Jego naukę. Nauczał, opowiadając przypowieści, aby słuchacze przynajmniej coś mogli zapamiętać i coś z Boskiej prawdy zrozumieć. Bez przypowieści nie przemawiał do nich, ponieważ nie chciał głosić wspaniałej nauki, której nikt by nie zrozumiał. Apostołowie, którzy tak jak inni słuchacze słyszeli przypowieści Jezusa bez dodatkowych wyjaśnień, przychodzili do Niego, aby przedstawił im ich znaczenie (por. Mt 13,18-23; Mt 13,36-43). I Jezus, osobno, „objaśniał wszystko swoim uczniom”. (Mk 4,34) Ale pomimo tych wyjaśnień nawet Apostołowie Jezusa nie rozumieli w pełni tego, co słyszeli z Jego ust. Do pełnej prawdy doprowadził ich dopiero później Duch Święty. On przypomniał im nauczanie Jezusa – także Jego barwne przypowieści (por. J 14,26). Światło Ducha Świętego pomogło im odkryć najgłębszy sens nauczania Zbawiciela (por. J 16,13). Dzięki temu słowo Boże mogło być głoszone wszystkim narodom. Jezus wiedział, że Jego nauczanie nie było w pełni rozumiane, a mimo to je przekazywał pod osłoną przypowieści. Nauczał, bo wiedział, że przekazana przez Niego prawda Ewangelii rozjaśni się w swoim czasie dzięki mocy Ducha Świętego. Warto o tym pamiętać, kiedy wydaje się nam, że przekazywane przez nas słowo Boże nie jest rozumiane ani przyjmowane, np. przez młodzież. Jeśli tylko je zasiejemy, to dzięki światłu Ducha Świętego zostanie kiedyś zrozumiane i przyjęte, o ile ktoś będzie miał dobrą wolę.
BURZA NA JEZIORZE
Gdy zapadł wieczór owego dnia, rzekł do nich: «Przeprawmy się na drugą stronę».35 Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim.36 Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała.37 On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?»38 On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!». Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza.39 Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?»40 Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: «Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?»41 (Mk 3,35-41)
Najpierw przerażenie a potem lęk
„Gdy zapadł wieczór owego dnia, rzekł do nich: «Przeprawmy się na drugą stronę». Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?»” (Mk 4,35-38)
Gwałtowny wicher zerwał się nagle. Gdyby wiał wcześniej, przeprawa zostałaby przełożona na później. Nic jednak nie wskazywało na żadne niebezpieczeństwo, dlatego, gdy zapadł wieczór owego dnia, Jezus rzekł do nich: „Przeprawmy się na drugą stronę”. Uczniowie nie oponowali, ponieważ nic nie wskazywało na zbliżające się niebezpieczeństwo. Panujący spokój sprzyjał wypoczynkowi zmęczonego Jezusa, który usnął w tyle łodzi. To nie wicher Go przebudził, lecz przerażeni uczniowie, którzy powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” Przeraziła ich potężna i niebezpieczna dla ich życia wichura. Potem zaś – po uciszeniu jej przez Jezusa – napełniła ich lękiem Jego potęga. „Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: «Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?»” (Mk 4,41). To, co uczniowie przeżyli, pokazało im, że przy Jezusie mogą czuć się bezpiecznie, muszą tylko mocno wierzyć w Jego miłość i potęgę.
Jezus – Zbawiciel chroniący człowieka
„Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?» On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!». Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?»” (Mk 4,37-40) Jezus spał, chociaż nie było cicho, bo ryczał gwałtowny wicher. Hałasowały też fale i z pewnością Go moczyły, gdyż łódź już się napełniała wodą. Na to wszystko Jezus był jakby głuchy i nieczuły. Spał. Gdy jednak usłyszał przerażone głosy uczniów: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” natychmiast się obudził i odpowiedział cudem, widząc ich przerażenie. Potem jednak pouczył ich, że przyczyną ich przerażenia była nie tylko rozpętana burza, lecz także brak wiary w Niego. Nie wierzyli, że śpiący – a może nawet obudzony Jezus – potrafi im pomóc w tak wielkim niebezpieczeństwie. Któż może się zmierzyć z wichurą i potężnymi falami?! Przekonali się jednak, że Jezus jest mocniejszy niż wichura i ogromne fale. Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza, gdy „On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!».” (Mk 4,39) Byty materialne, wichura, jeziora, morza, oceany, choroby, a nawet złe duchy zniewalające opętanych ludzi nie potrafią się oprzeć żadnemu nakazowi Stwórcy. On naprawdę jest Panem i naszym Obrońcą. Przy Nim nie zginie na wieki żaden człowiek, który w Niego wierzy. Wiara usunie lub przynajmniej osłabi przerażenie, jakie może przeżywać człowiek płynący łodzią po jeziorze ziemskiego życia.
