Rozważanie Ewangelii według św. Marka


Tytuły rozważań


ROZDZIAŁ 8


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16


DRUGIE ROZMNOŻENIE CHLEBA PRZEZ JEZUSA

W owym czasie, gdy znowu wielki tłum był z Nim i nie mieli co jeść, przywołał do siebie uczniów i rzekł im:1 «Żal Mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść.2 A jeśli ich puszczę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze; bo niektórzy z nich przyszli z daleka».3 Odpowiedzieli uczniowie: «Skąd tu na pustkowiu będzie mógł ktoś nakarmić ich chlebem?»4 Zapytał ich: «Ile macie chlebów?» Odpowiedzieli: «Siedem».5 I polecił ludowi usiąść na ziemi. A wziąwszy siedem chlebów, odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je rozdzielali. I rozdali tłumowi.6 Mieli też kilka rybek. I nad tymi odmówił błogosławieństwo i polecił je rozdać.7 Jedli do sytości, a pozostałych ułomków zebrali siedem koszów.8 Było zaś około czterech tysięcy ludzi. Potem ich odprawił.9 (Mk 8,1-9)

Litościwe i wrażliwe Serce Jezusa

„W owym czasie, gdy znowu wielki tłum był z Nim i nie mieli co jeść, przywołał do siebie uczniów i rzekł im: «Żal Mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść.” (Mk 8,1-2)
Jezus nie był zapatrzony w wielkie i ważne sprawy w taki sposób, aby zapomnieć o podstawowych potrzebach człowieka, takich jak konieczność przyjmowania pokarmu. Rozumiał cierpienie otaczającego i słuchającego Go ludu, zmęczonego i głodnego. Powiedział do uczniów: „Żal Mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść.” (Mk 8,2) Pełen zrozumienia i współczucia jest nasz Zbawiciel. Chociaż wie, że najważniejszą dla nas sprawą jest nasze wieczne szczęście po śmierci, to jednak nie patrzy z lekceważeniem na to, czego potrzebujemy, póki jeszcze żyjemy na ziemi. Wie, czego nam koniecznie potrzeba, i chce nam tego udzielić.

Miłość i szacunek Jezusa wobec ludzi

„I polecił ludowi usiąść na ziemi. A wziąwszy siedem chlebów, odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je rozdzielali. I rozdali tłumowi.” (Mk 8,6)
Nie tylko samo cudowne rozmnożenie chleba i ryb, ale również sposób udzielenia ludziom tego pokarmu ukazuje miłość i szacunek Jezusa wobec nich. Nie nakazał ustawienia się w długiej kolejce lub bezładnego pchania się po pokarm, tak aby najsilniejsi, najbardziej brutalni i najbardziej egoistyczni zdobyli go przed innymi. Nikt go też nie rzucał jak zwierzętom. Nic takiego nie miało miejsca. Jezus polecił ludowi usiąść na ziemi, a Jego uczniowie przynieśli ludziom pokarm, nad którym On odmówił dziękczynienie. I wszyscy jedli do sytości.

Miłość Boża pomnażająca ludzką dobroć i skutki ludzkiego działania

„Mieli też kilka rybek. I nad tymi odmówił błogosławieństwo i polecił je rozdać. Jedli do sytości, a pozostałych ułomków zebrali siedem koszów. Było zaś około czterech tysięcy ludzi. Potem ich odprawił”. (Mk 8,7-9)
Niewiele chleba i rybek mieli uczniowie Jezusa, jednak wszystko, co posiadali, oddali w Jego ręce. Kiedy polecił im dać ludziom nieliczne chleby i ryby, które mieli, wykonali to. Przedtem jednak na rozdawanej żywności spoczęło Jezusowe błogosławieństwo. I wszyscy jedli „do sytości, a pozostałych ułomków zebrali siedem koszów. Było zaś około czterech tysięcy”. (Mk 8,8-9)
Wydarzenie z cudownie rozmnożonymi przez Jezusa chlebami i rybami pokazuje, jak bardzo świat potrzebuje dobroci ludzkiej i Bożego błogosławieństwa. Dzięki jednemu i drugiemu ludzie trwający przy Jezusie nie byli głodni. Nikt nie zasłabł w drodze powrotnej do domu, nawet jeśli przyszedł z daleka. Tego wielkiego nakarmienia tłumów nie byłoby, gdyby uczniowie sami zjedli posiadane chleby i ryby, ani gdyby Jezus nie pobłogosławił rozdawanego pokarmu. Dobroć ludzka połączona z błogosławiącą i wszechmocną Bożą miłością sprawiły, że nikomu nie brakło pożywienia.
I dzisiaj świat potrzebuj ludzkiej hojności i Bożego błogosławieństwa, ponieważ wielu na ziemi cierpi głód. Nikt nie będzie na świecie głodował, jeśli znajdą się ludzie, którzy nie będą chciwie wszystkiego zatrzymywać dla siebie, którzy będą się dzielić z innymi posiadanymi dobrami, którzy będą działać z Jezusem błogosławiącym ich wysiłki. Jego błogosławieństwo cudownie „rozmnoży” skuteczność ich działania i na świecie nie będzie nędzy.

Mały dar ludzki zamieniony w wielki dar Boży

„Jedli do sytości, a pozostałych ułomków zebrali siedem koszów. Było zaś około czterech tysięcy ludzi. Potem ich odprawił.” (Mk 8,8)
Chociaż w tłumie znajdowało się około czterech tysięcy ludzi, Jezus potrafił ich nakarmić. Nie otrzymali głodowych porcji, lecz jedli do sytości. O tym, że nikomu nie brakło jedzenia – aby w pełni zaspokoić swój głód – świadczy fakt, że pozostałych resztek uczniowie zebrali siedem koszów. To, co pozostało po nakarmieniu rzeszy, było znacznie większe niż to, co uczniowie przynieśli Jezusowi do pobłogosławienia. Przynieśli Mu bowiem tylko siedem chlebów i kilka rybek. Ten mały dar ludzki powiększył się dzięki błogosławieństwu Jezusa i stał się Jego wielkim darem dla ludzi.
Wydarzenie z cudownie rozmnożonymi chlebami i rybami zapowiada to, co dzieje się w czasie każdej mszy św. Każda msza św. bowiem daje nam możliwość ofiarowania siebie Bogu, czyli uczynienia naszego życia ofiarą. Jezus, Syn Boży, zawsze ją łączy ze swoją Ofiarą złożoną na krzyżu i wielkie owoce Swojej i naszej ofiary rozlewa na cały świat. Uczniowie przynieśli Jezusowi siedem chlebów i kilka rybek, my natomiast na każdej mszy św. przynosimy Mu nasze życie. On przez zjednoczenie nas z Sobą w czasie Komunii św. napełnia nas błogosławieństwem, aby całe nasze życie i działanie nabrało nowej mocy, siły i skuteczności, aby jak pomnożony przez Jezusa chleb i ryby karmiło rzesze. I tak jest zawsze; wszystko, co my składamy w ręce Boga jako naszą ofiarę, powraca do nas i do wielu innych ludzi – znacznie powiększone i ulepszone. Nasza złożona Bogu – nawet najmniejsza ofiara z naszego życia – przynosi korzyść wielu, tak jak siedem chlebów i kilka rybek zaspokoiło głód ponad czterech tysięcy osób.

Wspólne dzieło miłości Jezusa i Jego uczniów

„W owym czasie, gdy znowu wielki tłum był z Nim i nie mieli co jeść, przywołał do siebie uczniów i rzekł im: «Żal Mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. A jeśli ich puszczę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze; bo niektórzy z nich przyszli z daleka».” (Mk 8,1-3)
Jezus docenił poświęcenie ludzi, którzy trzy dni byli przy Nim i dlatego brakło im jedzenia. Nie chciał ich odprawić głodnych, gdyż niektórzy mogliby osłabnąć w drodze do swojego oddalonego domu. Swoją troską o ludzi podzielił się z uczniami i włączył ich w Swoje działanie, pytając, czy mają coś do jedzenia. Niewiele posiadali, ale przynieśli Mu wszystko, co mieli do dyspozycji: siedem chlebów i kilka rybek. Tą niewielką ilością pożywienia Jezus posłużył się, aby dokonać cudu nakarmienia tłumu.
Mógł sam wszystko uczynić, nie posługując się jedzeniem, które przynieśli Mu uczniowie. Mógł się również obyć bez ich pomocy. Wolał jednak wciągnąć ich w swoje dzieło miłości. Pragnął powiększyć ich współczucie i pobudzić do działania, aby byli wyczuleni na ludzkie potrzeby, słabości, cierpienia i zaradzali im. Z nami Bóg postępuje podobnie, dając nam udział w Swojej radości obdarowywania, uszczęśliwiania i zaradzania cierpieniom.

Bezradność uczniów Jezusa wobec głodnego tłumu

„Odpowiedzieli uczniowie: «Skąd tu na pustkowiu będzie mógł ktoś nakarmić ich chlebem?»” (Mk 8,4) Jezus przywołał swoich uczniów i powiedział im, że ludzie, którzy trwają przy Nim już trzeci dzień, nie mają co jeść. Są głodni i osłabieni. Bezradni wobec tej sytuacji uczniowie stwierdzili: „Skąd tu na pustkowiu będzie mógł ktoś nakarmić ich chlebem?» Ich odpowiedź może zaskakiwać, ponieważ już wcześniej byli świadkami podobnej sytuacji i uczestniczyli w cudownym nakarmieniu tłumów, zanosząc ludziom pobłogosławiony przez Jezusa chleb i ryby (por. Mk 6,35-44). Nie powiedzieli: „Przecież Ty potrafisz ich nakarmić”. Zachowali się, jakby zapomnieli już o tym wydarzeniu i o potędze Jezusa, ukazanej przez Jego liczne cuda. Jezus nie wytknął im braku wiary, lecz pobudził ich do działania. Mieli mu przynieść posiadane chleby i rybki, a potem – po Jego błogosławieństwie – rozdać je ludziom. Powtórzyli wszystko, co zrobili podczas pierwszego rozmnożenia chleba i ryb, i być może tym razem zapamiętali lepiej, że dla Jezusa, Syna Bożego, nie ma rzeczy niemożliwych.

