Rozważanie Ewangelii według św. Jana


Tytuły rozważań


ROZDZIAŁ 4


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21


Rozmowa Jezusa z Samarytanką

A kiedy Pan dowiedział się, że faryzeusze usłyszeli, iż Jezus pozyskuje sobie więcej uczniów i chrzci więcej niż Jan1 – chociaż w rzeczywistości sam Jezus nie chrzcił, lecz Jego uczniowie2 – opuścił Judeę i odszedł znów do Galilei.3 Trzeba Mu było przejść przez Samarię.4 Przybył więc do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które (niegdyś) dał Jakub synowi swemu, Józefowi.5 Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny.6 Nadeszła (tam) kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: Daj Mi pić!7 Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności.8 Na to rzekła do Niego Samarytanka: Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić? Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem.9 Jezus odpowiedział jej na to: O, gdybyś znała dar Boży i (wiedziała), kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej.10 Powiedziała do Niego kobieta: Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej?11 Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie i jego bydło?12 W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął.13 Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu.14 Rzekła do Niego kobieta: Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać.15 A On jej odpowiedział: Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj.16 A kobieta odrzekła Mu na to: Nie mam męża. Rzekł do niej Jezus: Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża.17 Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą.18 Rzekła do Niego kobieta: Panie, widzę, że jesteś prorokiem.19 Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga.20 Odpowiedział jej Jezus: Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca.21 Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów.22 Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec.23 Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie.24 Rzekła do Niego kobieta: Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko.25 Powiedział do niej Jezus: Jestem Nim Ja, który z tobą mówię.26 Na to przyszli Jego uczniowie i dziwili się, że rozmawiał z kobietą. Jednakże żaden nie powiedział: Czego od niej chcesz? – lub: – Czemu z nią rozmawiasz?27 Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom:28 Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem?29 Wyszli z miasta i szli do Niego.30 Tymczasem prosili Go uczniowie, mówiąc: Rabbi, jedz!31 On im rzekł: Ja mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie.32 Mówili więc uczniowie jeden do drugiego: Czyż Mu kto przyniósł coś do zjedzenia?33 Powiedział im Jezus: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło.34 Czyż nie mówicie: Jeszcze cztery miesiące, a nadejdą żniwa? Oto powiadam wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak bieleją na żniwo.35 żniwiarz otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie wieczne, tak iż siewca cieszy się razem ze żniwiarzem.36 Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi zbiera.37 Ja was wysłałem żąć to, nad czym wyście się nie natrudzili. Inni się natrudzili, a w ich trud wyście weszli.38 Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety świadczącej: Powiedział mi wszystko, co uczyniłam.39 Kiedy więc Samarytanie przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich pozostał. Pozostał tam zatem dwa dni.40 I o wiele więcej ich uwierzyło na Jego słowo,41 a do tej kobiety mówili: Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata.42 (J 4,1-42)

1. Jezus z uczniami w samarytańskim Sychar

Faryzeusze z zazdrością i gniewem patrzyli na to, że Jezus pozyskuje coraz więcej uczniów. Przez to skłonili Go do opuszczenia Judei. „A kiedy Pan dowiedział się, że faryzeusze usłyszeli, iż Jezus pozyskuje sobie więcej uczniów i chrzci więcej niż Jan – chociaż w rzeczywistości sam Jezus nie chrzcił, lecz Jego uczniowie – opuścił Judeę i odszedł znów do Galilei. Trzeba Mu było przejść przez Samarię. Przybył więc do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które (niegdyś) dał Jakub synowi swemu, Józefowi. (J 4,1-5) Jednak głównym powodem upuszczenia Judei nie był strach przed zazdrosnymi i złośliwymi faryzeuszami. Jezus odszedł stamtąd, bo Jego słowo było potrzebne mieszkańcom innych miejscowości, także tych, w których żyli Samarytanie. Okazało się, że Jezus nie tylko przeszedł jak najszybciej przez region zamieszkały przez nich, ale zatrzymał się na dwa dni w miasteczku Sychar. Przez dwa dni tam przebywał, bo znalazł ludzi, którzy w Niego uwierzyli. To ze względu na tych ludzi i na Samarytankę, która swoim świadectwem pomogła im uwierzyć, Jezus opuścił Judeę i zatrzymał się pośród Samarytan.

2. Zmęczony i spragniony Pan stworzenia i Stwórca wszystkiego

Jezus opuścił Judeę i powędrował z uczniami do Galilei. Przybył „do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które (niegdyś) dał Jakub synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny. Nadeszła (tam) kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: Daj Mi pić! Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności.” (J 4,5-8) Jan Ewangelista mówi o Jezusie spragnionym i zmęczonym po pieszej wędrówce. Jest to ten sam Jezus, którego przedstawił w prologu do swojej ewangelii jako wcielone Odwieczne Słowo, Boga-Syna Bożego, przez którego wszystko się stało (por. J 1, 1-18). Odwieczny, wszechmogący Syn Boży przyjął naszą naturę, ograniczoną przez różne słabości, takie jak uleganie zmęczeniu. Stwórca świata i ludzi, zmęczony przy studni, prosi samarytańską kobietę o odrobinę wody. Prosi swoje stworzenie o okazanie prozaicznej pomocy swojemu Stwórcy, mówiąc z prostotą i pokorą do Samarytanki: „Daj mi pić!” (J 4,8) Od Wcielenia powstał nowy porządek: od naszego Stwórcy otrzymujemy wszystko, jednak możemy dla Niego coś zrobić jak Samarytanka, która potrafiła dać wody Jezusowi. I ciągle jest to możliwe. Dlatego kiedyś usłyszymy jedno z tych zdań, które Jezus zapowiedział, mówiąc o Sądzie Ostatecznym: „byłem spragniony, a daliście Mi pić” lub: „byłem spragniony, a nie daliście Mi pić”. I dalsze słowa: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata!” lub: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!”. I jedno z wyjaśnień: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” lub: „Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili” (Mt 25, 31-46)

3. Owocny szacunek Jezusa wobec Samarytanki

Do studni, przy której odpoczywał zmęczony Jezus, podeszła Samarytanka. Przyszła tam, „aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: Daj Mi pić!” (J 4,7) Kobieta, przyzwyczajona do lekceważącego traktowania ze strony Żydów, była zaskoczona nie tyle prośbą Jezusa ile tym, że się do niej odezwał z szacunkiem. Zdziwiona, rzekła do Niego: „Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić? Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem.” (J 4,9) Swoim przykładem Jezus pokazał nam, jak szacunek wobec drugiego człowieka może go zmienić i ile dobra może przynieść. Wystarczyło, że Jezus wobec Samarytanki zachował się lepiej niż inni Żydzi, a wprawił ją w zdziwienie. Jej pierwsza myśl po tym, jak Jezus powiedział do niej: „Daj mi pić!”, musiała być: Kim On jest, że zachowuje się wobec mnie inaczej niż inni? Swoje zaskoczenie i zdziwienie natychmiast wyraziła przed Jezusem mówiąc: „Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?” Jan Ewangelista tłumaczy swoim czytelnikom jej zdziwienie, wyjaśniając: „Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem.” (J 4,9) Z pewnością „wzajemne unikanie się” było najłagodniejszą formą okazywania sobie niechęci i pogardy. Jan jednak dyskretnie pomija milczeniem gorsze formy lekceważenia się i znieważania się. Dzięki szacunkowi Jezusa mogło dojść do bardzo owocnej rozmowy, bo Samarytanka pozbyła się wobec Niego jakichkolwiek uprzedzeń i obaw. Była szczera w czasie rozmowy, a po niej, przyciągnęła do Jezusa innych Samarytan, bo im o Nim opowiedziała. Przykład Jezusa jest aktualny zawsze, także w naszych czasach, kiedy wzajemne lekceważenie się – zwłaszcza w internecie i w polityce – stało się powszechną plagą. Jej owocem jest wzajemne zamykanie się na siebie i pogłębiająca się niechęć jednych do drugich. (Więcej o okazywaniu sobie szacunku, zwłaszcza podczas rozmów, tutaj)