Zmęczony i śpiący Syn Boży
„Gdy zapadł wieczór owego dnia, rzekł do nich: «Przeprawmy się na drugą stronę». Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim.” (Mk 4,35-36) Zapadł wieczór po wielu godzinach wielkiej aktywności Jezusa, który uzdrawiał ludzi i uczył. Zmęczony, zwrócił się do uczniów z prośbą: „Przeprawmy się na drugą stronę” jeziora. Uczniowie wykonali polecenie, zabrali Go od razu do łodzi i wypłynęli. On, ogarnięty zmęczeniem po całym pracowitym dniu, zasnął. Ten szczegół pokazuje, że Syn Boży nie stał się jakimś „pozornym” człowiekiem, lecz prawdziwym, podatnym na zmęczeniu i inne formy cierpienia. Nie posiadał pozornego ciała, lecz prawdziwe. Prawdziwie stał się do nas podobnym we wszystkim, oprócz grzechu. „Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu.” (Hbr 4,15)
Bóg nigdy nie zasypia
„Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?»” (Mk 3,37-38)
W łodzi Jezus naprawdę spał, bo posiadał naturę ludzką taką samą, jaką my posiadamy. Kiedy jesteśmy zmęczeni, zasypiamy, aby zregenerować siły. Jezus Chrystus nie jest jednak tylko człowiekiem; jest równocześnie Synem Bożym, czyli Druga Osobą Boską. Jako Bóg nigdy nie zasypia. A jednak nieraz można ulec wrażeniu, że Bóg się wobec nas zachowuje tak, jakby spał, i przez to jakby nas nie słyszał. To jednak jest tylko naszym mylnym wyobrażeniem. Tak się nigdy nie dzieje, Bóg stale nas widzi i słyszy. Nie tylko słyszy to, co mówią nasze usta. On odczytuje nasze myśli, zanim je wyrazimy słowami lub pisemnie. Słyszy i reaguje tak jak Jezus, który – usłyszawszy przerażone głosy swoich uczniów – uciszył wichurę i uspokoił wzburzone jezioro. 
Opisane w Ewangelii wydarzenie poucza nas o potędze i dobroci Jezusa. On zawsze nas słyszy, jakby miał swoje ucho stale przyłożone do naszych ust. Zawsze odpowiada na każde nasze wołanie i na każdy nasz najmniejszy szept w taki sposób, który jest dla nas najlepszy.
Ciało ziemskie i ciało zmartwychwstałe
„Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu.” (Mk 3,38)
Jezus naprawdę był zmęczony i spał pomimo niesprzyjających warunków, takich jak hałas wichru i fal, twarda łódź. Nie udawał zmęczenia, lecz był naprawdę zmęczony po pracowitym dniu. To pokazuje, że do śmierci Jezus posiadał taką samą naturę ludzką, jaką my posiadamy, podległą różnym formom cierpienia. Tak jak wszyscy ludzie męczył się i potrzebował snu dla odzyskania sił. Syn Boży przyjął taką naturę, jaką mają wszyscy ludzie po upadku pierwszych rodziców. Nie zrobił dla Siebie wyjątku i – przyjmując ludzką naturę – nie uwolnił się od możliwości odczuwania cierpień fizycznych i psychicznych. Stał się we wszystkim do nas podobnym, z wyjątkiem grzechu.” (Hbr 4,15) 
Przyjął dobrowolnie i świadomie wszystkie ludzkie ograniczenia, aby nas z nich uwolnić. Dusza ludzka może być uwolniona od cierpień w chwili śmierci, jeśli osiągnie zbawienie. Ciało ludzkie zostanie wyzwolone od śmierci i cierpienia w dniu powszechnego zmartwychwstania, jeśli będzie ciałem człowieka zbawionego, wtedy bowiem będzie przebywać wraz z duszą w niebie, w którym nie ma cierpienia. 