NOWE ŻĄDANIE ZNAKU

Zaraz też wsiadł z uczniami do łodzi i przybył w okolice Dalmanuty.10 Nadeszli faryzeusze i zaczęli rozprawiać z Nim, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali się od Niego znaku.11 On zaś westchnął głęboko w duszy i rzekł: «Czemu to plemię domaga się znaku? Zaprawdę powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu».12 I zostawiwszy ich, wsiadł z powrotem do łodzi i odpłynął na drugą stronę.13 (Mk 8,10-13)

Upór faryzejskich serc

„Nadeszli faryzeusze i zaczęli rozprawiać z Nim, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali się od Niego znaku.” (Mk 8,11) Faryzeusze wymagali od Jezusa jakiegoś znaku, chociaż dokonał On już wielu cudów. Zachowywali się tak, jakby nie dostrzegali Jego wielkości i nie słyszeli o niej od innych. Domagali się jeszcze czegoś dodatkowego.
Ludzie o faryzejskiej postawie – uważając siebie za sprawiedliwych – nie chcieli zmieniać swojego życia, dlatego musieli dla uspokojenia siebie trwać w przekonaniu, że Jezus nie jest Bożym posłańcem, którego naukę i zasady postępowania mieliby przyjąć. W ich źle pojętym interesie leżało zanegowanie nadzwyczajnego posłannictwa Jezusa Chrystusa. Wypierali zatem ze swojej świadomości myśl o Jego wielkości i wyjątkowości. Lekceważyli Jego działanie i nauczanie, usiłując znaleźć w nim błędy, które usprawiedliwiłyby ich odrzucenie Go. Pomniejszali wartość Jego cudów i udawali, że gdyby dał im dodatkowo jeszcze jakiś wyjątkowy znak, to uwierzyliby w Niego.
Jezus wiedział jednak, że gdyby na ich życzenie uczynił coś nadzwyczajnego, to i tak by w Niego nie uwierzyli, albo – wierząc w Niego – nie dostosowaliby swojego życia do Jego nauki. Znał zatwardziałość ich serc. Wiedział, że żaden Jego dodatkowy cud nie skruszyłby ich serc, zamienionych dobrowolnie w twardą skałę, odporną na wszystko, co ich pobudzało do nawrócenia. Z powodu ich niechęci do zmiany swojego życia nie uczynił żadnego dodatkowego znaku, którego się domagali.

Cuda Jezusa nie są po to, by wzbudzać podziw u ludzi i zabawiać ich

„Zaraz też wsiadł z uczniami do łodzi i przybył w okolice Dalmanuty. Nadeszli faryzeusze i zaczęli rozprawiać z Nim, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali się od Niego znaku.” (Mk 8.10-11)
Po cudownym nakarmieniu tłumów Jezus wraz ze swoimi uczniami udał się w okolice Dalmanuty. Tu spotkał faryzeuszy, którzy nie zaliczali się do ludzi gotowych przez trzy dni trwać przy Nim o głodzie (por. Mk 8,2), aby się karmić Jego słowem. Nie, faryzeusze, którzy do Niego przyszli, nie szukali Jego duchowej pomocy i zbawienia. Udali się do Niego, aby po raz kolejny „wystawić Go na próbę”. Ponieważ Jezus nie dostrzegł w nich ani chęci uwierzenia, ani pragnienia zmiany swojego życia, nie dał im żądanego znaku. „I zostawiwszy ich, wsiadł z powrotem do łodzi i odpłynął na drugą stronę.” (Mk 8,13) Zanim jednak to uczynił, „westchnął głęboko w duszy i rzekł: «Czemu to plemię domaga się znaku? Zaprawdę powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu»”. (Mk 8,12)Żadnych innych słów Jezusa ewangelista Marek nie przytacza. Te są widocznie najważniejsze dla ludzi z wszystkich pokoleń. Tymi słowami bowiem Jezus poucza każdego, że nie jest On jakimś „czarodziejem”, robiącym cudowne rzeczy dla zabawiania ludzi, lecz Zbawicielem, który pobudza swoimi słowami i czynami do wiary w Niego i do miłości. I nie podziwu ani oklasków, lecz tej właśnie wiary i miłości oczekuje.

Faryzeusze zamknięci na łaskę Chrystusa

„Zaraz też wsiadł z uczniami do łodzi i przybył w okolice Dalmanuty. Nadeszli faryzeusze i zaczęli rozprawiać z Nim, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali się od Niego znaku.” (Mk 8,10-11) Gdy Jezus udał się w okolice Dalmanuty, pojawili się tam również faryzeusze. Rozpoczęli rozmowę z Nim. Nie mieli jednak szczerych intencji. Zamierzali Go wystawić na próbę. Nie przyszli do Niego, aby okazać Mu szacunek ani też nie szukali u Niego zbawczej prawdy. Domagali się cudów, jednak Jezus ich nie uczynił. Zapewne był gotów dokonać wielkiego cudu ich nawrócenia, oni jednak na to nie pozwalali, ponieważ zamknęli swoje serca na Jego łaskę, na Jego słowo, na Niego samego.

Znak proroka Jonasza – zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa

„On zaś westchnął głęboko w duszy i rzekł: «Czemu to plemię domaga się znaku? Zaprawdę powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu».” (Mk 8,12) „Lecz On im odpowiedział: Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku proroka Jonasza.” (Mt 12,39) Jezus dał wiele znaków, które świadczyły o Jego Boskości. Wszystkich tych znaków-cudów dokonał jednak zgodnie z wolą nie ludzką, lecz Boską – zgodnie z wolą Swojego Ojca. Nie czynił znaków pod dyktando ludzi złośliwych, którzy nie chcieli uwierzyć w Niego i zmienić swojego życia. Nie dokonał znaku, którego domagało się plemię przewrotne i wiarołomne, reprezentowane przez faryzeuszów, jak również nie uczynił żadnego cudu, którego spodziewał się Herod. (Łk 23,8) Nie uczynił żadnego znaku „na zamówienie”, obiecał jednak danie znaku wyjątkowego, który zmienił bieg historii: „znaku proroka Jonasza” (Mt 12,39). Tym znakiem było Jego zmartwychwstanie. Ono powinno wystarczyć wszystkim, którzy czekali i nadal czekają na coś nadzwyczajnego. I faktycznie, Jego powstanie z martwych było czymś niezwykłym – znakiem, że jest Synem Bożym. Świadczy ono przez wieki, że jest nie martwym, lecz żyjącym na wieki Jezusem Chrystusem-Mesjaszem. Jego zmartwychwstanie było wielkim powrotem do ludzi żyjących, aby przebywać z nimi aż do skończenia świata (por. Mt 28,20).

Głębokie westchnienie Jezusa

„On zaś westchnął głęboko w duszy i rzekł: «Czemu to plemię domaga się znaku? Zaprawdę powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu».” (Mk 8,12)
Jezus „westchnął głęboko” z powodu tego, jak człowiek potrafi sam sobie szkodzić przez odrzucanie Go – największego Dobra. On przecież jest jedynym Zbawicielem świata i nikt bez Jego łaski nie potrafi się zbawić. Tymczasem zamiast Go przyjąć i otrzymać od Niego wieczne zbawienie, faryzeusze i inni do nich podobni odrzucili Go, okłamując siebie, ludzi i Boga, myśląc i mówiąc, że gdyby otrzymali odpowiedni znak, to uwierzyliby w Niego. Naprawdę jednak nawrócić się nie zamierzali. Zamiast tego coraz bardziej się oddalali duchowo od Zbawiciela. Widząc ruinę duchową, jaką sobie przygotowywali, Jezus „westchnął głęboko”.
W późniejszym czasie Zbawiciel świata nie tylko westchnął, ale nawet zapłakał, poznając swoją Boską wiedzą inne ruiny, które miały się pojawić na miejscu Jerozolimy i jej świątyni. Wspomina o tym św. Łukasz, przedstawiając smutek Jezusa na widok miasta, które Go odrzuciło i przez to ściągnęło na siebie wielkie nieszczęście: „Gdy był już blisko, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: O gdybyś ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi! ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia.” (Łk 19,41-44)
Słowa Jezusa: „O gdybyś ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi!” nie straciły swojego znaczenia w naszych czasach, w których wielu usiłuje zbudować pokój bez pomocy Boga i świat bez Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła. Wielu pobudza Zbawiciela do tego, by „westchnął głęboko” i „zapłakał” nad ruinami, w które zamieniły się żywe świątynie ich serc. Przestrzegł przed ich rujnowaniem św. Paweł, mówiąc: „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście.” (1 Kor 3,16-17)

Płynące z głębin duszy westchnienie Jezusa

„On zaś westchnął głęboko w duszy i rzekł: «Czemu to plemię domaga się znaku? Zaprawdę powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu».” (Mk 8,12)
Westchnienie Jezusa nie było czymś czysto zewnętrznym, lecz wyrazem dotkliwego bólu duszy, przejawem cierpienia Jego zranionego Serca. Zbawiciel autentycznie cierpiał z powodu odrzucania Go i odrzucania zbawienia przez ludzi takich jak faryzeusze, którzy do Niego przyszli. Oni Go rzeczywiście odrzucali – Jego, Drogę, Prawdę i Życie i przez to uniemożliwiali sobie wieczne zbawienie. Bez Chrystusa bowiem nie można dojść do nieba, tak jak nie można dotrzeć do żadnego innego celu, jeśli się nie podąża do niego tą drogą, która do niego prowadzi. A jedyną Drogą prowadzącą do domu Ojca jest Jezus Chrystus, Syn Boży. Odrzucenie Go przez faryzeuszy było zejściem ze zbawczej drogi, prowadzącej do nieba. Jezus cierpiał z powodu odrzucenia Go, a tym samym – z powodu zejścia z drogi zbawienia. Przejawem cierpienia Jego Najświętszego Serca było Jego westchnienie, płynące z głębin duszy.