4. Otwarcie serca Samarytanki na słowa i pouczenia Jezusa

Skierowana do Samarytanki prośba Jezus o wodę, a przede wszystkim Jego pełne szacunku zachowanie wobec niej, zdziwiło kobietę. Musiała się zastanawiać, kim On jest, że się zachowuje wobec niej zupełnie inaczej niż Żydzi. Jezus zdawał sobie sprawę, że Samarytanka zastanawia się nad tym, kim On jest, dlatego nawiązał do tego i powiedział do niej: „O, gdybyś znała dar Boży i (wiedziała), kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej”. (J 4,10) Słowa Jezusa musiały ją bardzo zaciekawić. Wzrosło jej zainteresowanie osobą Jezusa i obiecaną przez Niego „wodą żywą”, której mógłby jej udzielić. Myśląc o wodzie ze studni, Samarytanka wyraziła jednak swoje zdziwienie i wzrastające zaciekawienie. „Powiedziała do Niego kobieta: Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie i jego bydło?” (J 4,11-12) Samarytanka zaczynała coraz bardziej dostrzegać wielkość Jezusa i gotowa była uznać, że jest większy nawet od ich przodka, Jakuba, który dał im studnię. Kobieta ta nie była osobą świętą, nieskazitelną, jednak wykazywała się gotowością przyjęcia prawdy. Jej serce coraz bardziej otwierało się na słowa i pouczenia Jezusa. Dzięki otwartości jej ducha na prawdą i dzięki rozmowie pełnej słuchania w powstało wiele dobra. Kobieta przemyślała swoje życie i przyciągnęła do Jezusa wielu mieszkańców swojej miejscowości. Niestety, nie zawsze rozmowy są tak owocne, bo często podczas ich prowadzenia nie ma żadnego zainteresowania ani prawdą, ani rozmówcą. Nieraz można odnieść ważenie, że ludzie podczas dyskusji lub rozmowy są zainteresowani wyłącznie sobą i są wsłuchani tylko w swoje wypowiedzi. Współrozmówca jest jedynie „okazją” do wygadania się lub wyrażenia przed nim swoich poglądów. Taki sposób rozmawiania nie przynosi dobra. Przeciwnie, może pogłębić wzajemne uprzedzenia i niechęć do siebie. (Więcej o dobrym rozmawianiu ludzi ze sobą tutaj)

5. Nadprzyrodzona woda obiecana przez Jezusa.

Samarytanka zrozumiała słowa Jezusa o wodzie w ten sposób, że może dać jej zwykłej wody, jednak o nieco innych właściwościach: będzie gasiła pragnienie na bardzo długo. Dlatego usłyszała dodatkowe wyjaśnienie Chrystusa, wskazujące na nadprzyrodzoność zapowiedzianego daru: „Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu”. (J 4,13-14) Samarytance spodobała się obietnica Jezusa: może dać wodę nie z cystern, lecz – żywą, czyli wypływającą z ziemi, źródlaną, świeżą. Co więcej, nie będzie musiała ciągle chodzić do głębokiej studni i trudzić się wyciąganiem wody. Skończy się wysiłek zanoszenia ciężkich naczyń do domu. Kobieta chciała takiej wody, dlatego rzekła do Niego: „Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. A On jej odpowiedział: Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj”. (J 4,15-16) Jezus nie mówił o zwykłej wodzie, która jest konieczna do podtrzymywania życia ciała, lecz o różnych swoich darach, które tworzą i podtrzymują życie nadprzyrodzone. Wszystko, czego udziela Jezus, rodzi i utrzymuje w nas życie Boże. Taką „nadprzyrodzoną wodą” jest Jego Ewangelia, Duch Święty, sakramenty. Szczególnie powiązany z „wodą” jest sakrament chrztu, gdyż udziela się go albo przez polanie nią lub przez zanurzenie w niej. Wszystkie dary Jezusa mają jak woda związek z życiem, jednak nie z naturalnym, lecz nadprzyrodzonym i wiecznym: z życiem, które jest potężniejsze niż naturalna śmierć – z życiem wiecznym. Życie, w przeciwieństwie do śmierci, jest różnorodną formą aktywności wewnętrznej i zewnętrznej. (Więcej o Bożym, nadprzyrodzonym życiu w nas, czyli o łasce uświęcającej tutaj)

6. Ujawniona prawda o życiu Samarytanki

Jezus postawił pewien warunek Samarytance, która zapragnęła niezwykłej obiecanej przez Niego wody: „Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj”. (J 4,16) Prośba Jezusa postawiła kobietę w niewygodnej sytuacji, bo z prawdziwym mężem przyjść nie mogła. Powiedziała więc: „Nie mam męża”. (J 4,17) W tym momencie Jezus odsłonił przed nią fakt, że zna dokładnie jej życie. Rzekł do niej: „Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą”. (J 4,17-18) Nieoczekiwana wypowiedź Jezusa musiała wstrząsnąć niewiastą. Okazało się bowiem, że Jezus spokojnie i z szacunkiem rozmawiał z nią, chociaż wiedział nie tylko to, że jest Samarytanką, ale i to, jak rozwiązłe było jej życie. Kobieta nie obraziła się na Jezusa za to, że odsłonił przed nią prawdę o jej postępowaniu. Nie oskarżyła Go, że wdziera się w jej prywatne sprawy. Pokazała, że nie zalicza się do tych, którzy znienawidzili światłość z powodu swoich złych uczynków. Uczucie wstydu nie zamknęło jej serca ani umysłu na prawdę. Nie skłoniło jej do wypowiadania przykrych słów przeciw Jezusowi, jak by to uczyniło w podobnej sytuacji wielu faryzeuszów. Słysząc całą prawdę o swoim sposobie życia, powiedziała do Jezusa: „Panie, widzę, że jesteś prorokiem”. (J 4,19) Nie powiedziała już nic więcej o swoim życiu z kilkoma mężczyznami. Ani też Jezus nie kontynuował tego drażliwego tematu. Nawiązał natomiast do wypowiedzianych przez nią słów, którymi być może próbowała dyskretnie zmienić temat rozmowy. Powiedziała bowiem: „Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga” (J 4,20). Swoim sposobem mówienia i zachowaniem się Jezus pokazał Samarytance, że nie jest jej sędzią, lecz lekarzem, pragnącym uleczyć jej serce i duszę. Udzielił jej tego, co nazywa się „upomnieniem braterskim”, ale zrobił to w sposób bardzo delikatny. (Więcej o różnych sposobach upominania bliźnich tutaj)