Zbawieni – dzięki Bożej wszechmocy – otrzymają takie ciało, jakie ma Chrystus zmartwychwstały; upodobnią się do Niego. Teraz mamy takie ciało, jakie miał pierwszy człowiek, Adam, w chwili zmartwychwstania natomiast otrzymamy ciało podobne do tego, które Jezus Chrystus ma teraz, czyli ciało zmartwychwstałe. Wtedy spełni się zapowiedź podana przez św. Pawła: „A jak nosiliśmy obraz ziemskiego [człowieka], tak też nosić będziemy obraz [Człowieka] niebieskiego.” (1 Kor 15,49) To ciało nie będzie podległe ani cierpieniu, ani śmierci. Będzie niezniszczalne (por. 1 Kor 15,42-44).
Jezus oddalili się od tłumu ludzi, który kochał
„Gdy zapadł wieczór owego dnia, rzekł do nich: «Przeprawmy się na drugą stronę». Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim.” (Mk 4,35-36)
Jezus prosił uczniów, aby przepłynęli z Nim łodzią na drugą stronę jeziora. Niewątpliwie chciałby nadal być z tłumem ludzi, leczyć chorych, uwalniać opętanych z mocy złych duchów, przekazywać im słowo Boże. Wiedział jednak, że jako człowiek już opada z sił. Prosił więc uczniów, również zmęczonych, o wsparcie: „Przeprawmy się na drugą stronę”. Chociaż był Synem Bożym, prosił ludzi o pomoc. W swojej pokorze nie wstydził się tego. A gdy uczniowie Go zabrali, w łodzi zasnął. Musiał być zupełnie wyczerpany. Nie mógł przebywać we dnie i w nocy, bez przerwy, z tłumami, z ludźmi, których kochał, bo na to mu nie pozwalała podatna na zmęczenie ludzka natura. Musiał się dla odpoczynku oddalać od ludzi, aby mieć siły do nich wrócić. Musiał też oddalać się od jednych ludzi, aby przebywać z innymi. Poddał się jako człowiek temu prawu, rządzącemu życiem ludzkim. To samo wraz z Nim czynili także Jego uczniowie. Odchodzili od jednych ludzi nie z powodu lekceważenia ich, lecz – aby wraz z Nim iść do innych ludzi.
Jezus, który jest miłością, chciał jednak być blisko każdego człowieka nie tylko od czasu do czasu, lecz zawsze, w każdej chwili. I znalazł – zgodny z planem Ojca – sposób na zrealizowanie pragnienia Swojego Serca, Swojej miłości. Tym sposobem było Jego chwalebne zmartwychwstanie. Dzięki niemu tak udoskonalił swoją ludzką naturę, że potrafi bez zmęczenia być z każdym człowiekiem na ziemi, jeśli tylko człowiek tego pragnie. Może z nim być wraz ze swoim uwielbionym ciałem, może mu wiernie towarzyszyć wszędzie i w każdej chwili jego wędrówki do wieczności. Może być z nim w chwili śmierci, a potem – w wieczności. Ten, kto nie odrzucił Go świadomie i dobrowolnie, może w każdej chwili powtórzyć za św. Pawłem: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus.” (Ga 2,20) 
W chwili powszechnego zmartwychwstania zbawieni otrzymają ciało podobne do uwielbionego ciała Chrystusa (por. 1 Kor 15,49). Dzięki niemu będą mogli tak jak zmartwychwstały Jezus przebywać zawsze i bez przeszkód ze wszystkimi zbawionymi. Nigdy też nie będzie ich to męczyło.
Jezus jest Panem
„On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!». Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza”. (Mk 4,39)
Jezus zwrócił się do wichury i do jeziora w taki sposób, jakby te żywioły były istotami żywymi – zwierzętami lub złymi duchami, które dręczą opętanych. „Milcz, ucisz się!” Chociaż nie były istotami żywymi, zachowały się tak, jakby dobrze zrozumiały rozkaz Jezusa i natychmiast poddały się Jego nakazowi. „Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza”. (Mk 4,39) 
Jezus pokazał, że jest absolutnym Panem wszystkiego. Nie ma żadnego stworzenia, które potrafiłoby się Mu sprzeciwić. Na Jego rozkaz duchy nieczyste wychodziły z opętanych, wicher się uspokajał i zanikały wzburzone fale. Chrystus wszytko może. Jak swoją mocą uzdrawiał chorych, wypędzał złe duchy, uciszał burze i nawałnice, wskrzeszał umarłych, tak w dniu ostatecznym na Jego rozkaz odzyskają życie ciała wszystkich zmarłych ludzi. Zostaną na zawsze uwolnione z mocy śmierci, która już nigdy ich nie dotknie. Wszytko jest rękach wszechmogącego Pana. On potrafi uciszyć hałas i wrzask każdego stworzenia wrogiego człowiekowi.