Próba kierowania słowami i czynami Jezusa

„Nadeszli faryzeusze i zaczęli rozprawiać z Nim, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali się od Niego znaku.” (Mk 8,11)
Faryzeusze, którzy przyszli do Jezusa, nie mieli zamiaru słuchać Tego, co On chce im powiedzieć dla ich dobra duchowego i zbawienia. Przyszli, aby Nim pokierować. Zaczęli rozmowę, co świadczy, że chcieli Mu narzucić jakieś swoje tematy nie dla dobra duchowego, lepszego poznania prawdy, rozwiania wątpliwości, lecz – aby „wystawić Go na próbę”. Chcieli również pokierować Jego czynami, domagając się jakiegoś wyjątkowego znaku. Odeszli rozczarowani i rozzłoszczeni, bo dowiedzieli się, że należą do plemienia „przewrotnego i wiarołomnego”, które zamiast się nawrócić, „żąda” nowego znaku (por. Mt 12,39), chociaż już wiele ich otrzymało.
Nie wolno Bogiem kierować, narzucać Mu swojej woli. Boga należy z bojaźnią słuchać. A jeśli Go o coś prosimy, to trzeba to robić z ufną pokorą. Nie można się wobec Boga zachowywać jak faryzeusze, którzy nie prosili Jezusa o umocnienie wiary przez jakiś cud, lecz z tupetem „domagali się od Niego znaku”. (Mk 8,11)

Niebezpieczeństwo utraty zdolności do nawrócenia się i zbawienia

„On zaś westchnął głęboko w duszy i rzekł: «Czemu to plemię domaga się znaku? Zaprawdę powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu».” (Mk 8,12)
Ludzie współcześnie Jezusowi wiedzieli lub słyszeli o wielu znakach, danych przez Jezusa. Słyszeli o nich również faryzeusze. Gdyby się nad nimi poważnie zastanowili, wiedzieliby, że jest On wielkim posłańcem Nieba i że dlatego trzeba przyjąć Jego naukę i według niej ukształtować swoje życie. Dokonane przez Jezusa cuda były wystarczającą łaską, która ludzi dobrej woli doprowadziła do wiary i nawrócenia. Faryzeusze jednak przeciwstawiali się już danej im łasce Zbawiciela i domagali się nowej. Odkładali swoje nawrócenie na później. Taka postawa ciągłego przesuwania zmiany swojego życia na późniejszy czas jest jednak bardzo niebezpieczna dla zbawienia, wywołuje bowiem coraz większe przyzwyczajanie się do trwania w grzechu i coraz większą niezdolność do nawrócenia się. Taki sposób życia może być początkiem trwania w grzechu bluźnierstwa przeciw Duchowi Świętemu, przez który człowiek staje się niezdolny do nawrócenia, a przez to – do osiągnięcia Bożego przebaczenia i zbawienia. O tym grzechu Jezus powiedział: „Każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone.” (Mt 12,31) Jezus zauważył, że na to wielkie niebezpieczeństwo narażają się faryzeusze, którzy przyszli do Niego, aby domagać się znaku. Dlatego „westchnął głęboko w duszy”. (Mk 8,12)

Obłudne ukrywanie złej postawy i niechęci do nawrócenia

„Nadeszli faryzeusze i zaczęli rozprawiać z Nim, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali się od Niego znaku.” (Mk 8,11)
Faryzeizm kojarzy się z udawaniem, nieszczerością, obłudą, zakłamaniem. I właśnie ludzie o takim podstępnym nastawieniu przyszli do Jezusa. Niby byli zainteresowani Jego nauką, bo rozpoczęli rozmowę z Nim. Niby byli roztropni i wymagali od Jezusa znaku tylko dlatego, żeby się nie okazało, że uwierzyli w Niego bezpodstawnie. Ich postępowanie, ich otwarcie na prawdę i na samego Jezusa było jednak udawaniem. Nie przyszli bowiem do Niego, by szukać dobra i wskazówek, jak żyć święcie. Nie chcieli też zostać Jego uczniami, bo nie pozwalała im na to ich pycha i przekonanie, że to oni są nauczycielami i przykładem dla ludu. Przyszli do Jezusa, aby Go podstępnie wystawić na próbę. Szukali czegoś, co by Go skompromitowało przed nimi i w oczach ludu. Chcieli znaleźć jakiś pretekst do skazania Go na śmierć.

KWAS FARYZEUSZÓW I HERODA

A uczniowie zapomnieli wziąć chlebów i tylko jeden mieli z sobą w łodzi.14 Wtedy im przykazał: «Uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda!».15 Oni zaczęli rozprawiać między sobą o tym, że nie mają chleba.16 Jezus zauważył to i rzekł im: «Czemu rozprawiacie o tym, że nie macie chleba? Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiały macie umysł?17 Macie oczy, a nie widzicie; macie uszy, a nie słyszycie? Nie pamiętacie, ile zebraliście koszów pełnych ułomków,18 kiedy połamałem pięć chlebów dla pięciu tysięcy?» Odpowiedzieli Mu: «Dwanaście».19 «A kiedy połamałem siedem chlebów dla czterech tysięcy, ile zebraliście koszów pełnych ułomków?» Odpowiedzieli: «Siedem».20 I rzekł im: «Jeszcze nie rozumiecie?»21 (Mk 8,14-21)

Kwas faryzeuszów i kwas Heroda

„Wtedy im przykazał: «Uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda!».” (Mk 8,15)
„Kwasem faryzeuszów” jest pycha, obłuda, udawana dobroć, szlachetność, sprawiedliwość, świętość, pobożność itp. „Kwas Heroda” natomiast to rozwiązły styl życia, skoncentrowany na jedzeniu, piciu i rozrywkach. „Kwasem Heroda” jest też przekonanie, że się posiada wszelką władzę, że można robić, co się chce, że jest się panem życia i śmierci, dlatego można odebrać samowolnie życie każdemu, tak jak on nakazał zabić Jana Chrzciciela, człowieka świętego.

Zagrażającym kwasem zła należy się bardziej przejmować niż niedostatkiem chleba

„A uczniowie zapomnieli wziąć chlebów i tylko jeden mieli z sobą w łodzi. Wtedy im przykazał: «Uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda!». Oni zaczęli rozprawiać między sobą o tym, że nie mają chleba.” (Mk 8,14-16)
Uczniowie nie wzięli chlebów i tym się martwili. O tym też rozmawiali, chociaż Jezus chciał zmienić temat ich rozmowy i zainteresowań, przykazując im: „Uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda!”. (Mk 8,15) Mówiąc to, zwrócił im uwagę na coś, czym się powinni bardziej przejmować niż brakiem chleba – tym, by się nie „zakwasili” kwasem faryzeuszów i kwasem Heroda, czyli stylem życia tych ludzi. Jezus ostrzegł swoich najbliższych uczniów, ponieważ wiedział, że każdemu grozi naśladowanie zarozumiałości, obłudy i nieszczerości faryzeuszów oraz stylu życia rozwiązłego Heroda, ucztującego i bawiącego się kosztem innych.

Rzeczy ważne i mniej ważne

„Oni zaczęli rozprawiać między sobą o tym, że nie mają chleba. Jezus zauważył to i rzekł im: «Czemu rozprawiacie o tym, że nie macie chleba? Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiały macie umysł?” (Mk 8,16-17)
Uczniowie znajdowali się przy Jezusie Chrystusie, który potrafił rozmnożyć cudownie chleby. Byli świadkami i uczestnikami tych wydarzeń, a mimo to „zaczęli rozprawiać między sobą o tym, że nie mają chleba”. (Mk 8,16) Rozmawiali o tym w obecności wszechmogącego Jezusa, który zauważył to „i rzekł im: «Czemu rozprawiacie o tym, że nie macie chleba? Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiały macie umysł?” (Mk 8,17)
Faktycznie, umysły Jego uczniów musiały być wyjątkowo otępiałe, skoro po cudach rozmnożenia chleba przez Jezusa – i to w Jego obecności – rozmawiali o niedostatku chleba. Nawet gdy usłyszeli Jego słowa: „Uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda!”, nadal byli zajęci problemem braku chleba. I o tym rozmawiali. A przecież ważniejsze od braku chleba było to, by nie ulegli zepsuciu przez „kwas faryzeuszów i kwas Heroda”, czyli przez pychę, obłudę, samowolę i życie w bogactwie dla przyjemności. A ten kwas potrafi z łatwością „zakwasić” każdego.