7. Zbliża się czas kultu "w Duchu i w prawdzie"

Samarytanka przedstawiła Jezusowi różnicę poglądów między Żydami a Samarytanami, dotyczącą miejsca oddawania Bogu czci. Powiedziała: „Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga” (J 4,20). Odpowiadając, Jezus przedstawił jej przyszły kult, w Kościele. Będzie to nieograniczony żadnym miejscem na ziemi kult w Duchu i prawdzie. „Odpowiedział jej Jezus: Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie”. (J 4,21-24) Jezus dał kobiecie do zrozumienia, że nadchodzi czas nowego kultu. Nie będzie się już składać ofiar ze zwierząt ani w Jerozolimie ani na górze, na której Samarytanie czcili Boga. Zbliża się czas nowej duchowej doskonałej ofiary, którą będzie On, Jezus, w Eucharystii. Przez tę Ofiarę Ojciec w niebie zostanie doskonale uwielbiony. Przedłużać ją będzie prawe życie tych, którzy włączą się duchowo w jedyną Ofiarę Zbawiciela. (Więcej o Eucharystii i o Ofierze eucharystycznej tutaj)

8. Istota kultu „w Duchu i prawdzie”

Zapowiedziany przez Jezusa Samarytance kult „w Duchu i prawdzie” (J 4,24), to kult uformowany przez Ducha Świętego we wnętrzu żywej świątyni, którą jest każdy człowiek zjednoczony przez łaskę z Chrystusem. Ten kult cechuje się życiem w prawdzie, czyli takim, które nie opiera się na pozorach, na udawaniu, na obłudzie. Człowiek oddający Bogu kult „w Duchu i prawdzie” kocha Go prawdziwą miłością. Jego posłuszeństwo woli Ojca nie jest pozorne, udawane, lecz autentyczne, prawdziwe. Wypełnianie Bożych przykazań też jest prawdziwe, sumienne. Dobro, pokora, szacunek wobec Boga, pobożność i inne cnoty też są prawdziwe. Nikt o własnych siłach nie potrafi uformować w sobie prawdziwego i trwałego dobra. Potrzebuje do tego pomocy Ducha Świętego. Bez Jego wsparcia i bez współdziałania z Nim zamiast dobra prawdziwego i prawdziwych cnót, które otaczają Boga chwałą, pojawiają się tylko pozory pobożności, pozory posłuszeństwa Bożym przykazaniem, czyli inaczej mówiąc – obłuda wobec Boga i ludzi. Ona nie jest życiem w prawdzie, dlatego nie oddaje Bogu chwały. Obłuda nie jest tworem Ducha Świętego, dlatego człowiek przez nią siebie wywyższa i siebie uwielbia, zamiast oddawać Bogu kult „w Duchu i prawdzie”. Wewnętrzny kult „w Duchu i prawdzie” nie wyklucza kultu zewnętrznego. Ten jednak również musi być uformowany przez Ducha Świętego, bo inaczej nie będzie kultem prawdziwym. Autentycznym, prawdziwym kultem jest przede wszystkim Eucharystia i inne sakramenty. Dzięki nim możemy się stać duchową świątynią – oczyszczoną i uświęconą – w której stale oddawany jest Bogu kult „w Duchu i prawdzie”. (Więcej o sakramentach tutaj)

9. Maryja wzorem autentycznego kultu „w Duchu i Prawdzie”

Sam Jezus Chrystus pokazał nam swoim przykładem, na czym polega prawdziwy kult „w Duchu i prawdzie” (J 4,24). On bowiem nie składał Bogu ofiar ze zwierząt, lecz z miłości do Ojca i ludzi oddał swoje życie na krzyżu. Czcił Ojca w niebie każdym swoim czynem, który wyrażał Jego prawdziwą miłość do Niego. W oddawaniu czci Ojcu „w Duchu i prawdzie” podobna do Jezusa była Jego Matka, Maryja Dziewica. Czciła Ona Ojca niebieskiego każdym swoim czynem, słowem, myślą, wolą i uczuciem. W oddawaniu Mu czci nie było udawania, pozorów, obłudy. Była czcicielką Boga „w Duchu i prawdzie”, bo całą Jej prawdziwą pobożność ukształtował w Niej Duch Świętej. Ponieważ – w przeciwieństwie do innych ludzi – nigdy Mu nie przeszkadzała w działaniu, dlatego doszła do prawdziwej świętości i do prawdziwej miłości. Wraz z Synem, Jezusem Chrystusem, przylgnęła do Ojca całym swoim sercem, myślą, wolą i uczuciem. Żadną formą egoizmu, niczym nie umniejszyła swojej prawdziwej miłości do Niego. W Nim prawdziwie, szczerze i w pełni pokładała swoją ufność. Nie poddawała się różnym szatańskim próbom zniszczenia tej ufności, zwłaszcza wtedy, gdy pod krzyżem patrzyła na bolesne konanie swojego Syna, Jezusa. Bez przerwy oddawała cześć Ojcu przez swoją głęboką wiarę w Niego, ufność i niepodzielną miłość. Całe Jej życie – uformowane przez współpracę z Duchem Świętym i napełnione nie pozorną, lecz prawdziwą pokorą i dobrocią – stało się nieustannym okazywaniem czci Ojcu „w Duchu i prawdzie”. Taką Czcicielkę Boga otrzymaliśmy od Niego za doskonały Wzór. (Więcej o naśladowaniu Maryi tutaj)

10. Bezduszne praktyki niszczą kult „w Duchu i prawdzie”

Kultowi „w Duchu i prawdzie” można przeciwstawić pozorne oddawanie czci Bogu przez praktyki czysto zewnętrzne, wynikające z przyzwyczajenia. Ten rodzaj kultu jest rozpowszechniony także w naszych czasach. Zachowuje się różne zwyczaje związane ze świętami i może nawet „chodzi się” do kościoła i „odmawia pacierze”. W nic jednak nie wkłada się serca, w niczym nie ma miłości do Boga, nic nie jest uformowane w człowieku przez Ducha Świętego. To nie On, lecz rutyna i różne zwyczaje i tradycje leżą u podstaw tego pozornego oddawania czci Bogu. Tym wszystkim ludziom o „pozorach pobożności” (por. 2 Tm 3,5) powinna stanąć przed oczami Maryja. Ona bowiem, swoim przykładem i wstawiennictwem, potrafi nauczyć każdego z nas oddawania czci Bogu nie rutynowymi praktykami, lecz „w Duchu i prawdzie”. (Więcej o Maryi i Jej sposobie oddawania czci Bogu tutaj)