Łódź na wzburzonych falach ludzkiego życia
„Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?” (Mk 4,40) Życie ludzkie podobne jest do przeprawiania się uczniów Jezusa w łodziach na drugi brzeg jeziora. Tym drugim brzegiem dla nas jest wieczność. Uczniowie nie byli sami. Był z nimi również Jezus. W czasie naszego przepływania na drugi brzeg życia wielokrotnie dzieje się tak, jak mówi ewangelista Marek: „Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała.” (Mk 4,37) W życiu pojawiają się nagle różne zagrożenia, których człowiek się wcześniej nie spodziewał. Są nimi różne niebezpieczeństwa, mogące doprowadzić do śmierci, oraz zagrożenia, które mogą doprowadzić do potępienia. Błogosławiony ten, kto płynie do swojego celu łodzią, w której znajduje się także Chrystus. Kiedy bowiem pojawiają się jakieś niebezpieczeństwa, może się do Niego zwrócić o pomoc i na pewno ją znajdzie.
Niebezpieczeństwa na drodze do nieba
„Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?»” (Mk 4,37-38)
Łodzie były przystosowane do pływania po dużym jeziorze i przez to były bezpieczne. Uczniowie Jezusa zatem bez obawy wsiedli do nich i Jego zabrali ze sobą. A jednak stało się coś, czego nie przewidzieli. „Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała.” (Mk 4,37) A ponieważ – jak im to powiedział Jezus – brakowało im wiary w Jego moc (por. Mk 4,40), dlatego byli przekonani, że wszyscy razem zginą. Zbudzili Jezusa i powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” (Mk 4,38)
Opisane wydarzenia można odnieść symbolicznie do naszego życia, które powinno być „bezpiecznym płynięciem” do nieba. Może się komuś wydawać, że jego zbawienie jest zabezpieczone, bo znajduje się na bezpiecznej łodzi, którą jest jego „dobry charakter”, „siła woli”, „inteligencja”, „wrodzona” dobroć, odwaga i wiele dobrych cech, które „gwarantują” mu zbawienie. To poczucie duchowego i moralnego bezpieczeństwa – opartego na swoich cnotach, „dobrym charakterze” „wrodzonej” szlachetności – może szybko się załamać, tak jak nagle opuściła uczniów Jezusa pewność, że mają sprawne łodzie. Różne życiowe niebezpieczeństwa, namiętności, pokusy, zaślepienie przez szatana i namawianie przez ludzi do zła może którego dnia porwać człowieka jak wichura, które potrafi bez trudu miotać we wszystkie strony niewielką łodzią. Fale zła mogą „zalać” nawet człowieka, który starał się żyć uczciwie, tak jak fale zalały łodzie uczniów Jezusa.
Gdy tak się stanie, to okaże się, że pewny siebie i swojego zbawienia człowiek jest bezsilny. I naprawdę może utracić zbawienie. Tak, może, ale nie musi. Nie straci go, jeśli zbliży się do Jezusa i powie Mu to samo, co powiedzieli do Niego wystraszeni uczniowie: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że ginę?” (por. Mk 4,38) I On ocali, chociaż śmierć groziła naprawdę. Jako prawdziwy Nauczyciel pouczy, jak postępować w przyszłości, aby uniknąć wiecznej śmierci, czyli istnienia w piekle bez Boga, w wiecznym oddaleniu od Niego, Nieskończonej Miłości.