Zadziwiające otępienie umysłów uczniów Jezusa

„Jezus zauważył to i rzekł im: «Czemu rozprawiacie o tym, że nie macie chleba? Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiały macie umysł?” (Mk 8,17)
Zbawiciel z naciskiem powtórzył swoim uczniom: „Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiały macie umysł?” (Mk 8,17) Czego nie pojmowali? Tego, że przy Nim, Wszechmogącym Synu Bożym, nie trzeba się troszczyć o chleb, bo On udowodnił, że może go dać pod dostatkiem nawet wielotysięcznym tłumom. Przypomniał to Swoim uczniom, mówiąc: „Macie oczy, a nie widzicie; macie uszy, a nie słyszycie? Nie pamiętacie, ile zebraliście koszów pełnych ułomków, kiedy połamałem pięć chlebów dla pięciu tysięcy?» Odpowiedzieli Mu: «Dwanaście». «A kiedy połamałem siedem chlebów dla czterech tysięcy, ile zebraliście koszów pełnych ułomków?» Odpowiedzieli: «Siedem».” (Mk 8,18-20) I ponownie dodał: „Jeszcze nie rozumiecie?” Jezus powtórzył swoje pytanie, aby wyrwać uczniów ze stanu umysłowego otępienia.

Faryzejski kwas wywyższania siebie i umniejszania innych

„Wtedy im przykazał: «Uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda!».” (Mk 8,15)
Rozpowszechnionym „kwasem faryzeuszów” jest przekonanie, że inni ludzie są gorsi ode mnie. Ten faryzejski kwas przedstawia Jezus w swoje przypowieści o zarozumiałym faryzeuszu i pokornym celniku, którzy modlili się w świątyni: „Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co posiadam.” (Łk 18,10-12)
„Ja robię wszystko dobrze, a inni – gorzej ode mnie lub źle. Ja wiem wszystko najlepiej, a inni mylą się i nie mają racji”. Takie myślenie o sobie lub dodatkowo jeszcze mówienie ujawniają ci, którzy nie ustrzegli się „kwasu faryzeuszów” i pozwolili mu wniknąć w swoje serca. Nie miał tego kwasu w sobie przedstawiony przez Jezusa w przypowieści celnik. On nie porównywał się z nikim, lecz stał przed Świętością Boga „z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” (Łk 18,13)
Jakie były następstwa posiadania w sobie „kwasu faryzeuszów” lub jego braku? Bóg usprawiedliwił nie pysznego faryzeusza, lecz celnika, ponieważ on pokornie uznał swoją grzeszność i żałował za swoje grzechy. Nie porównywał się z ludźmi gorszymi od siebie, lecz uznał pokornie, że przed Bogiem jest grzesznikiem, który nie ma prawa osądzać innych i wywyższać się nad kimkolwiek. Jezus powiedział o jednym i o drugim: „Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony.” (Łk 18,14) I podobnie dzieje się z każdym człowiekiem, który ma w sobie „kwas faryzeuszów” lub dzięki prawdziwej pokorze i poczuciu swojej grzeszności go nie ma; z człowiekiem, który nie przechwala się przed innymi ludźmi, nie poniża ich, lecz przeprasza Boga za swoje grzechy.

Nadmierna troska o swoje wyżywienie

„A uczniowie zapomnieli wziąć chlebów i tylko jeden mieli z sobą w łodzi. Wtedy im przykazał: «Uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda!».” (Mk 8,14-15)
Uczniowie mieli tylko jeden chleb, bo zapomnieli wziąć więcej. Tym się martwili. Jezus, widząc to, nie powiedział im: „Na drugi raz pamiętajcie, żeby wziąć więcej jedzenia”. Nie dał im takiego polecenia, lecz przykazał: „Uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda!”. (Mk 8,15) Ostrzegł ich, żeby nie ulegali takiemu zepsuciu, jakiemu poddali się zarozumiali faryzeusze i rozwiązły Herod, który odebrał swemu bratu żonę, aby z nią żyć (Mt 14,3-5). Uczniowie Jezusa powinni żyć skromnie, odznaczać się pokorą i czystością. O tym nie powinni nigdy zapominać i o to mają zabiegać bardziej niż o dostatek codziennego chleba,. Nie jest groźne dla życia zabranie ze sobą tylko jednego chleba, natomiast wchłonięcie w siebie „kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda”, czyli przejęcie ich grzesznego sposobu myślenia i działania, zagraża życiu wiecznemu.
Jezus chciał, aby Jego uczniowie dobrze zapamiętali sobie Jego pouczenie: „Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo (Boga) i o Jego Sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane.” (Mt 6,31-33)

UZDROWIENIE NIEWIDOMEGO

Potem przyszli do Betsaidy. Tam przyprowadzili Mu niewidomego i prosili, żeby się go dotknął.22 On ujął niewidomego za rękę i wyprowadził go poza wieś. Zwilżył mu oczy śliną, położył na niego ręce i zapytał: «Czy widzisz co?»23 A gdy przejrzał, powiedział: «Widzę ludzi, bo gdy chodzą, dostrzegam ich niby drzewa».24 Potem znowu położył ręce na jego oczy. I przejrzał [on] zupełnie, i został uzdrowiony; wszystko widział teraz jasno i wyraźnie.25 Jezus odesłał go do domu ze słowami: «Tylko do wsi nie wstępuj!».26 (Mk 8,22-26)

Niewidzące oczy i zaślepione otępiałe umysły

„Potem przyszli do Betsaidy. Tam przyprowadzili Mu niewidomego i prosili, żeby się go dotknął.” (Mk 8,22)
Niewidomy dotknięty był dotkliwym kalectwem. Z powodu braku wzorku nie miał pełnego kontaktu z otaczającym go światem. Nawet gdy został już częściowo uzdrowiony przez Jezusa, nie widział jeszcze wyraźnie, dlatego stwierdził: „Widzę ludzi, bo gdy chodzą, dostrzegam ich niby drzewa.” (Mk 8,24) Wtedy Jezus „znowu położył ręce na jego oczy. I przejrzał [on] zupełnie, i został uzdrowiony; wszystko widział teraz jasno i wyraźnie.” (Mk 8,25) Niewidomy dzięki Jezusowi uzyskał pełny wzrok jakby w dwóch etapach.
We wcześniejszym wydarzeniu opisanym przez św. Marka (8,14-21), Jezus zetknął się z innym rodzajem zaślepienia. Nie polegało ono na kalectwie dotykającym oczu, lecz na otępieniu umysłów Jego uczniów, którzy jakby nie pamiętali lub nie rozumieli dokonanych przez Niego dwóch cudownych rozmnożeń chleba i ryb. Chociaż sami uczestniczyli w tym cudzie i roznosili rozmnożone chleby ludziom, to jednak zachowywali się tak, jakby niczego nie zrozumieli lub nawet wszystko zapomnieli, dlatego w Jego obecności, zmartwieni, rozmawiali między sobą, że mają tylko jeden chleb. Aby usunąć zaślepienie ich umysłów Jezus powiedział do nich: „Macie oczy, a nie widzicie; macie uszy, a nie słyszycie? Nie pamiętacie, ile zebraliście koszów pełnych ułomków, kiedy połamałem pięć chlebów dla pięciu tysięcy?» Odpowiedzieli Mu: «Dwanaście». «A kiedy połamałem siedem chlebów dla czterech tysięcy, ile zebraliście koszów pełnych ułomków?» Odpowiedzieli: «Siedem». I rzekł im: «Jeszcze nie rozumiecie?»” (Mk 8,18-21)
Przypominając uczniom te wydarzenia, Jezus usuwał ich duchowe zaślepienie i otępienie umysłu. Jak niewidomemu człowiekowi z Betsaidy dał wzrok i umiejętność wyraźnego widzenia otoczenia, tak swoim uczniom udzielił zdolności dobrego oceniania umysłem – trzeźwym i oświeconym przez wiarę – wydarzeń, w których uczestniczyli, i wyciągania z nich odpowiednich wniosków dla swojego życia. Ich otępiałym umysłom przywrócił zdolność jasnego dostrzegania przez wiarę Bożej Opatrzności i zauważania w jej świetle w Bogu Ojca, który troszczy się stale o nas i wie, że potrzebujemy jedzenia (por. Mt 6,31-33).