11. Ujawnienie mesjańskiej godności Jezusa przed Samarytanką

Po otrzymaniu pouczeń Jezusa o czci oddawanej Ojcu „w Duchu i prawdzie”, Samarytanka rzekła do Niego: „Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko. Powiedział do niej Jezus: Jestem Nim Ja, który z tobą mówię. (J 4,25-26) Pouczył przez to kobietę, że powinna przyjąć Jego słowa jako prawdziwe, bo wypowiedział je Mesjasz. To pouczenie było ostatnim, jakie Samarytanka otrzymała w tym momencie od Jezusa. Dowiedziała się jednoznacznie z Jego ust, że jest oczekiwanym Mesjaszem, zwanym Chrystusem. Było to coś wyjątkowego, Jezus bowiem nie rozpowiadał przed Żydami, że jest Mesjaszem. Obawiał się bowiem, że będą w Nim widzieli bardziej polityka niż swojego Wybawiciela i Zbawiciela świata. Wypowiedziami Jezusa zawsze kierowała mądrość, dlatego zawsze dobrze wiedział, przed kim i kiedy prawdę należy podać, a kiedy należy zamilknąć i nie podawać jej. Tego powinien się od Niego nauczyć każdy człowiek, zwłaszcza osoby przekazujące wiadomości przez środki społecznego przekazu: kłamanie jest złem, ale nieroztropne podawanie prawdy też może wyrządzić wiele szkód. W wielu wypadkach trzeba więc korzystać z mądrego milczenia. (Więcej o prawdomówności tutaj)

12. Apostołowanie Samarytanki

Jezus nie kontynuował rozmowy z Samarytanką, ponieważ powrócili Jego uczniowie z zakupioną żywnością. Byli zdziwieni Jego rozmową z kobietą, jednak „żaden nie powiedział: Czego od niej chcesz? – lub: – Czemu z nią rozmawiasz?” (J 4,27) Samarytanka odeszła, jednak nie zapomniała tego, co jej powiedział Jezus. Uwierzyła, że jest On oczekiwanym Mesjaszem, który pouczy o wszystkim, co jest najważniejsze dla człowieka. Swoją wiarą podzieliła się ze spotkanymi ludźmi. „Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem?” (J 4,28-29) Wiara zawsze powinna prowadzić do apostołowania. Jest ona zbyt cennym darem, by można go było zachować wyłącznie dla siebie.

13. Zdziwienie uczniów Jezusa

Kiedy uczniowie zobaczyli Jezusa rozmawiającego z Samarytanką, zdziwili się. Można przypuszczać, że nie dziwiliby się, gdyby z nią nie rozmawiał. Byłoby to dla nich czymś normalnym. Byli przecież Żydami wychowanymi w klimacie pogardy wobec Samarytan. A z różnych przyzwyczajeń uformowanych przez środowisko niełatwo się wychodzi. Jednak z szacunku do Jezusa nic nie powiedzieli, niczego Mu nie wytykali, „żaden nie powiedział: Czego od niej chcesz? – lub: – Czemu z nią rozmawiasz?” (J 4,27) Zanim uczniowie popadli w zdziwienie, uległa mu wcześniej sama Samarytanka. Była wręcz zaszokowana życzliwym podejściem do niej Jezusa. Można się jeszcze zastanowić, jak zareagowaliby faryzeusze, gdyby byli świadkami rozmowy z Samarytanką. Zapewne nie skończyłoby się na powstrzymaniu swoich uwag, tak jak to uczynili uczniowie Jezusa. Z pewnością wielu faryzeuszów znieważyłoby Samarytankę i samego Jezusa. Wydarzenie to pokazuje, jak różni ludzie reagują na to samo zdarzenie. Samarytanka wyraziła swoje radosne zdziwienie; uczniowie Jezusa pohamowali ujawnienie swojego zdziwienia, które trudno byłoby nazwać radością. Gdyby tam byli świadkowie o mentalności faryzeuszów, zareagowaliby wręcz złością, oburzeniem, pogardą i wyrażaniem swojej nienawiści. A przecież zachowanie Jezusa wobec Samarytanki zasługiwało wyłącznie na pochwałę. I tylko ona zareagowała na nie właściwie, to znaczy z radością, czyli tak jak Ojciec niebieski i Jezus, których napełniło radością zdobycie dla dobra i zbawienia nowej duszy.

14. Mylne rozumienie słów Jezusa przez Jego uczniów

Ewangelista Jan zauważa, że rozmówcy Jezusa często pojmowali Jego wypowiedzi w sensie naturalnym i materialnym, gdy tymczasem On miał na myśli sprawy nadprzyrodzone i duchowe. I tak np. Nikodem zrozumiał słowa Jezusa o koniecznym do wejścia do królestwa Bożego powtórnym narodzeniu z wody i Ducha w ten sposób, że ktoś powinien ponownie być zrodzony przez swoją matkę (por. J J 3,3-4). Gdy Jezus mówił Samarytance o wodzie nadzwyczajnej, która na zawsze gasi pragnienie i podtrzymuje życie wieczne, ona miała na myśli zwykłą wodę ze studni lub z jakiegoś źródła (por. J 4,10-15). Podobnie było z uczniami Jezusa, którzy powrócili z zakupioną żywnością. Gdy przyszli, prosili Go „mówiąc: Rabbi, jedz! On im rzekł: Ja mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie. Mówili więc uczniowie jeden do drugiego: Czyż Mu kto przyniósł coś do zjedzenia? Powiedział im Jezus: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło”. (J 4,31-34) Tym nadzwyczajnym pokarmem, którym było wypełnienie woli Ojca, Jezus się posilił, kiedy Jego uczniowie kupowali żywność konieczną do podtrzymania życia ziemskiego. Tym, co umocniło Jezusa w czasie ich nieobecności, było upragnione przez Ojca niebieskiego przyciągniecie do Niego samarytańskiej kobiety. Dzięki życzliwości, szacunkowi i owocnej rozmowie Jezusowi udało się przyciągnąć do Boga jej duszą. Było to coś, czego pragnął od Niego Ojciec niebieski. Dokonując tego zbawczego działania, Jezus wypełnił Jego wolę. To było dla Niego wielką radością, umocnieniem duchowym, podobnym do wzmocnienia przez jedzenie osłabionego ciała. Tego znaczenia słów Jezusa uczniowie jednak nie zrozumieli. Nie pojęli, że Jezus umocnił się nie ziemskim zwyczajnym chlebem, lecz wypełnieniem woli Bożej. Dlatego mówili „jeden do drugiego: Czyż Mu kto przyniósł coś do zjedzenia?” Jezus im wyjaśnił prawdziwy sens swoich słów: „Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło” (por. J 4,31-34). Ten rodzaj duchowego pokarmu – wypełnianie woli Bożej – potrzebny jest codziennie także naszej duszy.