Śpiący w łodzi Jezus Władcą całej przyrody
„Gdy zapadł wieczór owego dnia, rzekł do nich: «Przeprawmy się na drugą stronę». (Mk 4,35) Z pewnością jeszcze przed końcem dnia Jezus już był zmęczony, jednak nie prosił uczniów o przewiezienie Go na drugi brzeg jeziora. Dopiero gdy „zapadł wieczór owego dnia, rzekł do nich: «Przeprawmy się na drugą stronę»”. (Mk 4,35) Poprosił o przewiezienie Go, gdy po jednej stronie jeziora skończył zadanie, wyznaczone mu na ten dzień przez Ojca. Udał się na drugą stronę jeziora, aby tam dalej spełniać Jego wolę. Jednak zanim tam dotarł, wykonał jeszcze jedno dzieło, które ukazało Jego Boską moc. Tak chciał Jego Ojciec. Gdyby Jezus wsiadł do łodzi wcześniej – nie po zapadnięciu wieczora owego dnia i nie po wypełnieniu w tamtym miejscu całego zadania wyznaczonego Mu przez Boga – tego cudu by nie dokonał. Zdążyłby bowiem z uczniami dotrzeć do brzegu przed nawałnicą. Może by także spał w łodzi, wyczerpany, i uczniowie zapamiętaliby tylko Jego podatność na zmęczenie. Nie mieliby jeszcze okazji poznać Jego potęgi i władzy nad całą przyrodą. Nie powstałoby w nich zbawienne pytanie: „Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?” (Mk 4,41) Nie umocniłaby się w uczniach wiara w Jego potęgę i miłość, której mogą w pełni zaufać. Jezus bez przerwy wypełniał wolę Ojca, dlatego do jednego dobra, wykonanego przez Niego, dodawało się dobro kolejne.
Zawierzenie Temu, który na zaufanie Mu zasługuje
„On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!». Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?»” (Mk 4,39-40) 
Po uciszeniu nawałnicy i wzburzonych fal, które zalewały łódź, gdy już „wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza”, Jezus powiedział do Swoich uczniów: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?”. Zanim powiedział te słowa, dał im mocny dowód na to, że przy Nim naprawdę nie powinni się bać. Pokazał im, że potrafi całkowicie zapanować nad wszelkimi żywiołami, dlatego powinni pamiętać o Jego mocy i zaufać Mu. Wymagał od nich większej wiary, ale równocześnie zrobił coś, co uzasadniało Jego wymaganie. Pokazał im że naprawdę potrafi ich obronić przed wszystkim, nawet przed żywiołami i kataklizmami. Nie wymagał zatem od nich lekkomyślności i łatwowierności, lecz pełnego zawierzenia Temu, który ze wszech miar zasługuje na pełne zaufanie. Wykazał im przez Swój cud, że zawierzenie Mu w każdej sytuacji będzie czymś rozumnym, bo będzie zdaniem się na moc nie urojoną, lecz prawdziwą.
Dzisiaj Jezus powtarza swoje słowa z przeszłości, kierując je do nas: „Czemu tak bojaźliwi jesteście?” "Czyżbyście nie wierzyli w moją miłość i potęgę, dzięki której możecie się czuć bezpieczni?"
Niespodziewane dla człowieka nie jest czymś zaskakującym dla Boga
„Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała.” (Mk 4, 37)
Ewangelista Marek – opisujący przerażające i niebezpieczne dla życia wydarzenie – mówi, że nastąpiło ono nagle: „Naraz zerwał się gwałtowny wicher”. Nie przewidywali go uczniowie, wsiadając do łodzi z Jezusem. Nie wiedzieli, co stanie się niebawem, Jezus natomiast wiedział wszystko, co nastąpi, a mimo to wsiadł do łodzi. Więcej jeszcze, to On sam poprosił uczniów, aby się z Nim przeprawili na drugi brzeg. „Gdy zapadł wieczór owego dnia, rzekł do nich: «Przeprawmy się na drugą stronę». Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała.” (Mk 4,35-37)
Wicher jednak zerwał się nagle i niespodziewanie tylko z ludzkiego punktu widzenia. Zaskoczył tylko uczniów Jezusa. Z punktu widzenia Boga, a więc i Jezusa, było inaczej. Opatrzność Boża zadecydowała, żeby wicher zerwał się w tym momencie, gdy uczniowie znajdowali się w łodzi z Jezusem. Bóg Ojciec chciał, aby – w określonej przez Niego chwili i w wyznaczonym przez Niego czasie – ujawniła się moc Jego Syna, równego Mu co do Boskiej natury i wszechmogącego jak On i Duchy Święty. 
Tak więc to, co dla człowieka było wydarzeniem nagłym i niespodziewanym, przypadkowym, Bogu było dobrze znane. To On je dopuścił dla jakiegoś wielkiego dobra, które dobrze znał. Tym dobrem było między innymi umocnienie wiary uczniów w miłość, życzliwość i potęgę ich Nauczyciela, Jezusa; pobudzenie ich do większego zaufania Mu – do pełnego zawierzenia Temu, który naprawdę jest Bogiem wszechmogącym. Mieli Mu zaufać ze względu na Jego miłość i potęgę. Nie był On bowiem tylko jakimś jednym z miliardów ludzi, który meczą się i śpią ze znużenia. Mają Mu zaufać, bo On jest prawdziwym Synem Bożym!