Niewyraźne lub jasne i Boże dostrzeganie wszystkiego

„On ujął niewidomego za rękę i wyprowadził go poza wieś. Zwilżył mu oczy śliną, położył na niego ręce i zapytał: «Czy widzisz co?» A gdy przejrzał, powiedział: «Widzę ludzi, bo gdy chodzą, dostrzegam ich niby drzewa». Potem znowu położył ręce na jego oczy. I przejrzał [on] zupełnie, i został uzdrowiony; wszystko widział teraz jasno i wyraźnie.” (Mk 8, 23-25)
Dwie ingerencje Jezusa sprawiły, że niewidomy otrzymał pełną zdolność widzenia. Po pierwszej dostrzegał otoczenie, ale niewyraźnie. Ludzi bowiem widział, jakby byli poruszającymi się drzewami. Dopiero drugie cudowna działanie Jezusa sprawiło, że niewidomy przejrzał zupełnie i wszystko dostrzegał jasno i wyraźnie. Aby uzyskać pełną zdolność dobrego widzenia, musiał poddać się takiemu działaniu Jezusa, jakie On przewidział. Gdyby odszedł od Niego, gdy już widział ludzi chodzących „niby drzewa”, nie posiadałby jeszcze dobrego wzroku, chociaż i to byłoby już dla niego wielkim darem. W porównaniu z pełnym brakiem wzroku nawet niewyraźne widzenie byłoby czymś bardzo dla niego pożytecznym, ponieważ umożliwiałoby mu bardziej swobodne poruszanie się. On jednak nie oddalił się od Jezusa i pozostał przy Nim. Dzięki temu uzyskał wzrok doskonały.
Sytuacja uzdrowionego niewidomego przypomina stan wielu wierzących, którzy dzięki łasce Jezusa dostrzegają świat nadprzyrodzony i sprawy Boże, jednak wyraźnego widzenia jeszcze nie posiadają. Nie mają Go, ponieważ nie widzą jeszcze wszystkiego tak wyraźnie jak Bóg. Posiadaliby duchowy wzrok pełny, gdyby wszystko, co duchowe i Boże, dostrzegali tak jak Jezus i Jego Matka, czyli wyraźnie.
Do wyrazistego widzenia duchowego dochodzą ci, którzy trwają przy Jezusie, karmią się Jego słowem, rozważają je i próbują według niego żyć. Zaczynają wszystko widzieć jasno i „po Bożemu”, gdy poddają się światłu Ducha Świętego i przeciwstawiają się takiemu patrzeniu na wszystko, jakie posiada świat i jakie propaguje swoimi kłamstwami, oszustwami, półprawdami i manipulacją. Kto wiernie trwa przy Chrystusie, ten stopniowo doskonali duchowy wzrok i nie rozróżnia tylko „chodzących ludzi od drzew” – jak uzdrowiony częściowo przez Jezusa w Betsaidzie niewidomy – lecz dostrzega sprawy Boże jasno i wyraźnie,
Jasna i wyraźna zdolność dostrzegania wszystkiego, co jest ważne dla zbawienia, formuje się w człowieku, który stale pozwala kłaść Jezusowi ręce na swoich oczach. Tymi „rękami” jest Jego łaska, Jego Ewangelia, Jego Światło, Jego przykład. Jeśli ktoś nie pozwoli Mu stale kłaść tych „rąk” na swoje „duchowe oczy”, to może będzie widział sprawy Boże, ale w sposób niewyraźny, jakby zamazany. Takich wierzących jest wielu. Wielu – jak niewidomy z Ewangelii – znajduje się dopiero na pierwszym etapie formowania duchowego wzroku. Wielu wierzy, jednak nie widzi jeszcze – wyraźnie i jasno – siebie, ludzi, świata i Boga tak, jak to wszystko dostrzega nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus. Wielu widzi sprawy duchowe tak jak niewidomy na pierwszym etapie swojego uzdrawiania przez Jezusa, kiedy zauważał ludzi chodzących, jakby byli drzewami (por. Mk 8,24).

WYZNANIE PIOTRA

Potem Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzie?»27 Oni Mu odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków».28 On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjasz».29 Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili.30 (Mk 8,27-30)

Wyznanie przez Piotra wiary w Jezusa, Mesjasza i Syna Boga żywego

„Potem Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzie?» Oni Mu odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków».” (Mk 8,27-28)
Jedni uważali Jezusa za Jana Chrzciciela, który zmartwychwstał (por. Mt 14,2), inni za Eliasza lub innego z proroków, który powrócił, np. za Jeremiasza (por. Mt 16,14), albo za jakiegoś nowego proroka. Takiej też odpowiedzi udzielili uczniowie Jezusowi, który w drodze zapytał ich: „Za kogo uważają Mnie ludzie?”.
Na drugie pytanie Jezusa: „A wy za kogo Mnie uważacie?”, Piotr odpowiedział w imieniu pozostałych uczniów: „Ty jesteś Mesjasz”. (Mk 8,29) Wtedy Jezus surowo im przykazał, żeby nikomu o nie mówili, że jest Mesjaszem (por. Mt 16,20; Mk 8,30). Nie był to bowiem czas, aby tę prawdę o Nim nagłaśniać i rozbudzać złudne nadzieje na tworzenie przez Mesjasza potężnego ziemskiego królestwa. Najpierw świat miał usłyszeć wezwanie Jezusa: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie.” (Mt 4,17) Prawda o Jego mesjańskiej godności miała być wyraźnie głoszona dopiero po uwolnieniu umysłów ludzkich z fałszywych wyobrażeń o ziemskiej chwale, którą rzekomo miał zapewnić obiecany i oczekiwany Mesjasz.
Piotr jednak powiedział o Jezusie coś więcej niż tylko to, że jest Mesjaszem. Jest nim, to prawda, ale przede wszystkim jest Synem Bożym. Jest Synem jedynego Boga żywego, czyli – w przeciwieństwie do wymyślonych bożków – Boga istniejącego naprawdę. Piotr powiedział: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. (Mt 16,16) Jako wymysł ludzki żaden bożek nie jest istotą żywą. Jezus natomiast jest „żywym” Synem „Boga żywego” i jest równy, czyli współistotny Ojcu.

Częściowe ukrywanie swojej mesjańskiej godności przez Jezusa Chrystusa

„On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjasz». Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili.” (Mk 8,29-30)
Jezus był roztropny, dlatego nie chciał, aby Jego uczniowie i tłumy przeszkadzały Mu w wypełnieniu zadania, które Ojciec powierzył Mu do wypełnienia na ziemi. A takie przeszkody mogłyby powstać, gdyby zbyt wcześnie zaczęto o Nim rozgłaszać publicznie i jednoznacznie, że jest oczekiwanym Mesjaszem. Z tego powodu Jezus zakazał Piotrowi, który powiedział: „Ty jesteś Mesjasz”, rozpowiadać tę prawdę. Nie wynikało to z faktu, że nim nie był, lecz z powodu złego wyobrażenia ludzi o oczekiwanym Mesjaszu. Prawda o Jego mesjańskości miała się objawić później, gdy już nie mogło grozić niewłaściwe rozumienie Mesjasza jako potężnego ziemskiego władcy politycznego, przywódcy i wybawiciela Izraela spod władzy rzymskiego okupanta.
Ojciec nie zleci Synowi żadnej misji politycznej na ziemi. Miał On być Mesjaszem-Chrystusem, Panem niosącym całemu światu zbawienie nie ziemskie, lecz wieczne. Na przyjęcie takiego Mesjasza, Chrystusa-Mesjasza wszystkich narodów, Żydzi nie byli przygotowani. Jezus miał dopiero przez swoje nauczanie oczyszczać z wyobrażeń politycznych obraz prawdziwego Mesjasza i Jego prawdziwego królestwa. Na to potrzebował jeszcze czasu. Bezpiecznie mogła się rozpowszechniać ta prawda dopiero po Jego zmartwychwstaniu i wstąpieniu do nieba. Wtedy bowiem nikt nie mógł już szukać w Nim ziemskiego Władcy-Mesjasza. Zbyt wczesny mesjański rozgłos wokół osoby Jezusa utrudniłby Mu nauczanie i formowanie w ludziach prawdziwego pojęcia o Jego królestwie, które jako Mesjasz-Chrystus przyszedł zbudować.
Aby uniknąć nerwowego zgiełku, rozruchów i ofiar, Jezus surowo nakazał swoim uczniom, żeby nikomu nie mówili tego, o czym byli przekonani, a o czy w ich imieniu powiedział Piotr: „Ty jesteś Mesjasz”. Nie był to jeszcze właściwy czas do publicznego mówienia o tym. Dzisiaj możemy mówić – bez żadnych obaw o wzbudzanie rozruchów społecznych i politycznych – że Jezus jest prawdziwym Mesjaszem, czyli Chrystusem. On naprawdę jest Chrystusem-Mesjaszem i Panem, czyli prawdziwym Bogiem, Synem Boga żywego.

Wiara jednego ucznia Jezusa umocnieniem dla wiary innych ludzi

„On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjasz».” (Mk 8,29)
Uczniowie Jezusa musieli się zastanawiać, czy Jezus naprawdę jest Mesjaszem. Stopniowo dochodzili do przekonania, że tak jest. Mogli jednak być tacy, którzy takiej pewności jeszcze nie mieli. Potrzebowali zatem umocnienia swojej wiary przez jakieś dodatkowe cuda Jezusa lub przez Jego nauczanie. Pomocą dla nich mogło być także jednoznaczne wyznanie wiary Piotra, który powiedział: „Ty jesteś Mesjasz”. Publiczne wyznawanie wiary przez jednego człowieka umacnia wiarę innych ludzi. Z tego względu jest potrzebne. Jezus pragnął, aby na ziemi każdy Jego uczeń swoją wiarą, przykładem i nauczaniem rozbudzał wiarę w Niego w sercach innych ludzi.
Chciał też, aby w Jego Kościele szczególne zadanie umacniania wiary i strzeżenia jej od błędów spełniał każdy papież, czyli biskup Rzymu, będący następcą św. Piotra Apostoła. Jego nauczanie powinno być jednoznaczne i jasne, jak wyznanie Piotra, który o Jezusie powiedział: „Ty jesteś Mesjasz”. Ma być zawsze absolutnie zgodne z nauką Jezusa Chrystusa, gdyż tylko takie prowadzi do prawdziwej wiary. Każdy papież ma przypominać nieustannie światu, że Jezus jest Synem Bożym, Mesjaszem-Chrystusem, naszym Zbawicielem, Światłem i Drogą prowadzącą do Nieba, a Kościół – Jego Mistycznym Ciałem, utworzonym przez ochrzczonych ludzi.

Jezus, Syn Boży, przewyższa wszystkich proroków

„Potem Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzie?» Oni Mu odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków».” (Mk 8,27-28)
Niektórzy ludzie uważali Jezusa za jednego z proroków, czyli za posłanego przez Boga człowieka, który miał mówić w Jego imieniu i przekazywać ludowi Jego wolę, zamiary, plany, wymagania. Jezus faktycznie był prorokiem, bo przemawiał w imieniu Ojca i przekazywał ludziom to, co słyszał od Ojca (por. J 15,15), jednak ich przewyższał. Był od nich większy, ponieważ nie tylko jak oni mówił w imieniu Boga, lecz Nim był. On jest prawdziwym Synem Bożym, Słowem, drugą Osobą Boską.
Nie był prorokiem tylko mówiącym w imieniu Boga, lecz – samym Bogiem, Słowem Bożym. Zrozumienie tego Odwiecznego Słowa ułatwiała nam Jego ludzka natura, gdyż Boską prawdę i mądrość wyrażał językiem, którym my, ludzie, się posługujemy. Jezus ukazywał i ukazuje nam Ojca, na co zwracał uwagę mówiąc: „A kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał.” (J 12,45) „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna.” (Hbr 1,1-2) Jezus jest tym Synem przemawiającym do nas przez wieki i ukazującym nam Ojca.