15. Wypełnianie woli Bożej umacnianiem naszej miłości

Jezus powiedział: „Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło” (J 4,34). Podobnie powinno być także w naszym życiu, aby mógł się ciągle dokonywać w nas wzrost dobra i miłości. Ciało dla zdrowia i wzrostu potrzebuje odpowiedniego pokarmu, przyjmowanego regularnie. Podobnie jest z miłością i dobrem w nas. Miłość, najwyższe dobro, także potrzebuje pokarmu, aby w nas istnieć i stale wrastać. Pokarm dla ciała jest konieczny, aby nie umarło, dla ducha natomiast – aby nie umarło w nim dobro, ustępując miejsca złu. Pokarmem, który odżywia w nas dobro i pozwala mu się ciągle rozwijać, jest wypełnianie woli Ojca niebieskiego. Kto ją realizuje w swoim życiu, ten tworzy dobro, gdyż Bóg tylko dobra pragnie. Oprócz tworzenia go nie wymaga od nas niczego innego. Taka jest Jego wola. Wypełnianie woli Bożej to czynienie dobra na różne sposoby. Powoduje ono, że nasza dusza, a więc my sami stajemy się coraz lepsi, coraz bardziej podobnie do Dobra Najwyższego, którym jest Bóg. To On zaszczepia w nas dobro przez swoją łaskę. Jednak oprócz Jego łaski potrzebne jest jeszcze realne tworzenie przez nas dobra. Bez wykonywania go naszymi słowami, myślami, uczynkami, a nawet uczuciami, nie będzie się ono pomnażało w nas. Wzrastanie w nas dobra to inaczej wzrastanie naszej miłości. Czyniąc dobro – czyli wypełniając wolę Bożą – powodujemy, że coraz bardziej kochamy Boga i ludzi.

16. Dzieło Jezusa i Jego przyszłych uczniów

Jezus pouczył swoich uczniów o ich przyszłych zadaniach, które będą kontynuowaniem dzieła dokonanego przez Niego. Punktem wyjścia do Jego pouczeń był widok otaczających ich zasianych pól, które – w jasnym świetle – wydawały się bieleć. Nawiązując do tego widoku, Jezus powiedział: „Czyż nie mówicie: Jeszcze cztery miesiące, a nadejdą żniwa? Oto powiadam wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak bieleją na żniwo”. (J 4,35) Jezus rozróżnił dwie ważne czynności, dokonywane na polach. Jedną z nich jest obsiewanie pola ziarnem, a drugą – dokonanie żniwa, które następuje w Palestynie mniej więcej po czterech miesiącach od zasiewu. Prac na polu nie dokonuje jedna osoba. Obsiewa je siewca, a żniw dokonują najęte do tej pracy osoby. Ten podział pracy ujęty został w powiedzeniu, które przytoczył Jezus mówiąc: „Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi zbiera” (J 4,37). To, czego dokonał Jezus – od przyjścia na świat aż po powrót do Ojca przez wniebowstąpienie – było Jego pracą Siewcy. Był to wyjątkowy „zasiew”, bez którego nie moglibyśmy być zbawieni. Nikt nie potrafi go powtórzyć w taki sposób, w jaki to zostało zlecone przez Ojca Jezusowi Chrystusowi. Zadaniem przyszłych licznych uczniów – powoływanych przez Zbawiciela aż do skończenia świata – będzie praca, którą porównał w swojej wypowiedzi do trudu żniwiarzy na polu. Jezus sam dokonał wyjątkowego zasiewu, a zbieraniem będą się zajmować aż do końca świata Jego liczni uczniowie. Praca uczniów-żniwiarzy będzie trwała tak długo, aż się dokona końcowe żniwo: sąd u kresu czasów.

17. Radość siewcy i żniwiarzy

„Żniwiarz otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie wieczne, tak iż siewca cieszy się razem ze żniwiarzem”. (J 4,36) Sens wypowiedzi Jezusa może być następujący: wynajęty żniwiarz lub żniwiarze otrzymują od właściciela pola zapłatę zaraz po wykonaniu swojej pracy. Cieszą się z niej, bo mają np. środki na utrzymanie siebie i rodziny. Cieszy się też siewca, bo dzięki pomocy żniwiarzy ma plon znacznie większy niż ziarna, które sam posiał. Tak więc „siewca cieszy się razem ze żniwiarzem” (J 4,36). Wypowiedź Jezusa nie odnosi się jednak wyłącznie do zwykłej ludzkiej pracy na roli. Ta praca jest tylko symbolem działania dla królestwa Bożego. W tworzeniu go, jak w pracy na polu, potrzebna jest praca siewcy i żniwiarzy. Pracę siewcy wykonał Jezus, reszty dokonują Jego uczniowie-żniwiarze. Mają się oni ciągle troszczyć o nowych wyznawców Jezusa: o to, by ich było jak najwięcej i o to, aby ciągle wzrastali duchowo. Za tę pracę otrzymają nagrodę, którą będzie ich życie wieczne. Dodatkową ich radością będzie w niebie także to, że dzięki ich wysiłkowi na roli Pańskiej wielu otrzymało życie wieczne, a więc będą się cieszyć z „plonu na życie wieczne” (J 4,36). Tym plonem będą wszyscy zbawieni dzięki ich trudowi apostolskiemu. Z powodu tego „plonu na życie wieczne” dozna wielkiej radości w niebie Siewca, Jezus Chrystus, i wszyscy Jego pomocnicy-żniwiarze, którzy pomagali Mu w zbawianiu świata. Ich radość nigdy się nie skończy ani się nie pomniejszy. (Więcej o niebie tutaj)

18. Wspólne dobre dzieło

„Ja was wysłałem żąć to, nad czym wyście się nie natrudzili. Inni się natrudzili, a w ich trud wyście weszli.” (J 4,38) Jezus dokonał zbawczego zasiewu głównie wśród Żydów, natomiast teraz Jego pomocnicy mają się na całym świecie troszczyć o żniwo, czyli o nowych wyznawców Jezusa, żyjących na wszystkich kontynentach ziemi. To oni mają się zajmować rozszerzaniem Kościoła Chrystusowego. W dziele zbawienia świata nikt nie robi wszystkiego sam. Jezus jak siewca zasiewający ziarno przygotował przyszłe żniwa. Tym zasiewem było głoszenie przez Niego słowa Bożego i przede wszystkim jakby użyźnienie ludzkich serc wszystkich czasów przez swoją śmierć krzyżową. To nadprzyrodzone „użyźnienie” było absolutnie konieczne, aby w sercach ludzi mógł się pojawić obfity plon wiary i miłości. Według planu Ojca Jego Syn nie musiał żyć dłużej na ziemi niż nieco ponad trzydzieści lat, aby w pełni wykonać swoje zbawcze zadanie. Reszty mają dokonać Jego uczniowie: biskupi, kapłani, katecheci i rodzice chrześcijańscy, którzy przez religijne wychowanie swoich dzieci czynią je wyznawcami i przyjaciółmi Jezusa. Jedni mają wspierać drugich w pracy na roli Bożej. Jedni mają kontynuować dobre dzieła rozpoczęte przez drugich. Tak ma być w diecezjach, parafiach i rodzinach. Każdy ze swojej strony ma dorzucić coś dobrego do wspólnego dzieła, którym w niewidzialny sposób kieruje Jezus Chrystus i Duch Święty. Wielką małostkowością wykazują się te osoby, które uważają, że tylko one potrafią zrobić wszystko najlepiej i zazdrosnym okiem, ze złością, patrzą na dobro wykonywane przez innych ludzi. Aby pomniejszyć to dobro, uciekają się do bezpodstawnej krytyki i prób skompromitowania tych, którzy je czynią. Takim postępowaniem dają bardzo złe świadectwo o sobie.