Jezus śpiący w tyle łodzi
„On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?» On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!». Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?»” (Mk 4,38-40)
Jezus „spał w tyle łodzi na wezgłowiu”, jakby nie interesowało Go nic, co dzieje się w łodzi i poza nią, jakby był na marginesie wszystkiego. Można przypuszczać, że sami uczniowie doprowadzili do takiej sytuacji, umieszczając Go „w tyle łodzi”, aby wypoczął. Byli doświadczeni i obyci z żeglugą, dlatego sami zajęli się kierowaniem, aby łódź szczęśliwie dopłynęła do brzegu. Wydawało im się, że w tym wypadku dadzą sobie radę bez Niego. Przekonali się jednak wkrótce, że nie tylko nie dopłyną do brzegu, lecz zginą daleko od niego, w głębinach jeziora. W strachu podjęli dobrą decyzję. Obudzili Jezusa i w tym momencie przemienił się On z kogoś śpiącego „w tyle łodzi na wezgłowiu” w głównego bohatera wydarzeń. Pokierował siłami przyrody i żywiołami! Uciszył je i ocalił uczniom życie. 
Każdy człowiek i cały dzisiejszy świat powinien wyciągnąć lekcję z opisanego w Ewangelii wydarzenia. Pokusa bowiem poradzenia sobie bez Boga jest ogromna. Wiara w umiejętność poradzenia sobie ze wszystkim bez Niego zalęgła się w „praktycznym ateizmie” dzisiejszego świata. „Praktyczny ateizm” to taki, który nie neguje istnienia Boga, ale pobudza do takiego życia, jakby Bóg nie istniał. Do takich „ateistów” zalicza się wielu wierzących. Świat w dużej swojej części uznał, że Bóg nikomu nie jest potrzebny, a nawet krępuje wolność człowieka. Traktuje się Go, jakby był niepotrzebną Istotą, która najlepiej zrobiłaby, gdyby „poszła sobie spać” i nie wtrącała się więcej do naszego życia. I może dla nawrócenia się i zrozumienia, że bez Boga nie zbuduje się nic trwałego, świat potrzebuje takiego wstrząsu, jakiego doznali uczniowie Jezusa podczas burzy na jeziorze, kiedy woda zalewała łódź i śmierć wydawała się nie do uniknięcia. Czy świat prosi się o taką bolesną nauczkę? Nie będzie ona konieczna, jeśli wszyscy „praktyczni ateiści” uznają pokornie nie siebie, lecz Boga za wszechmogącego Boga.
Surowy rozkaz i życzliwe pouczenie Jezusa
„On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!». Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?»” (Mk 4,39-40)
Obudzony przez wystraszonych uczniów Jezus najpierw zwrócił się do żywiołów, a potem do nich. Rozkazał „wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!»”, a uczniom postawił ważne pytanie, pobudzające ich do refleksji: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?” Siły przyrody nie są żywymi istotami, które jak człowiek potrafiłyby myśleć i podejmować wolne decyzje. Dlatego otrzymały od Jezusa rozkaz, któremu nie były w stanie się sprzeciwić: „Milcz, ucisz się!”. Poddały Mu się bez sprzeciwu.
Uczniom, którzy potrafili myśleć, Jezus zadał pytanie, na które dla własnego dobra mieli odpowiedzieć nie Jemu, lecz sobie: „Czemu tak bojaźliwi jesteście?” Naprowadził ich jednak na prawidłową odpowiedź, bo przecież mogliby Mu powtórzyć to, co Mu powiedzieli wcześniej: „Giniemy!” Mogliby Mu powiedzieć: „Boimy się, bo łódź już się napełnia wodą. Któż by się nie bał w takiej sytuacji?” 
Taka odpowiedź byłaby jednak uproszczeniem sprawy. To prawda, że bali się, ponieważ ich życie było zagrożone. Ale bojaźliwi w tej sytuacji byli także dlatego, że nie mieli wystarczająco wielkie wiary w Jezusa i że brakowało im zaufania do Niego. Dlatego Jezus zwrócił ich uwagę na ich brak wiary, mówiąc: „Jakże wam brak wiary?” Była to Jego życzliwa rada wskazująca, nad czym mają dalej pracować, aby się wyzwolić z bojaźliwości. Powinni pogłębiać swoją wiarę w Niego i bardziej Mu ufać. Prawdziwa wiara w Jego Boską moc doprowadzi ich do zaufania Mu, a to zmniejszy bojaźliwość w obliczu różnych niebezpieczeństw. 