Konieczność mądrego posługiwanie się prawdą

„On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjasz». Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili.” (Mk 8,29-30)
Jezus zwrócił się do swoich uczniów z nakazem, żeby nie opowiadali ludziom o tym, o czym byli przekonani – że On jest Mesjaszem. Chociaż naprawdę był Mesjaszem, to jednak zakazał o tym mówić otwarcie ludziom. Jego uczniowie nie tylko mogli, ale nawet byli rozsyłani przez Jezusa, aby głosić Jego naukę, jednak mieli pomijać prawdę, że jest Mesjaszem, i rozgłaszać ludziom w różnych miejscowościach, do których On sam miał się udać, radosną prawdę: „Przybliżyło się do was królestwo Boże.” (Łk 10,9) Nie mieli do tej radosnej nowiny dodawać: „Przybliżyło się do was królestwo Boże, ponieważ już przyszedł Mesjasz, Jezus Chrystus, na którego czekacie”. Mieli mówić o królestwie Bożym ludziom, którzy byli spragnieni pojawienia się potężnego mesjańskiego królestwa ziemskiego, które zapewniłoby im dobrobyt, bogactwo materialne i ziemskie panowanie.
Jezus, Mesjasz prawdziwy, nie chciał, żeby ktoś widział w Nim twórcę jednego z takich królestw, jakich wiele było i jest na ziemi. Syn Boży nie po to został posłany na świat, aby jeszcze jedno takie królestwo utworzyć. Mesjasz przyszedł zbudować w sercach ludzkich królestwo Boże – królestwo, w którym wola Boża będzie prawem najwyższym. Nauczanie Jezusa i Jego uczniów miało zburzyć marzenia o jakimś ziemskim mesjańskim królestwie – uformowanym na wzór ziemskich potęg, pełnych przemocy, wykorzystywania innych, egoizmu i nienawiści – i w to miejsce rozbudzić tęsknotę za królestwem Bożym, w którym porządek wyznaczy Boże przykazanie miłowania Boga i bliźniego.
Aby mogło się dokonać przestawienie myślenia na właściwe tory, Jezus zakazał swoim uczniom otwarcie mówić ludziom, że jest oczekiwanym Mesjaszem. Zamiast marzyć o ziemskiej wielkości, panowaniu i swoim dobrobycie materialnym wyznawcy Jezusa mieli się skoncentrować na nawracaniu się, na duchowym ubogacaniu się w miłość i na przebudowywaniu swojego serca w królestwo Boże, w którym Bóg będzie miłowany ponad wszystko, a bliźni tak, jak Jezus, Syn Boży nas miłuje. O takim królestwie powinni marzyć uczniowie Chrystusa-Mesjasza i takie królestwo mieli wraz Nim budować w sobie i w sercach ludzi – także w sercach ludzi należących do narodów, którymi może jeszcze pogardzali. Uczniowie Jezusa powinni się pozbyć chęci panowania nad innymi – które jest powszechne w ziemskich królestwach – i zastąpić je gorącym pragnienie służenia z miłością Bogu i bliźnim, uważanym za braci i siostry. „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie.” (J 13,34)

Tak głosić prawdę, aby nie powstawało zło lecz dobro

„On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjasz».Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili.” (Mk 8,29-30)
Jezus nie zaprzeczył słowom Piotra, który powiedział o Nim, że jest Mesjaszem. Nie mógł podważyć jego wypowiedzi, ponieważ stwierdzała ona prawdę o Nim. Naprawdę był Mesjaszem, czyli Chrystusem. I tak Go dzisiaj powszechnie nazywamy, dorzucając do imienia Jezus określenie: Chrystus, które znaczy Mesjasz. Dzisiaj można i trzeba powszechnie rozgłaszać, że Jezus jest Chrystusem-Mesjaszem, jednak wtedy, gdy Piotr to powiedział, nie było to jeszcze celowe i bezpieczne. Jezus nawet surowo przykazał, żeby tego o Nim nie mówili.
Nie byłoby dobre, żeby uczniowie Jezusa – zamiast skupiać się na nawróceniu – zaprzątali sobie umysły marzeniami o jakiejś złudnej potędze politycznej swojego narodu, którą rzekomo miał zbudować oczekiwany Mesjasz. Syn Boży nie po to przyszedł na świat, by zbudować wielkie królestwo mesjańskie o charakterze politycznym. Zakazał wręcz mówienie o Nim jako o Mesjaszu, aby nie budzić w ludziach pragnień, których nie przyszedł spełnić. Syn Boży przyszedł zbudować królestwo, ale nie takie, jakiego wielu czekających na Mesjasza się spodziewało. Przyszedł je zbudować w ludzkich sercach, które pozwolą zapanować w sobie Bogu, przyjmą Jego prawdę i przykazanie miłowania Go i kochania ludzi. Jezus zakazał uczniom jawnego rozgłaszania, że jest Mesjaszem, ponieważ w tamtych czasach prawda ta mogła pobudzić do złudnych marzeń i fantazjowania o ziemskiej potędze i dobrobycie materialnym, a przez to odciągać od spraw duchowych i dążenia do przemiany swojego życia i wiecznego zbawienia. W każdej epoce ważne jest właściwe podchodzenie do tego co ziemskie i do tego, co jest wieczne.

Kim jestem dla ciebie?

„On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie?»” (Mk 8,29)
To samo pytanie Jezus kieruje do każdego z nas: „A ty za kogo Mnie uważasz?” Odpowiedzi mogą być różne: biblijne, katechizmowe, encyklopedyczne. Można podać słyszane od dzieciństwa prawdziwe określenia: „Ty jesteś wcielonym Synem Bożym, Bogiem i człowiekiem, Chrystusem-Mesjaszem...” Ale Zbawiciel chyba nie takiej odpowiedzi od nas oczekuje, bo Kim jest naprawdę, wie lepiej niż każdy z nas. Czeka na inną odpowiedź: „Za kogo ty Mnie uważasz w swoim życiu? Kim jestem pośród rzeczy i osób, którymi najbardziej się interesujesz? Kim jestem pośród osób, spraw, rzeczy uważanych przez ciebie za wartościowe lub bezwartościowe? Jakie miejsce mi dajesz w swoim życiu?” On i na te pytania zna odpowiedź lepiej niż każdy z nas, jednak zadaje nam je dla naszego dobra. Chce bowiem, abyśmy sobie uświadomili, jakie miejsce dajemy Mu w swoim sercu, w swoich myślach, uczuciach, zainteresowaniach i abyśmy stale się troszczyli, aby coraz bardziej stawiać Go w centrum naszego życia, decyzji, a przede wszystkim – naszej miłości. On ma być dla nas nie tylko Jezusem, ale – Jezusem umiłowanym; nie tylko Synem Bożym, lecz – Synem Bożym umiłowanym; nie tylko Panem, Bogiem i Zbawicielem – lecz umiłowanym Panem, Bogiem i Zbawicielem.
Gdyby Jezus Maryi postawił pytanie: „Mamo, za kogo Mnie uważasz?”, to chyba nie usłyszałby odpowiedzi: „Jesteś wcieloną Drugą Osobą Boską”, lecz – płynący z serca i pełen miłości okrzyk: „Jesteś moim Skarbem, moją jedyną Miłością, Podarunkiem Boga...”
„A dla ciebie Kim jestem?”

Rozmowa Jezusa z uczniami pod Cezareą Filipową

„Potem Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzie?»” (Mk 8,27) Z pewnością wiele różnych wydarzeń miało miejsce w wioskach pod Cezareą Filipową, do których udał się Jezus ze swoimi uczniami, jednak Ewangelia wspomina tylko Jego rozmowę z uczniami, wywołaną pytaniem: „Za kogo uważają Mnie ludzie?” (Mk 8,27) i „A wy za kogo Mnie uważacie?” (Mk 8,29) Piotr w imieniu pozostałych Apostołów wyznał: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. (Mt 16,16) Jezus chciał, aby Jego uczniowie dobrze zapamiętali to, co powiedział Piotr, ponieważ od tego czasu zaczął im zapowiadać coś bolesnego i dla nich zaskakującego – to, że chociaż jest prawdziwym Mesjaszem, to jednak musi wiele cierpieć i „będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie”, i „będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie” (por. Mk 8,31). Nie będzie zatem takim Mesjaszem, jakiego sobie wielu wyobrażało. Będzie Mesjaszem, Synem Człowieczym i cierpiącym Sługą Jahwe, naszym pełnym miłości i miłosierdzia Zbawicielem, który przez Swoją Mękę i Krzyż odkupił świat. To mieli sobie również dobrze zapamiętać wszyscy Jego uczniowie.

PIERWSZA ZAPOWIEDŹ MĘKI I ZMARTWYCHWSTANIA

I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie.31 A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać.32 Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie».33 (Mk 8,31-33)

Syn Człowieczy, Mesjasz, zapowiedział swoją śmierć i powrót do zmartwychwstałego życia

„I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa.” (Mk 8,31-32)
Jezus był prawdziwym Mesjaszem, jednak nie takim, jakiego sobie wymyślili ci, którzy czekali na jego przyjście. Nie budował bowiem ziemskiej potęgi swojego narodu, nie tworzył żadnego ziemskiego królestwa. Więcej jeszcze, zapowiedział uczniom swoją bliską śmierć. Mówił o niej zupełnie otwarcie, aby Apostołowie nie mieli żadnych złudzeń. Jednoznacznie powiedział, „że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie”. (Mk 8,31) Wiele wycierpi i „będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie”. (Mk 8,31) Chociaż umrze, to jednak Jego mesjańskie królestwo powstanie, ponieważ po trzech dniach zmartwychwstanie (por. Mk 8,31). Tego jednak Apostołowie nie potrafili zrozumieć wtedy, gdy im to zapowiedział.