19. Wzrastające dobro pomimo popełnionego zła

Życie Samarytanki, którą Jezus spotkał przy studni, nie było przykładne. Jednak przez swoją życzliwość wobec niej Jezus spowodował, że nawet z tego zła powstało dużo dobra – przede wszystkim liczne nawrócenia. W czasie rozmowy z nią Jezus ujawnił przed nią, że zna dokładnie całe jej życie: to że miała pięciu mężów i to, że obecny mężczyzna, z którym żyje, nie jest jej mężem (por. J 4,15-18). Po rozmowie z Jezusem Samarytanka z podziwem opowiadała w mieście ludziom o Nim, o Jego wyjątkowej wiedzy, którą może posiadać tylko Mesjasz. Zostawiła „swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem? Wyszli z miasta i szli do Niego. (J 4,28-30) „Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety świadczącej: Powiedział mi wszystko, co uczyniłam”. (J 4,39) „Kiedy więc Samarytanie przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich pozostał. Pozostał tam zatem dwa dni. I o wiele więcej ich uwierzyło na Jego słowo, a do tej kobiety mówili: Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata.” (J 4,40-42) Innym dobrem, które powstało w Samarytance po rozmowie z Jezusem o jej złym życiu, było powiększenie się jej pokory. Uświadomiła sobie, że nie ma się czym chwalić ani przed Bogiem, ani przed ludźmi, ani przed sobą. Poznała, że nie może uchodzić za doskonałą w oczach Tego, który dał się jej poznać jako prawdziwy Mesjasz. To przyczyniło się do wzrostu jej pokory. Jeszcze innym dobrem, które się w niej pojawiło, była jej życzliwa postawa wobec Jezusa. On wzbudził jej podziw. Zaczęła też w niej kiełkować wiara w Niego. Do podziwu i wiary dołączyła się także wdzięczność za to, że Jezus nie pogardził nią jako kobietą samarytańską i w dodatku jeszcze – grzeszną. Bóg potrafi ze wszystkiego, nawet ze zła, wyciągnąć jakieś dobro, a bardzo Mu w tym pomaga szczere uznanie swojej grzeszności przez człowieka i nawrócenie się.

20. Jezus Zbawicielem świata

Według św. Jana Ewangelisty to nie Żydzi, lecz pogardzani przez nich Samarytanie jako pierwsi uznali Jezusa za „Zbawiciela świata”. Przekonali się bowiem, że On nie wzgardził nimi, chociaż należeli do „świata”, który nie był żydowski. Zatrzymał się przecież u nich na dwa dni bez okazywania im pogardy czy lekceważenia. Nauczał ich tak, jak pouczał Żydów. Mogli więc stwierdzić, że nie jest On Mesjaszem posłanym tylko do nich, lecz Zbawicielem wszystkich: Zbawicielem świata, który nie odrzuci żadnego narodu na ziemi. Powiedzieli: „jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata”. (J 4,42) Tak, tylko Jezus, tylko On, jest jedynym Zbawicielem całego świata, wszystkich ludzi. Poza Nim nie ma zbawienia ani dla mnie, ani dla żadnego innego człowieka. Inni "zbawiciele" są zbawicielami fałszywymi. Są zwodzicielami, którzy zbawić nikogo nie potrafią. (Więcej o Jezusie, jedynym Zbawicielu, tutaj)

Jezus w Galilei

Po dwóch dniach wyszedł stamtąd do Galilei.43 Jezus wprawdzie sam stwierdził, że prorok nie doznaje czci we własnej ojczyźnie.44 Kiedy jednak przybył do Galilei, Galilejczycy przyjęli Go, ponieważ widzieli wszystko, co uczynił w Jerozolimie w czasie świąt. I oni bowiem przybyli na święto.45 Następnie przybył powtórnie do Kany Galilejskiej, gdzie przedtem przemienił wodę w wino. 46 (J 4,43-46)

1. Jezus dobrze przyjęty w Galilei

Chociaż w Samarii Jezus był dobrze przyjęty przez mieszkańców Sychar, to jednak opuścił miasteczko i poszedł do Galilei. Tam mógł się spodziewać przyjęcia zarówno dobrego jak i złego, bo – jak sam stwierdził – „prorok nie doznaje czci we własnej ojczyźnie”. (J 4,44) Jednak poszedł tam, bo tak chciał Jego Ojciec, bo tam miał zrealizować część Jego zbawczego planu. Tym razem został przyjęty dobrze, ponieważ mieszkańcy Galilei „widzieli wszystko, co uczynił w Jerozolimie w czasie świąt. I oni bowiem przybyli na święto”. (J 4,45) Jezus uczy nas, by spełniać wolę Ojca bez względu na to, jak to będzie ocenione i potraktowane przez ludzi: czy będzie się im podobać lub nie. Jeśli ktoś w swoim działaniu wpatruje się – tak jak Jezus i Maryja – tylko w Ojca niebieskiego i nie zważa na subiektywne oceny ludzi i ich sposób traktowania, to dokonuje wielkich dzieł, których owoce będą trwały wiecznie.

2. Jezus ponownie w Kanie

Następnie Jezus „przybył powtórnie do Kany Galilejskiej, gdzie przedtem przemienił wodę w wino. (J 4,46) Przyszedł tam, aby umocnić wiarę tych, którzy uwierzyli w Niego po dokonanym cudzie. Wieść o przemienieniu wody w wino – dzięki życzliwej i pełnej miłości ingerencji Maryi, Jego Matki (por. J 2,5) – na pewno rozeszła się szerokim echem pośród mieszkańców tej miejscowości. Może zrodziła różne zapytania. Dlatego Jezus udał się do Kany ponownie, jednak nie uczynił tego zaraz po dokonanym cudzie. Po weselu opuścił Kanę On, Jego Matka i uczniowie (por. J 2,12). Dał ludziom czas na rozmowy, przemyślenia i dopiero potem przybył tam ponownie. Udał się do tej miejscowości nie w celach towarzyskich lecz dlatego, że był komuś potrzebny do pogłębienia wiary i zmiany życia. Przybył powtórnie do Kany Galilejskiej, bo chciał tego Bóg, Jego Ojciec.

Uzdrowienie syna urzędnika królewskiego

A w Kafarnaum mieszkał pewien urzędnik królewski, którego syn chorował.46 Usłyszawszy, że Jezus przybył z Judei do Galilei, udał się do Niego z prośbą, aby przyszedł i uzdrowił jego syna: był on bowiem już umierający.47 Jezus rzekł do niego: Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie.48 Powiedział do Niego urzędnik królewski: Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko.49 Rzekł do niego Jezus: Idź, syn twój żyje. Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i szedł z powrotem.50 A kiedy był jeszcze w drodze, słudzy wyszli mu naprzeciw, mówiąc, że syn jego żyje.51 Zapytał ich o godzinę, o której mu się polepszyło. Rzekli mu: Wczoraj około godziny siódmej opuściła go gorączka.52 Poznał więc ojciec, że było to o tej godzinie, o której Jezus rzekł do niego: Syn twój żyje. I uwierzył on sam i cała jego rodzina.53 Ten już drugi znak uczynił Jezus od chwili przybycia z Judei do Galilei.54 (J 4,46-54)

1. Urzędnik królewski, potrzebujący pomocy tak jak inni ludzie

„A w Kafarnaum mieszkał pewien urzędnik królewski, którego syn chorował. Usłyszawszy, że Jezus przybył z Judei do Galilei, udał się do Niego z prośbą, aby przyszedł i uzdrowił jego syna: był on bowiem już umierający”. (J 4,46-47) Człowiek, który przyszedł do Jezusa, był urzędnikiem królewskim i mogłoby się wydawać, że dzięki temu jest dobrze zabezpieczony przed wszystkimi kłopotami i nie potrzebuje niczyjej pomocy. Okazało się jednak, że tak nie jest. Nawet król nie mógł mu pomóc w cierpieniu, gdy śmiertelnie zachorował mu syn. Nie widział innego rozwiązania, jak tylko pójść do Jezusa. I nie zawiódł się, gdyż Bóg potrafi pomóc człowiekowi we wszystkim.