To pouczenie odnosi się nie tylko do Apostołów, ale także do każdego z nas. Zaufanie Bogu i wiara w życie wieczne zmniejsza, a nawet usuwa lęki związane z życiem na ziemi. Zmniejsza też lęk, kiedy rzeczywiście nadchodzi śmierć. Wiara jest więc wielkim dobrodziejstwem dla człowieka: prowadzi do zbawienia i uwalnia wierzących od wielu ziemskich niepokojów. Wiary i zaufania Jezusowi nie można jednak nikomu narzucić. Można tylko zachęcić do zdania się na Jego moc i miłość. Jeśli ktoś pójdzie za naszą radą, uwierzy w Jezusa i zaufa Mu, znajdzie w Nim umocnienie, pokrzepienie i pociechę w różnych niepokojach o życie i przyszłość swoją i bliskich.
Zaufanie Bogu usuwające bojaźliwość człowieka
„On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!». Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?»” (Mk 4,39-40)
Każdy człowiek chciałby, żeby w jego życiu nie spotykało go nic niepokojącego, przykrego, wywołującego lęki i obawy podobne do tych, które przeżywali uczniowie Jezusa w czasie nawałnicy, kiedy groziła im śmierć. Każdy chciałby żyć w spokoju, bez obaw o los swój i rodziny. Jednak świat jest, jaki jest, ludzie są, jacy są, szatan także działa w świecie, co powoduje, że każdego dotykają różne formy zagrożenia, wywołujące przykre niepokoje. 
Jezus jednak pouczył swoich uczniów, że ich bojaźliwość i lęki mogłyby się zmniejszyć lub nawet zaniknąć, gdyby mieli głęboką wiarę w Niego, w Jego moc i miłość. Tak samo byłoby również z nami. Wszystko, co nas codziennie niepokoi, nie wywoływałoby dręczących obaw, gdybyśmy mieli głęboką wiarę w Bożą Opatrzność, w miłość i potęgę Bożą. Jednak ta wiara zwykle nie jest zbyt wielka, tak jak nie było wielkie zaufanie Jezusowi przez Jego uczniów w momencie zagrożenia ich życia. Oni musieli się dopiero nauczyć pełnego zdania się na Boga. 
Dochodzili do pełnego zawierzenia Mu dzięki stałemu przebywaniu z Nim, słuchaniu Jego nauczania, rozmowom z Nim, zastanawianiu się nad potężnymi dziełami, których On dokonywał. Uczniowie Jezusa pokazali nam jedyną drogę, która prowadzi do pogłębienia wiary w Niego i dojścia do takiego zawierzenia Mu, które zmniejsza codzienne lęki i niepokoje – zawierzenia, które wnosi do duszy pokój pomimo różnych szalejących nawałnic. Tą drogą jest stałe przebywanie z Jezusem, karmienie się Jego słowem i rozważanie go, rozmawianie z Nim, przypominanie sobie bez przerwy o Jego stałej obecności w naszym życiu. „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). Stały kontakt z żywym Jezusem, ciągła przyjacielska rozmowa z Nim o wszystkich sprawach związanych z naszym życiem, naradzanie się z Nim, rozważanie Jego nauki i miłości wnosi pokój w ludzkie serca.
Kiedy Jezus został uwięziony, Apostołowie uciekli od Niego. Ucieczka od uwięzionego Jezusa i wszystkie wydarzenia wywołały w nich wielki niepokój i niepewność o swój los. Kiedy jednak spotykali się z Nim po Jego zmartwychwstaniu, stopniowo, powoli odzyskiwali zachwiane zaufanie Mu. Odbudowało się ono w nich dzięki pomocy Ducha Świętego. Gdy On zstąpił na nich, odzyskali zaufanie do Jezusa i poszli na cały świat, aby głosić Jego Dobrą Nowinę. Strach już nie paraliżował ich działania, bo wierzyli, że służą Temu, który jest Alfą i Omegą, Temu, „Który jest, Który był i Który przychodzi” – Wszechmogącemu (por. Ap 1,8), Panu, któremu nie tylko wichry i fale morskie są posłuszne, ale nawet sama śmierć. 