Zapowiedź odrzucenia Jezusa przez tych, którzy mogli Go przyjąć i doprowadzić innych do Niego

„I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie”. (Mk 8,31)
Jezus jasno zapowiedział swoim uczniom, że będzie cierpieć i że zostanie odrzucony przez tych, którzy mogli jako pierwsi Go przyjąć ze względu na wiedzę biblijną i znajomość tradycji. Byli to starsi, arcykapłani i uczeni w Piśmie. Z pewnością żyli w Izraelu ludzie, którzy czekali na przyjęcie przez nich Jezusa, aby mieć pewność, że sami mogą również stać się bezpiecznie Jego uczniami. Niestety, czekający na dobry przykład ze strony przywódców duchowych mieli doznać zawodu. Przewodnicy duchowi narodu bowiem pogrążyli się w ciemnościach, przeciwstawili się Mu i w końcu odrzucili Go i zabili. Jezus został odrzucony między innymi „przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie”. Ani dojrzały wiek, ani doświadczenie życiowe, ani sprawowany kult w świątyni, ani wiedza biblijna nie uchroniła tych zarozumiałych ludzi przed odrzuceniem Jezusa, prawdziwego Boga. Z powodu swojej pychy, zazdrości, żądzy władzy, zaszczytów i innych wad odrzucili Mesjasza, na którego przecież czekali. I do czego to ich doprowadziło? Ich imiona poszły w niepamięć, a Jezus – którego skazali na śmierć – żyje i prowadzi narody do zbawienia. Jest On uznawany za Pana, ku chwale Boga Ojca i na Jego imię zgina się wszelkie kolano (por. Flp 2,10-11).

Przez krzyż do zmartwychwstania

„I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć...” (Mk 8,31)
Jezus zaczął mówić uczniom o czymś, czego się nie spodziewali. Nie wiedzieli, jaka będzie ziemska przyszłość Jezusa-Mesjasza, ale nie spodziewali się, że zostanie zabity. Ponieważ tego nie wiedzieli, dlatego „zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa.” (Mk 8,31-32)
Syn Człowieczy, Mesjasz, zostanie zabity i zmartwychwstanie. Uczniowie ani jednego, ani drugiego się nie spodziewali, dlatego Jezus zaczął ich pouczać o czymś, czego nie wiedzieli – że do trwałej chwały przechodzi się przez prześladowanie, cierpienie i śmierć. Uczniom Jezusa – jak wielu ludziom tego świata – wydawało się, że do wielkiego sukcesu można dojść tylko przez serię mniejszych sukcesów, które następują jeden po drugim. Jezus zaczął im wyjaśniać coś, czego ten świat nie rozumie – to, że do wiecznej chwały zmartwychwstania nie ziemskie sukcesy prowadzą, lecz krzyż. Jezus cierpiał i wszedł do chwały. Podobnie było z Jego Matką, która cierpiała z Nim pod krzyżem i została wzięta do nieba z ciałem i duszą. Do każdego ucznia Jezusa są skierowane Jego słowa: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje.” (Mt 16,24)

Nawet uczeni w Piśmie odrzucili Syna Człowieczego

„I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie.” (Mk 8,31)
Uczeni w Piśmie byli „uczonymi” w ludzkim rozumieniu tego słowa, gdyż znali Księgi Pisma Świętego w taki sposób, który dawał im wiedzę, lecz nie przemieniał ich serc. Natchnione Księgi uczą bowiem posłuszeństwa Bogu i służą uformowaniu nie tylko umysłu, lecz serca ludzkiego i całego życia. Uczeni w Piśmie nie byli uformowani przez ducha, lecz przez literę Ksiąg Świętych. Z pewnością znali na pamięć wiele fragmentów tych Ksiąg, jednak one nie przemieniły ich życia w taki sposób, by jego fundamentem stała się pokorna miłość. Znajomość Pisma Świętego nie prowadziła ich do pokory, lecz do pychy, do wynoszenia się nawet ponad Jezusa. Ta wada pobudzała ich do niechęci wobec Niego i do wrogości, ponieważ umysły przez nią zaślepione widziały w Nim nie Pana, Mesjasza i Zbawiciela, lecz niebezpiecznego konkurenta, przyćmiewającego tych, którzy pragnęli górować nad innymi. Ponieważ znajomość natchnionych Ksiąg przez uczonych w Piśmie była połączona z pychą, dlatego nie doprowadziła ich do zbawiennej wiary w Jezusa Chrystusa, lecz do odrzucenia Go.

Rozpoczęcie przez Jezusa przepowiadania swojej śmierci i zmartwychwstania

„I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie.” (Mk 8,31)
Wcześniej Jezus nie mówił Dwunastu o swojej zbliżającej się śmierci. Mądrość nakazywała Mu zachować to szokujące dla nich pouczenie na czas, kiedy będą już mieli na tyle mocną wiarę w Niego, by od Niego nie odejść i nie porzucić tego, co im przekazał. Jezus musiał im powiedzieć, jaki będzie kres Jego życia i co stanie się trzeciego dnia po Jego śmierci. Uczynił to, aby pohamować rozwijające się błędne przypuszczenia i marzenia zawiązane z Nim, jako Mesjaszem. Nie chciał, aby Jego uczniowie podsycali nieprawdziwe mesjańskie nadzieje. Nie mieli być marzycielami, rozbudzającymi światowe marzenia o ziemskie potędze gospodarczej i politycznej, lecz głosicielami prawdy, którzy obudzą nadzieję związaną z królestwem Bożym, niebem i zmartwychwstaniem ciał.

Nauka krzyża dla jednych "mocą", a dla innych "głupstwem"

„A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie».” (Mk 8,32-33)
Jezus uczynił coś, co mogło zaskoczyć nie tylko Piotra, ale także pozostałych uczniów, przed nimi bowiem ostro go upomniał, wypowiadając bardzo surowe słowa. Nazwał go „szatanem” czyli „przeciwnikiem”. Powiedział: „Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie.” (Mk 8,32-33) Zgromił go przed uczniami, aby nigdy nie rozumowali tak jak on i aby nikogo nie uczyli tego, co usłyszeli z jego ust. A co właściwie bez pełnego zrozumienia powiedział Piotr? To, że cierpienie Jezusa nie będzie miało sensu, więc powinien go uniknąć za wszelką cenę. Tym samym powiedział, że cierpienia przyszłych uczniów Jezusa również nie będą miały żadnego sensu, nawet jeśli będą znoszone w łączności z Nim. Piotr bezwiednie chciał wykreślić z Ewangelii Chrystusa „mądrość krzyża”, która głupstwem wydaje się tym, którzy „idą na zatracenie” (por. 1 Kor 1,18). Jezus, w obecności uczniów, ostro zareagował na słowa Piotra, aby nigdy nie rozumowali i nie nauczali jak ci, którzy „idą na zatracenie”, którzy zgasili w w sobie światło Ducha Świętego i dlatego lekceważą „moc Bożą”, którą jest nauka krzyża (por. 1 Kor 1,18).

WARUNKI NAŚLADOWANIA JEZUSA

Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!34 Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je.35 Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić?36 Bo cóż może dać człowiek w zamian za swoją duszę?37 Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi przed tym pokoleniem wiarołomnym i grzesznym, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w chwale Ojca swojego razem z aniołami świętymi».38 (Mk 8,34-38)

Naśladowanie Jezusa niosącego Swój krzyż

„Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Mk 8,34)
Jezus zapowiedział swoim uczniom zbliżającą się śmierć. Powiedział też, czego będzie oczekiwał od nich, od słuchających gło tłumów i od wszystkich innych uczniów w przyszłości: niesienia krzyża i naśladowania Go. „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Mk 8,34)
Krzyż i tak na ziemi dotknie każdego człowieka – także Jego uczniów. Będzie dla każdego bolesny. On, Jezus, może jednak nadać mu zbawczy sens. Uczyni to dzięki swojej męce i śmierci, którą przyjmie z poddaniem się woli Ojca, i dzięki naszemu właściwemu podejścia do spadających na nas trudów i doświadczeń.
Nasze cierpienia i trudy – a także śmierć – nabiorą zbawczego sensu, jeśli poniesiemy je razem z Nim. Nieść krzyż swoich codziennych doświadczeń z Jezusem znaczy podchodzić do nich z takim nastawieniem, jakie On miał w obliczu swoich doświadczeń, cierpień i śmierci. Jeśli będziemy nieśli swój krzyż codziennych doświadczeń z takim nastawieniem, jakie miał Jezus podczas swojej męki i śmierci – czyli z pełnym miłości poddaniem się woli Ojca – to stanie się on czymś wartościowym, tak jak wartościowa była Jego śmierć na krzyżu. Cierpliwe i pełne miłości poddanie się Ojcu, z jakim poniesiemy nasz codzienny krzyż, uświęci nas i pomoże innym ludziom w dojściu do zbawienia. Na pewno dzięki naszemu zaparciu się siebie, dzięki wzięciu naszego krzyża i naśladowaniu Chrystusa, ktoś osiągnie niebo. Dlatego właśnie Jezus prosi swoich uczniów o niesienie swojego codziennego krzyża w duchu miłości do Ojca, przejawiającym się w poddaniu się Jego woli i w cierpliwym znoszeniu różnych doświadczeń z miłości do Niego.