2. Podwójna pomoc okazana przez Jezusa urzędnikowi królewskiemu

Jezus nie tylko uzdrowił syna urzędnika, ale także umocnił zbawienną wiarę w cierpiącym ojcu. Wiara otwiera nas na Boga, na prawdziwe Życie w Nim. Dzięki wierze może powstać w nas życie wieczne. Dzięki wierze można doznać uzdrowienia z duchowych chorób, czyli grzechów. Jest to możliwe, bo wierzący w Miłosierdzie Boga człowiek potrafi się do Niego zwrócić jak urzędnik królewski, by prosić o nadprzyrodzoną pomoc nie tylko dla innych, ale przede wszystkim dla siebie. Dzięki wierze potrafi błagać Boga o dar duchowego uzdrowienia, o uwolnienie od słabości i chorób duchowych: grzechów. Wiara jest wielkim darem Boga, umożliwiającym nam kontakt z Nim i otrzymywanie od Niego ogromnej ilości łask. (Więcej o wierze i jej pogłębianiu tutaj)

3. Umocnienie wiary przez Jezusa

Jezus pogłębił wiarę urzędnika królewskiego, który przyszedł prosić Go o uzdrowienie umierającego syna. Umocnił w nim dar, dzięki któremu możliwy staje się ciągły kontakt z Bogiem. Urzędnik słyszał już o Jezusie, o Jego mocy, dlatego zdecydował się przyjść do Niego i poprosić o ocalenie umierającego syna. „Usłyszawszy, że Jezus przybył z Judei do Galilei, udał się do Niego z prośbą, aby przyszedł i uzdrowił jego syna: był on bowiem już umierający”. (J 4,47) Samo przyjście urzędnika do Jezusa wyrażało wiarę w Jego moc. Jednak zamiast usłyszeć zapewnienie, że Jezus spełni dosłownie jego prośbę i pójdzie do chorego syna, usłyszał słowa jakby pewnego wyrzutu. Jezus bowiem „rzekł do niego: Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie”. (J 4,48) Poruszony miłością do syna urzędnik królewski ponownie skierował swoją prośbę do Jezusa i poprosił, by jednak przyszedł do jego domu: „Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko”. (J 4,49) Wtedy usłyszał słowa, które były wielką próbą jego wiary. Jezus bowiem sam nie poszedł do jego domu. Wysłał tam jedynie zbolałego ojca. „Rzekł do niego Jezus: Idź, syn twój żyje. Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i szedł z powrotem”. (J 4,50) Odmówienie prośby o udanie się do domu umierającego dziecka były wielką próbą wiary. Urzędnik królewski uwierzył jednak w prawdomówność Jezusa i w Jego moc. Nie upierał się więcej, by poszedł do jego umierającego syna. Sam do niego poszedł, bez Jezusa. Stosując się do polecenia Pana, pozwolił Mu umocnić swoją wiarę; pozwolił się obdarować łaską silnej wiary, znacznie mocniejszej niż ta, którą miał w chwili przyjścia do Zbawiciela. Jezus pokazał po raz kolejny, że to, co mówi i czyni, zawsze zmierza do tworzenia lub powiększania dobra. Nie wypowiada ani jednego słowa po to tylko, by coś powiedzieć. Wszystko ma na celu tworzenie dobra, jak największe obdarowywanie. Podobnie powinno być także z naszymi słowami i czynami: wszystkie bez wyjątku mają tworzyć i powiększać dobro. (Więcej o wierze i jej pogłębianiu tutaj)

4. Przykład umacniania wiary

Ojciec umierającego syna dał nam przykład działania, dzięki któremu można pogłębić swoją wiarę w Jezusa Chrystusa. Droga do wiary urzędnika królewskiego rozpoczęła się od tego, że uwierzył tym ludziom, którzy mówili prawdziwe rzeczy o Jezusie. Dzięki nim wiedział już coś o Nim. Może mu powiedziano o Jego mocy, która ujawniła się w czasie wesela w Kanie Galilejskiej. W podobny sposób jak ten urzędnik dochodzą do wiary w Jezusa miliony osób. Słyszą pouczenia o Nim, uznają je za prawdziwe i wierzą w Niego. Drugi niezbędny krok w dochodzeniu do pełnej wiary polega na przyjściu do Jezusa, tak jak to zrobił pogrążony w smutku urzędnik królewski. Udając się do Niego dał dowód, że uwierzył w prawdziwość wszystkiego, co o Nim słyszał od ludzi. Trzecim etapem pogłębiania wiary była prośba o pomoc, skierowana do Jezusa. Gdyby nie wierzył w Jego moc, nie prosiłby Go o pomoc, tak jak nie ubiegał się o wsparcie dla syna u znajomych, bezradnych jak on wobec postępującej śmiertelnej choroby. Kolejnym etapem na drodze do pełniejszej wiary było zaprzestanie wymagania od Jezusa, by działał w narzucony Mu sposób – to znaczy, by uzdrowił dziecko, idąc do niego. Urzędnik królewski uwierzył, że Jezus nie musi iść do chłopca, aby go uzdrowić. Ostatnim etapem pogłębiającej się wiary przybitego cierpieniem ojca było to, że przestał pouczać Jezusa, co ma czynić i jak ma działać. Zamiast dawać Mu dalsze wskazówki, sam poddał się Jego poleceniom. Zgodnie z tym, co mu powiedział Jezus, wrócił bez Niego do umierającego syna. W podobny sposób pogłębiała się wiara Maryi, Matki Jezusa. Najpierw wierzyła w Boga dzięki tym, którzy Jej o Nim powiedzieli. Gdy Go poznała przez wiarę, spotykała się z Nim na modlitwie i rozmawiała z Nim. Ufała Mu i polecała Mu wszystkie sprawy w swoim życiu. Jednego jednak z pewnością nie czyniła: nigdy nie starała się kierować Bogiem, jak to ma w zwyczaju wielu. Zamiast tego słuchała Boga i wypełniała wiernie wszystkie Jego życzenia. Jeśli chcemy, by ciągle wzrastała nasza wiara, powinniśmy postępować podobnie jak ojciec chorego dziecka lub jak Maryja, Matka Najświętsza. Mamy nie tylko słuchać słów o Bogu, o Jezusie, ale – iść do Niego. Powinniśmy prosić Go, by udzielił nam pomocy, ale tak jak On chce, kiedy chce i w taki sposób, jaki Jemu się podoba. Mamy nie tylko mówić do Jezusa, lecz również – wypełniać Jego polecenia. (Więcej o wierze i jej pogłębianiu tutaj, a o Maryi i Jej wierze, tutaj)