On potrafi sprawić, że różne wichury i nawałnice się uspokoją, bo wielka jest Jego potęga i wielkie są Jego dzieła. A jeśli nawet ze znanych tylko Jemu powodów będą nadal przez jakiś czas trwać, to w naszych duszach nastanie głęboka cisza i Boży pokój. Nie zaniknie on, nawet gdyby się wydawało, że świat pokonał Chrystusa i Jego Kościół, że kłamstwo zniszczyło prawdę, a zło stłumiło dobro. Nie zaniknie Jego pokój w duszach wierzących w to, że po cierpieniu i krzyżach – dzięki Chrystusowi – przychodzi zmartwychwstanie. Strach nie będzie paraliżował tych, którzy trwają przy Chrystusie. Jedność z Nim stale się pogłębia przez Komunię św. i każdą formę modlitwy. Wielką pomocą w uzyskiwaniu duchowego pokoju – przez przypominanie sobie stałej obecności Jezusa w naszym życiu – jest także adorowanie Go w kościołach, przed tabernakulum lub wystawionym Najświętszym Sakramentem.
Niepełne rozumienie przez uczniów Jezusa Jego Boskiej mocy
„On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!». Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?» Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: «Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?»” (Mk 4,39-41)
Pytanie Jezusa: „Czemu tak bojaźliwi jesteście?” nie to, że się boją, ale że pomimo przebywania z Nim od dłuższego czasu „aż tak” są bojaźliwi. Jezusa nie dziwił strach w obliczu niebezpieczeństwa, który jest powszechną reakcją ludzką w takiej sytuacji. Tym, co Go w pewnym stopniu dziwiło, był fakt zbyt słabej wiary Jego uczniów w Niego. Przecież byli z Nim cały czas już od jakiegoś czasu, widzieli Jego cuda, uzdrowienia, wypędzanie złych duchów z opętanych, a mimo to jeszcze nie uwierzyli, że On wszystko może. Nawet po obudzeniu Jezusa nie prosili Go z wiarą o ocalenie, ich do śmierci, mówiąc: „Uratuj nas od śmierci!”. Gdy Go zbudzili, powiedzieli do Niego jakby z rezygnacją: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” (Mk 4,38) Wypowiedzieli te słowa, jakby zupełnie nie spodziewali się dalszego cudownego biegu wydarzeń. Gdy Jezus już dokonał cudu uciszenia nawałnicy, uczniów dziwiło, że potrafił to uczynić. Mówili jeden do drugiego: „Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?” (Mk 4,41) Uczniów dziwiła niezwykła moc Jezusa, a Jego – że w tę Boską moc jeszcze nie uwierzyli i nie zdali się całkowicie na nią. 
My często jesteśmy podobni do Apostołów Jezusa, bo uznajemy jak oni Jego moc, ale w konkretnych sytuacjach życiowych nie wierzymy, że jest ona nieskończona i zawsze, nas ocali, jeśli tylko to będzie dla nas najlepsze.
Jak trwoga, to do Boga
„Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?»” (Mk 4,35-38)
Uczniowie Jezusa nie tylko pozwolili Mu spać w łodzi, do której wsiadł, ale przypuszczalnie z dobroci serca Go do tego zachęcili. Widzieli Jego zmęczenie i współczuli Mu. Zdziwiło ich jednak to, że nie obudziła Go ani wichura, ani fale, zalewające ich łódź. Nie obudził się, nie zaczął działać, nie dał im żadnych rad! Dlatego zbudzili Go i powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” (Mk 4,38) Zrobili to, bo ogarnął ich strach. Przeżyli swoją bezradność w obliczu żywiołów świata i  odczuli potrzebę Jego działania. 
I może po to istnieją niebezpieczne żywioły, żeby człowiek przypomniał sobie o Bogu przynajmniej w chwilach zagrożenia, żeby przynajmniej wtedy otworzył się na Jego pomoc; żeby porzucił zgubne poczucie swojej samowystarczalności. Bóg człowieka nie opuści nawet wtedy, gdy ten sobie o Nim przypomni dopiero w chwilach bardzo dla niego trudnych, o ile tylko będzie miał serce jeszcze zdolne do nawrócenia.
PIĄTY ROZDZIAŁ EWANGELII WEDŁUG ŚW. MARKA
(Omówienie prawd wiary dla małych dzieci można znaleźć tutaj)
Autor komentarza: ks. Michał Kaszowski