Dobre i złe zachowywanie swojego życia i tracenie go

„Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je. Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić?” (Mk 8,35-36)
Życie można „zachowywać” w sposób dobry lub zły, podobnie jak „tracić” lub „stracić” je też można w sposób dobry lub zły. W dobry sposób zachowuje swoje życie człowiek, który przekształca je w życie kierowane miłością do Boga i do ludzi. Wybierając dobrowolnie sposób postępowania oparty na ofiarnej miłości, człowiek w sposób wolny porzuca egocentryczny styl życia, oparty na poszukiwaniu egoistycznych przyjemności.
Jeśli ktoś „chce zachować swoje życie” – w znaczeniu utrwalania i umacniania swojego egoistycznego sposobu życia, postępowania i myślenia – straci życie prawdziwe, zakorzenione w Bogu, życie kończące się po śmierci wiecznym zbawieniem. Ten natomiast, kto traci życie – w znaczeniu porzucania życia grzesznego i egoistycznego i wybiera życie dla Jezusa i Jego Ewangelii – ten je zachowuje. Zachowuje życie, które zakończy się wiecznym szczęściem w Bogu.
Złe „zachowywanie” swojego życia polega na dążeniu – kosztem duszy – do tego, co oferuje zdeprawowany świat, czyli do zdobycia ludzkiej potęgi, sławy, popularności, wpływów, bogactw materialnych i egoistycznych przyjemności. Tym, którzy tak postępują, Jezus mówi: „Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić?” (Mk 8,36)

Oddawanie życia za wiarę lub wyrzekanie się Jezusa

„Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je. Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić?” (Mk 8,35-36)
Słowa Jezusa można odnieść do prześladowań, które miały spaść na Jego uczniów. Istotnie, wiele razy zdarzało się, że prześladowani chrześcijanie stawali przed wyborem: ocalić swoje doczesne życia za cenę wyparcia się Chrystusa lub nawet bluźnienia Mu, albo śmierć w męczarniach za okazaną Mu wierność. Jedni tracili swoje życie ziemskie, a otrzymywali w zamian życie w niebie. Inni, chcąc ocalić swoje życie doczesne, porzucali Jezusa. Niektórzy z nich po swojej zdradzie żałowali za swój czyn, a inni trwali w postawie odrzucenia Zbawiciela. Ci ostatni „tracili swoją duszę”.

Przemijalność świata, jego chwały i ziemskiego życia oraz nieśmiertelność ludzkiej duszy

„Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić? Bo cóż może dać człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mk 8, 36-37)
Cały nasz świat i jego dobra materialne – a także chwała, którą oferuje – są przemijające, natomiast nasza dusza jest nieśmiertelna. Oznacza to, że po śmierci każdy człowiek nadal istnieje z pełną świadomością jako ta sama osoba, która żyła na ziemi. Istnienie ludzkie nie przerywa się w chwili śmierci, zmienia się tylko jego sposób istnienia. Nie zapada się też w jakiś rodzaj wiecznego snu, bez żadnej świadomości siebie i otoczenia.
Śmierć można porównać do narodzenia dziecka, które z życia w łonie matki przechodzi do istnienia w zupełnie innym środowisku. Poród kończy jeden etap ludzkiego istnienia i wprowadza w zupełnie inne. Podobnie śmierć kończy okres ziemskiego życia człowieka – w otoczeniu materialnego świata i istnienia jego duszy w ścisłej jedności z ciałem – i wprowadza w istnienie w nowej formie, przejściowo tylko duchowej. Przez śmierć ludzkie świadome „ja” wchodzi w zupełnie inną rzeczywistość niż nasza ziemska. W pełni świadoma dusza ludzka przechodzi do nieba, piekła lub czyśćca.
Do chwili powszechnego zmartwychwstania ciał będzie istniała w formie duchowej, czyli bez ciała. W dniu zmartwychwstania ciał dusza ponownie i na zawsze połączy się ze swoim ciałem i odtąd człowiek – złożony z duszy i zmartwychwstałego ciała – będzie na zawsze istniał w niebie lub w piekle. Innej możliwości już nie będzie miał. Zmartwychwstanie doprowadzi do ostatecznej formy istnienia człowieka, którego życie rozpoczęło się w łonie matki, w chwili poczęcia.
Człowiek, który za życia na ziemi zyskał cały świat, jego dobra materialne, sławę, potęgę ziemską i przyjemności – a swoją duszę zamienił w siedlisko złośliwych żmij – właściwie nic nie zyskał, bo doprowadził siebie do istnienia w wiecznym cierpieniu piekła po śmierci. Natomiast człowiek, który kierował się miłością ofiarną – pełną wyrzeczeń dla dobra innych – tracił swoje życie tylko pozornie, bo zyskał wiele. Zyskał, ponieważ ubogacał swoją duszę i przygotowywał siebie do istnienia w wiecznym szczęściu nieba. Tam będzie istniał ze swoim ciałem, które złączy się z dusza w dniu powszechnego zmartwychwstania.

Duch skruszony miłą Bogu ofiarą

„Bo cóż może dać człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mk 8,37)
Może sens tych słów Jezusa jest następujący: „Co może człowiek ofiarować Bogu większego, niż swoją duszę, przyozdobioną wiarą, nadzieją, miłością, pokorną skruchą i innymi łaskami?” Odpowiedź jest tylko jedna. Nic.
Bóg stworzył człowieka na Swój obraz i na Swoje podobieństwo. To podobieństwo każdy człowiek może rozwinąć, jeśli upodobni się w pełni do Jezusa Chrystusa. Dusza ludzka może się stawać coraz piękniejsza, jeśli zacznie się coraz bardziej upodabniać do Boga pod względem miłości i mądrości. Taka dusza zawsze jest miłym Bogu darem. Nic większego od niej nie można Mu dobrowolnie ofiarować. Różne dzieła ludzkie – nawet uważane przez ludzi za wielkie, lecz niedoskonalące duszy człowieka – nie mają takiej wartości w oczach Bożych, jak dusza upiększona łaskami. Wielką ozdobą duszy, zawsze miłą Bogu, jest skrucha. Napełniony nią duch ludzki może być zawsze miłą Bogu ofiarą, jak mówi psalm: „Ty się bowiem nie radujesz ofiarą i nie chcesz całopaleń, choćbym je dawał. Moją ofiarą, Boże, duch skruszony, nie gardzisz, Boże, sercem pokornym i skruszonym.” (Ps 51,18)

Utracić swoją duszę

„Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić?” (Mk 8,36)
Duszy nie można utracić w sensie pozbawienia się jej jako elementu duchowego, który wraz z ciałem tworzy człowieka. Jest ona nieśmiertelna, dlatego nie ma sposobu, aby ją unicestwić. Tylko Bóg mógłby to uczynić, ale tego nie zrobi. Nie po to bowiem stworzył ją jako niezniszczalną i nieśmiertelną, aby pozbawiać ją istnienia. Samo ciało bez duszy jest martwe i nie potrafi żyć bez niej. Dusza połączona z ciałem tworzy człowieka – żywą i niepowtarzalną osobę ludzką – stworzoną na obraz i podobieństwo Boże.
„Utracić duszę” można w innym znaczeniu niż się jej pozbyć i już jej nie posiadać. Można „utracić duszę” tylko w takim sensie, że zaciera się w niej podobieństwo Boże. Gdy człowiek grzeszy i przywiązuje się do grzechu, wtedy dusza – będąca obrazem i podobieństwem Boga – zamienia się stopniowo w duszę inną, demoniczną, mającą upodobanie w złu. Przestała być taką duszą jaką Bóg ją stworzył i jaką powinna pozostać na zawsze zgodnie z Jego wolą. „Traci duszę” ten, kto jej zdolności – takie jako rozum i wolna wola – używa do grzeszenia, tworzenia zła i rozszerzania go. Wtedy dusza traci podobieństwo do Boga, ponieważ On zawsze czyni dobro, powiększa je i rozszerza. Jeżeli ktoś w takim znaczeniu „utraci duszę”, staje się człowiekiem złym i „bezdusznym”. Nie przynosi mu korzyści na wieczność to, co mu daje świat materialny i świat zdemoralizowany. Nie przyniosłoby mu korzyści nawet zyskanie całego świata, gdyby utracił swoją duszę w znaczeniu zatarcia w niej podobieństwa Bożego.

Nie wstydzić się Jezusa, lecz dawać o Nim świadectwo przed ludźmi

„Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi przed tym pokoleniem wiarołomnym i grzesznym, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w chwale Ojca swojego razem z aniołami świętymi”. (Mk 8,38) Chrześcijaństwo nie może być takie, jakim chcieliby je widzieć niektórzy ludzie: zamknięte w sobie, ukrywające wiarę w Jezusa. On przecież dał swoim uczniom nakaz: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15) Każdy uczeń Jezusa ma zatem prowadzić do Niego tych, którzy Go nie znają lub Go porzucili. Sprzeciwieniem się temu nakazowi byłoby wstydzenie się Jezusa i Jego słów przed „pokoleniem wiarołomnym i grzesznym”. (Mk 8,38) Chrześcijanina, który sprzeniewierzył się swojemu powołaniu do dawania świadectwa Jezusowi przed światem, On, Syn Człowieczy, „wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w chwale Ojca swojego razem z aniołami świętymi”. (Mk 8,38)



DZIEWIĄTY ROZDZIAŁ EWANGELII WEDŁUG ŚW. MARKA

(Omówienie prawd wiary dla małych dzieci można znaleźć tutaj)

Autor komentarza: ks. Michał Kaszowski



Tytuły rozważań