5. Spełnienie przez Jezusa prośby urzędnika królewskiego

Ci, którzy wierzą w Jezusa, nigdy nie doznają zawodu. Także wiara urzędnika królewskiego spotkała się z wielką nagrodą. Przekonał się o tym, gdy wracał do umierającego syna. „A kiedy był jeszcze w drodze, słudzy wyszli mu naprzeciw, mówiąc, że syn jego żyje. Zapytał ich o godzinę, o której mu się polepszyło. Rzekli mu: Wczoraj około godziny siódmej opuściła go gorączka. Poznał więc ojciec, że było to o tej godzinie, o której Jezus rzekł do niego: Syn twój żyje. I uwierzył on sam i cała jego rodzina. (J 1,51-53) Ojciec umierającego syna przekonał się, że Jezusowi można powierzyć każdą sprawę. Nigdy nie pozostawia bez pomocy człowieka, który Go o coś prosi, jest bowiem wszechmocnym i miłosiernym Zbawicielem. W wieczności zobaczymy, że Jezus nigdy nie był głuchy na nasze prośby. Słyszał i reagował na każde nasze słowo, na każde szlachetne pragnienie, jakby przykładał ucho do naszych proszących warg i naszego błagającego serca. (Więcej o wysłuchiwaniu próśb przez Boga tutaj)

6. Nie każdy chce wierzyć w Jezusa

Mogłoby się wydawać, że Jezus, Syn Boży – swoją Boską mocą, swoimi potężnymi cudami i słowami – mógł nawrócić wszystkich ludzi, których spotkał w czasie swojego pobytu na ziemi. Tak jednak nie było. Ewangelista Jan nie mówi o żadnych masowych nawróceniach w Galilei. Wspomina, że gdy Jezus uczynił cud na weselu w Kanie Galilejskiej, „uwierzyli w Niego jego uczniowie”. (1 J 2,11) Po cudzie uzdrowienia syna urzędnika królewskiego „uwierzył on sam i cała jego rodzina”. (J 1,51-53) O żadnych nawróconych tłumach Ewangelista Jan nic nie wspomina. Jezus cierpliwie doprowadzał do wiary jednostki. Każda z nich była niezwykle cenna dla Niego i jej poświęcał swój czas, by wzbudzić wiarę i pielęgnować ją. To te nawrócone osoby miały się potem stać solą i światłością dla świata. Jednak naród, w którym przyszedł na świat, jako całość Go nie przyjął i tak jest do dzisiaj. Zbawiciel każdemu chce pomóc, jednak nikomu się nie narzuca. Niektórzy ludzie myślą, że gdyby dzisiaj Bóg uczynił jakiś spektakularny cud, to cały świat by się nawrócił. Czy tak by jednak rzeczywiście było? Wątpliwe. Do wiary bowiem potrzeba czegoś więcej niż zadziwienia cudem. Potrzebna jest gotowość zmieniania swojego życia i wyzwalania się z egoizmu. Tego uwalniania się jednak nie każdy chce, dlatego niektórzy unikają Jezusa, aby swoją łaską nie pomagał im wychodzić z grzesznego egoizmu, do którego bardzo się przyzwyczaili, a nawet nie wyobrażają sobie szczęśliwego życia bez zaspokajania go. Dla niektórych ludzi egoizm jest integralną częścią ich życia – taką, której nie chcą się pozbywać, dlatego wolą nie wierzyć w Jezusa, Wybawiciela od grzechu i egoizmu.

7. Szukanie znaków lub Jezusa i Jego zbawienia

„Jezus rzekł do niego: Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie”. (J 4,48) Słowa te powiedział do urzędnika królewskiego, który przyszedł do Niego z prośbą o uzdrowienie umierającego syna. Wypowiedz Jezusa odnosi się jednak do każdego człowieka, który wymaga nadzwyczajnych znaków, aby uwierzyć w Boga, w Chrystusa. Jezus czynił znaki, jednak nie przeceniał ich wartości. Wiedział, że ułatwiają wiarę, jednak zdawał sobie sprawę także z tego, że bardzo często wzbudzona przez nie wiara nie jest ani głęboka, ani trwała. Często zanika tak szybko, jak szybko powstaje. Głębszą i trwalszą wiarę posiadają ci, którzy – bez żadnych znaków – uwierzyli w Jezusa dlatego, że zafascynowała ich sama Jego osoba, Jego dobroć i głoszona prawda. Ci, którzy wierzą w Niego bez żadnych cudownych znaków, oddają Mu cześć, bo uznają Go za Kogoś prawdomównego, mądrego, za Kogoś, komu można wierzyć bez zastrzeżeń. Jezus zasługuje na wiarę bez dowodów, bo jest prawdomówny. Nie ma powodów, by Mu nie wierzyć. Nie można uzależniać swojej wiary od różnych cudownych znaków. Z drugiej strony jednak nie powinno się gardzić dawanymi przez Boga znakami, jeśli On je daje. A takimi znakami i formami pomocy dla pogłębienia wiary są między innymi tzw. objawienia prywatne. Nie można w swojej pysze mówić: „Mnie żadne znaki ani inne pomoce nie są potrzebne; mnie wystarcza samo Pismo Święte”. A więc: nie wymagać znaków, ale też nie gardzić nimi, gdy są dawane, gdyż Bóg wie, co robi i po co coś czyni. (Więcej o objawieniach prywatnych i ich roli tutaj)

8. Wielkie i dyskretne znaki Jezusa

Ewangelista Jan zauważa: „Ten już drugi znak uczynił Jezus od chwili przybycia z Judei do Galilei”. (J 4,54). Pierwszym był cud przemienienia wody w wino na weselu w Kanie Galilejskiej, drugim – uzdrowienie umierającego syna urzędnika królewskiego. Ani jeden, ani drugi z tych cudów nie był uczyniony na oczach tłumów. To świadczy, że Jezus nie szukał rozgłosu. Poszukiwał ludzkich serc, których nie chciał niczym szokować. Nie chciał nikomu narzucać swojej nauki ani swojej Osoby. Chciał szczerej i świadomej odpowiedzi w formie wiary, zaufania Mu i miłości. Nie szukał zwolenników, którzy szliby za Nim z powodu oszołomienia znakami. Chciał uczniów-przyjaciół, którzy będą za Nim wiernie podążać, bo Go kochają i ufają Mu. Dzisiaj również szuka nie podekscytowanych cudami lecz spokojnych uczniów-przyjaciół, którzy będą z Nim współdziałać – przez ewangelizację, modlitwę i ponoszenie ofiar – dla zbawienia ludzi oddalonych od Niego, ludzi zagrożonych wiecznym potępieniem. (Więcej o współdziałaniu z Bogiem zbawiającym świat tutaj)

(Omówienie prawd wiary dla małych dzieci można znaleźć tutaj)

Autor komentarza: ks. Michał Kaszowski



Tytuły rozważań